Chcialam poznac Wasze zdanie na temat: Zgubione - Znalezione.
Czy zdarzylo sie Wam juz kiedys, ze cos zgubiliscie i ktos postaral sie aby zguba do Was wrocila??
Czy znalezliscie juz kiedys cos i odszukaliscie wlasciciela??
Do pytan tych sklaniaja mnie ostatnie wydarzenia w moim zyciu..
Syn, znalazl dokumenty i odszukal ich wlasciciela, odwiozl mu je do domu (autobusem)... motywujac to tym, ze "Mama, wiesz ile czasu stracilby ten czlowiek, zeby wyrobic to wszystko na nowo" Bylam dumna.. :)
Druga, odwrotna sytuacja..
Korzystajac z uslug taksowek w Szczecinie, zapomnielismy w niej aparat fotograficzny.
Stalo sie tak bo bylo ciemno, taksowka miala do tego przyciemniane szyby z tylu.. a po zakonczonym kursie nie zaswiecilo sie swiatlo wewnatrz taksowki.
Mimo, ze dzwonilismy do korporacji.. (taxi na telefon) nikt go nie znalazl... ani kierowca, ani kolejny pasazer..
a moze byl poprostu za dobry, zeby go znalezc i oddac?
Wiadomo wina jest nasza, ze nie dopilnowalismy aby go zabrac... mimo to czujemy sie jakby zycie dalo nam kopniaka.
Wiem, ze ludzie traca kazdego dnia majatki.. i juz dawno spisalismy aparat na straty..
Tylko, ile jest w nas tej empatii aby zrozumiec.. jak czuje sie ten, ktory cos zgubil.. Oraz euforie tego, ktory cos znalazl.. i traktuje to jak wygrana w totolotka.
Pozdrawiam wszystkich :) wieczorowa pora :)
Moja mama miała bardo drogie korale perłowe. Raz jak wracała z kościoła zgubiła je. Za kilka dni starsza kobieta pokazała mamie, że jej wnuczek znalazł. Dodam, że z tamtą rodziną wcześniej nie żyliśmy w dobrych stosunkach. Konflikty się zdarzały. Niestety nam nic nie udało się znaleźć więc nie wiem jak bym postąpiła. Wszystko zależy od sytuacji.
Dwa tygodnie przed naszym slubem, bylismy na zakupach i po spakowaniu wszystkiego do samochodu.. odjechalismy z parkingu. Wrocilismy do domu. Krotko potem zadzwonil telefon do mojego przyszlego wtedy meza... ktos pytal czy to pan XX i prosil o podanie imienia.. a nastepnie poinformowal, ze w momencie wsiadania do samochodu moj maz polozyl taka mala teczke z dokumentami na dachu samochodu.. i odjechalismy.
Ten pan widzial to i jechal za nami.. az teczka spadla.. pozbieral ja.. i po powrocie do domu odszukal w kasiazce telefonicznej nr. tel. meza.. i przywiozl mezowi dokumenty do domu. Dwa tygodnie przed slubem..to bylby niezly zamét... gdyby sie to nie znalazlo.
Moja córka niedawno znalazła telefon komórkowy. Był już zablokowany. Odszukała w spisie telefonów nr do mamy osoby, która komórkę gubiła i zadzwoniła. Odebrała mama dziewczyny, która zgubiła telefon. Córka podała swój adres i wieczorem dziewczyna przyjechała po zgubę przy okazji wręczając mojej córce butelkę dobrego wina w ramach podziękowania.
Jednak mój mąż coś znalazł. Jest kierowca autobusu. Min wozi dzieci do szkoły. Raz znalazł w autobusie tel komórkowy. znalazł w książce wpis mama. Na koncie nie było pieniędzy więc nie mógł zadzwonić. Zadzwonił ze swojego tel. Odebrała kobieta. Zapytał czy jej dziecko ma nokie. Kobieta powiedziała, że ma inny modeli i odrzuciła rozmowę. Za kilka godz synek zadzwonił i telefon został mu zwrócony.
Też znalazłam telefon , zadzwoniłam pod numer który dzwonił ostatni kilka razy . Odebrała dziewczyna , która zgubiła ,przyjechała ,odebrała , podziękowała .
Znalazlam kiedys calkiem 'wypasiony' telefon w autobusie. Zadzwonil ktos i umowilam sie na spotkanie, zeby oddac. Czekalam prawie godzine-nikt nie przyszedl. Drugiego dnia ktos sie