Czytam z wielkim zainteresowaniem wstawiane przepisy. Czytam rowniez proponowane menu na obiady, kolacje na swiatek, piatek i niedziele. Wrazenie mam, ze nijak sie do siebie nie maja.
To kiedy stosujecie te troche nowsze, te troche inne, jesli zawsze wystepuje pomidorowa, rosol, budyn,
kartofle tluczone? Oczywiscie, ze jeszcze i ogorkowa i zurek. Wyglada, ze nic sie nie zmienilo w spozywaniu, natomiast w przepisach ogromnie. To kiedy spozywacie te nowosci?
Wiadomo, ze najbardziej polska z polskich salatka gyros leci na prywatkach (moim zdaniem powinna nazywac sie kujawsko - winiarska, ale mniejsza o nazwe), nowosci salatkowych przysmakow z chinskich zupek tez nie biore pod uwage, ale jest taka ilosc przepisow nadzwyczajnie pysznych, nowatorskich ktore wstawiacie, a sami na okraglo propagujecie menu z PRL-owskiego baru mlecznego.
To po co przepisy, jesli nigdy nie pojawiaja sie na stole "przepisanta".
Po co te kroliki, ktorych nigdy nikt nie zjada ani w niedziele, ani w swieto, ani w srodku tygodnia?
Mowie tylko o osobach piszacych o swoim "chlebie codziennym" a jednoczesnie tych, ktore wstawiaja przepisy.
Chetnie widzialabym rozmowe bez atakow.
To co napisałaś faktycznie rzuca się w oczy aczkolwiek myślę że większość z nas na codzień stosuje sprawdzone menu a frykasy i nowinki pojawiają się przy okazji imprez czy świąt. Przyznam że codzienne gotowanie to dla mnie lekki problem logistyczny dlatego że córka jest monotematyczna i jada tylko swoje potrawy mąż najchętniej widziałby na obiad schabowego na którego samo wyobrażenie robi mi się niedobrze bo uważam że nie ma bardziej nijakiego w smaku mięsa a ja lubię konkrety. Często nękam moją rodzinę nowymi pomysłami które nie zawsze im smakują i to nie dlatego że są złe ale dlatego że często nasze smaki ze sobą nie korespondują. Ubolewam szczególnie nad kaszami które ja uwielbiam mąż od "święta" przełknie gryczaną jeśli jest do tego gulasz niezbyt często ryż a o całej reszcie mogę zapomnieć ale co tam jak gotuję rosół to na jego podstawie machnę sobie od czasu do czasu krupniczek i jem go później przez trzy dni bo nikt poza mną go nie ruszy.
Mnie natomiast w wątku co dziś gotujesz zastanawia często jeszcze coś - ilość dań na obiad sorki ale gdybym codziennie spożywała zupę drugie danie i deser to miałabym problem z nadwagą.
Co do bieżącego menu u mnie wczoraj były paszteciki z ciasta francuskiego z mięsem i pieczarkami i barszcz, dzisiaj leczo z indykiem a na sobotę i niedzielę karkówka z pieczarkami wg mojego przepisu do tego ogóreczek kiszony buraczki i tak ukochane przez moich bliskich ziemniory.
Ja przeważnie robię jedno danie na obiad, a zupę ewentualnie dla synka.:)
Jak nie mam zupy, drugiego dania i deseru to jestem glodna. Na szczęście nadwagi jeszcze nie mam :)
Nie wiem czemu piszesz że przepisy nigdy nie pojawiają się na stole "przepisanta"
Wszystkie przepisy które moja córka wstawia do swojej książki, mają zdjęcia, co oznacza że stały na naszym stole i były wypróbowane.
Na codzień nikt nie jada wyszukanych potraw, bo by zbankrutował, każdy gotuje to co lubi jego rodzina.
Nie możesz wiedzieć co ludzie jadają na śniadania i kolacje, bo nie każdy bierze udział w wątku śniadaniowo -kolacyjnym. może właśnie wtedy gotują te swoje potrawy z przepisów.
Myślę że dużo osób robi swoje potrawy na święta i jak ma gości w domu.
Ja już mam w zamrażarce ozora wołowego na święta, którego na codzień nie jadamy i wiele pomysłów na świąteczne smakołyki z książki mojej córki, których w tygodniu nie robimy.
Skoro uważasz że użytkownicy propagują menu z PRL-U to może sama zacznij wstawiać przepisy które Ty jadasz na codzień i bierz udział w wątku obiadowym.
Czyżbyś żywiła się czymś lepszym od tradycyjnych obiadów? to się pochwal, na pewno każdy chętnie pozna Twoje dania nie z PRL-U.
Ja tak nieśmiało zapytam :) co takiego robisz na święta z tego ozora ?
Alusiu, ozora obowiązkowo robię w sosie chrzanowym:) jest pyszny
W musztardowym też.Niedawno robiłam,ale wieprzowe.Wołowych dawno nie widziałam w sklepach,już nawet nie pytam o nie.
ja również częściej gotuje tradycyjne dania a te wyszukane ,inne, na święta i imprezy rodzinne
po pierwsze domownicy wolą jak mój syn mawia nie "wydziwiane"a po drugie jak zauważyla MR wyszukane dania bywają kosztowne a często pracochłonne na co zwyczajnie w natłoku prac w tygodniu nie ma czasu
Wow, ozorek wołowy!!Mniam!
A co do sporadyczności "frykasów" to myslę podobnie-cena!Co innego-jak ja- kiedy żywię się sama lub z lubym, a co innego, kiedy trzeba wyżywić rodzinę.Ja naogoł staram się ( i lubię to)-zdrowo.Wynika to z moich ograniczeń zdrowotnych.To wsuwam kilogramy warzyw i wydziwiam.ale już moja połówka to, jak kawał miącha nie wsunie to idzie do lodówki i dożera kanapkami.Ale gdybbym miała do wyżywienia rodzinę i do tego ograniczone środki chyba optowałabym w tradycyjną kuchnie - w miarę możliwości nietłustą, ale pożywną.Mimo wszystko raz na jakiś czas tęsknię do np podrobów, golonki, ozora itp.
I czasem tylko zastanawiam się, jak to jest- nasi dziadkowie jedli tylko tak i jakoś zdrowi byli.A na pewno było to o wiele bardziej niezdrowe jedzenie. Albo eskimosi(Czukcze, Ewenkowie)podobno najzdrowsza populacja na świecie- a wsuwaja mięso, ryby, kilogramy tłuszczu, warzyw wcale, troche jakichs korzonków..Wnioskując na ich diecie ten słynny dr Kwasniewski z Ciechocinka oparł system leczenia dietą i leczy najgorsze choroby.Podobno je się u niego boczek, zagryzając salcesonem, a wiekszośc błyskawicznie zdrowieje.Mój kolega był w tym sanatorium i reumatyzmu pozbył się na kilka lat.Choc przeklina do dzis, bo to podobno najwstrętniejsza dieta pod słońcem.A i chudnie sie- wariactwo nie?Nawet mnie przekonał i z tydzień wytrzymałam na tej diecie))Brrr.to ja już wolę swoje warzywka.
No to jem z umiarem wszystkiego po trochu.Choć czasem mam wyrzuty sumienia))
A ja ten temat widzę inaczej.
Przeglądałam sobie często przepisy i doszłam do smutnego wniosku, że ja strasznie małopolotowo gotuję. Taka ta moja kuchnia zwyczajna, że aż nie ma się czym chwalić. Dlatego też nigdy nawet nie zerkałam do watków Bahusa. Ale kiedyś zajrzałam tam, bo wymysliłam sobie swoją własną potrawę z pieczonych mięs. Weszłam i....kamień spadł mi z serca:)) Bo tam pełno naszych polskich pomidorowych, rosołów, ogórkowych, pachnących żurków, pieczonego mięsiwa, panierowanych soczystych kotletów, fasolki po bretońsku - jak najbardziej polskiej i ziemniaki na różniaste sposoby.
Nie widzę tutaj PRL-owskiego baru, widzę Polski smakowicie zastawiony stół, rodzinny, ciepły, w który wkłada się całe swoje serce dla pozostałej części domowników.
Kiedy robię przepisy nowe? Na wyjątkowe okazje. Jaka jest reakcja na nowości na naszym stole? "Kochanie dobre to było, ale lepsze jest to co zwykle gotujesz po swojemu"
Nowości się próbuje , czasem zostają z nami na dłużej, ale częściej są jednorazowym miłym akcentem na naszym rodzinnym stole.
Pozdrawiam :))))
Ewa,gotuję podobnie jak Ty i pewnie większość pań (i panów) domu.Lubię równiez nowości i niektóre przyjęły się u nas na stałe.
Bahus ma przepis na pyszne mielone z mięsa wieprzowego mieszanego z gotowanym drobiowym. Coś pysznego. Normalnie nowy wymiar mielonego, wszystkim polecam.
Nie wiem skąd ten wniosek... Może ludzie, którzy nie lubią jeść, nie interesują się kuchnią gotują jak w PRL i byle jak. Ja tam eksperymentuję. Lubię nowe smaki poznawać. A w sklepach jest wiele nowych produktów dostępnych, których nie znałam, a chcę poznac smak i sposób przyrządzania. Rzadko mam to samo na obiad, ale jak coś zrobię co mi smakuje wstawiam na WŻ, żeby zapamietać proporcje. I są to potrawy proste, swojskie jak i wymyślne oraz drogie świąteczne. To, że ludzie na prawdę robią te potrawy potwierdzają autorskie zdjęcia. Takie potrawy jak gołąbki, pomidorową, rolady, zrazy, pyzy kiedyś dostępne w garmażerii można zdrobić na tysiąc sposobów i wcale nie kosztownie, ale fikuśnie. Zapraszam do eksperymentów WŻ i kolorowania sobie życia przez ubarwianie kuchni wymyślnymi daniami :)
Przeglądając watek " Co jecie dziś na obiadek?" nie zauważyłam ludzi, którzy nie lubią jeść i nie interesują się kuchnią. I myślę, że to stwierdzenie jest trochę nieprzemyślane. Po za tym nie każdy ma tyle czasu wolnego w tygodniu, żeby z kuchnią eksperymentować.
Również każdą potrawę można opisać na kilka sposobów:
Co dziś jecie na obiadek? Kurczaka z kombiwara i pieczone ziemniaki.
To samo danie w przepisach może być nazwane Czosnkowo-tymiankowe udko z chrupiącą skórką. Aromatyczne ziołowe ziemniaki.
Dwa opisy, a każdy inaczej brzmi.
Ewka źle mnie zrozumiałaś, przeczytaj jeszcze raz. Ja też twierdzę, ze na WŻ nie ma ludzi, którzy się kuchnią nie interesują i nie lubią jeść. Ale to tak jest, jak się pisze przez internet, a nie rozmawia :)
No to oki :) Zrozumiałam ( po drugim czytaniu też), że chodzi Ci o osoby wklejające swoje obiadki do wątku Bahusa, bo o tym Wita załozyła swój wątek :)
Wita przeczytałam wszystkie posty z wątku bahusa i pozwole się z Toba niezgodzić. Watek zaczyna bardzo ładnie bahus. W kremie z pieczarek nie widzę PRL- owskieg baru i łosoś do tych klimatów mi nie posuje.
Wita na początek, bo to wydaje mi sie podstawą nie możesz rządać od Polaków aby wyrzekli się swojej polskości i wyrzucili ze swojej kuchni ziemniaki. Dla mnie to tak jakby wytykać Włochą spożywanie makaronów. Ziemniaki są bardzo zdrowe .Tłuczone czy nie to gust i smak o tym decyduje i to z czym bedziemy je spożywać. Sałatka gyros dla mnie bardzo dobra robię ja z 3 razy do roku i absolutnie nie uważam jej za jakiegos hita. Sałatek z zupek chińskich podobnie jak Ty nie uznaje. Bardzo trudno zmienić pewne przyzwyczajenie żywieniowe ( nie koniecznie złe). Mojej mamy do zrobienia tacie na obiad pizzy, spagheti lub sałaty lodwej za chiny ludowe byś nie namówiła. Jesli chodzi o mnie i nowości robię je zwyczajnie w tygodniu, bardziej wykwintne i kosztowne zostawiam sobie na święta. Nie możesz twierdzić na podstawie przepisów w wątku bahusa że ludzie tak jedzą codziennie . Jak sama nazwa wątku mówi "Co Dziś jesz na obiad" a co było wczoraj i przed wczoraj tego nie wiemy. Jeśli chodzi o wartości odżywcze wspomnianych w tym watku potraw to dla mnie jak najbardziej ok. Zauważ że prawie każda potrawa ma jakąś surówke to znak, że Polacy znają zasady zdrowego odżywiania. Co do kaloryczności twierdzisz, że miała byś problemy z nadwaga. Niekoniecznie się z Toba zgodzę nie wiesz co osoby jedzą na śniadanie i kolacje. Ja np jem mleko z płatkami a kolacji nie jadam.Dlatego przy obiedzie moge sobie pozwolnic na więcej. Bardzo ważny jest też ruch przy spalaniu kalori i to jaką kto ma pracę. U ludzi pracujących fizycznie zapotrzebowanie na wysoko kaloryczne potrawy jest większe.
Jesli na polsich stołach króluje rosół, pomidorowa i ogórkowa to możemy się tylko cieszyć są to bardzo zdrowe zupy, Talerz pomidrowej to 150 kac więc to pikuś, ogórkowej podobnie.
Wita się rozpisałam ale jeszcze jedno ja z cała pewnścią jadła bym codzienie coś z kuchni innych narodów gdyby nie dzieci. Dzieci nie lubia nowości, nowych, przypraw, ostrych potraw,.Dzięci lubią pomidorową, ogórkową i kotleta grubego lub chudego. Dzieci są w ciągłym ruchu i otyłośc z tego powdu im nie grozi. Teraz napiszę ci co jedliś my na obiad w tym tygodniu a Ty sama oceń czy jest to rodem z PRL
poniedziałek - pomidorwa z ryżem ( na przecierze własnej roboty) kotlet mielony cielęcy, ziemniaki, mizeria z ogórka
wtorek - zupa meksykańska z cielęcina, naleśnik z serem,
środa Zupa meksykańska, kotlet schabowy wieprzowy ( nie było z 4 mc), sałatka z ogórków ze słoika
czwartek, piatek - fasolka po bretońsku ( nie było z 5 mc)
U mnie jeśli mam zupe to drugie podaje po godzince. Jeśi zupa jest pozywna to rezygnuję z drugieg i odwrotnie. Czasami cały tydzień nie mam ziemniaków a jest kasza, makaron, ryż więc widzisz ocena bywa trudna czasem podaje mięso duszone czasem pieczone na grilu w ziołach i teflonwej patelni.
Zgadzam się z witą . Wszyscy jadamy to co lubimy , to do czego jesteśmy przyzwyczajeni i to na co nam czas pozwala . Od święta przygotowujemy rzeczy pracochłonne , luksusowe itp. Każdy z nas ma swoje sprawdzone przepisy , którymi może się pochwalić .Podejrzewam , że wicie chodzi chyba o te osoby , które produkują przepisy masowo 700-800 i ciągle nowe wystawiają . Ile razy ta potrawa ma szansę pojawić się na stole u " przepisanta " raz na 2-3 lata , bo podejrzewam że jajecznicę i parówki też zjadają .
Zanim coś się napisze, to może warto to przemyślec.
Nikt tutaj masowo nie wklepuje codziennie przepisów, wstawia się tutaj swoje sprawdzone przepisy aby mieć własną książkę kucharską.
Niektórzy wstawiają tutaj swoje stare rodzinne sprawdzone przepisy.
Nic nie stoi na przeszkodzie żeby samemu też sobie założyc własną książkę kucharską, a nie krytykować innych.
Nie jestem w grupie docelowej tego postu, bo nie udzielam się na wątku obiadowym, a przepisów też dużo nie wstawiłam. Wydaje mi się jednak, że dyskusja dotyczy ogólnie pytania jak bardzo się zmieniła kuchnia domowa Polaków w ciągu ostatnich 20 lat. Na przykładzie mojego domu: wychowałam sie na bardzo dobrej kuchni polskiej uprawanej przez moją Babcię, która w ramach PRL zmuszała Dziadka do zdobywania odpowiednich produktów. Jako nieletnia jadałam więc różne frykasy, typu dziczyzna, sporo ryb róznych, wędliny domowe itp. W latach 80 już nie było tak dobrze, ale też było bardzo tradycjnie. Mimo, że były to pyszne rzeczy, teraz moja kuchnia, a także kuchnia mojej Mamy i Siostry jest zupełnie inna. Zmieniło się:
1) Cała kuchnia mocno się odchudziła.
2) Na stałe weszły do niej różnego rodzaju makarony z sosami - szybkie i pyszne. Osobiscie dałabym Nobla temu, kto wymyślił taliatelle ze szpinakiem i serem pleśniowym. W moim dzieciństwie makaron fukcjonował głównie w rosole.
3) Odkrycie sosu vinegrette - przez lata młodości jadałam tylko sałatę ze śmietaną , czego nie lubiłam.
4) Muffinki - całkowita nowość.
5) Zupy rybne nie w wersji wigilijnej.
6) Nowe przetwory warzywne - chutneye, konfitura z cebuli.
7) Pieczenie chleba w domu.
TAkie portale jak WŻ dają przede wszystkim inspirację i wiedzę. Pozwalają odkryć, że nie wszystko, co się wyniosło z domu jest jedynie słuszne, ale że inni mają też znakomite pomysły. Wcale nie chodzi o stosowanie nowych , wymyślnych przepisów, bo to często jest bardzo kosztowne, ale o wprowadzenie stopniowo do swojej kuchni często małych, ale znaczących zmian i jej unowocześnianie.
Przepisy inspirują, przeczytam czasem coś zmienię nieraz wykorzystam bez zmian. Moja codzienność, dwie osoby pracujące na różne zmiany. Obiady w ciągu tygodnia odgrzewane. Jednak można przygotować i odgrzać choćby zapiekankę (dzisiejsza ziemniaki, plasterki salami, podsmażone z porem i brokułem. )
Owszem jest co jakiś czas pomidorowa z ryżem, czy zupa grzybowa albo kopytka z sosem grzybowym (ale te grzyby to wyjątkowy rok , bo akurrat mam sporo suszonych)
Toz ja pisalam o latwosciach. Tyle w tych przepisach subtelnosci, skrotow ,delikatnosci tanich produktow uzywanych...
Mowilam wylacznie o przepisach latwych, a przynajmniej nietrudnych. Mam juz wrazenie, ze ktos mnie skopie
za niezbyt dokladne obchodzenie sie z dziedzictwem kulturowym takiej na przyklad kapusty odsmazanej.
No, niestety uwazam, ze moznaby propagowac i te kapuste jesli tylko nie jawi sie jako element nie do podwazenia.
Podwazyc polskosc kapusty i polskosc kartofla, to jakby uderzyc w nasze korzenie. Ludzie, ja tez jestem Polka!
Ale nasza polskosc nie polega na powielaniu pyzy, bo wszak te pyze juz nalezy unowoczesnic dla mlodszego pokolenia.
Jako czytelniczka WZ, temat w sprawie przepisow, wydawal mi sie na czasie i na sercu, oczywiscie takich tematow sie nie podejmuje, bo moga obrazic. Za co absolutnie przepraszam, obrazac nikogo nie chcialam.
Co do unowocześniania to chyba nie do końca się z Tobą zgodzę zawsze moja kuchnia była dość nowoczesna tradycyjne potrawy pojawiały się od święta odkąd moja córka (6 lat) mówi czego nie zje a nie bezmyślnie przełyka wszystko się w mojej kuchni odwróciło pyzy pierogi kopytka kluski śląskie ziemniaki są na porządku dziennym z nowoczesnych potraw jada tylko spaghetti i nugetsy i paluszki rybne i pewnie gdyby mi nie zależało na jakości tego co zjada jadłaby nugetsy i paluszki rybne codziennie razem z chemią w nich zawartą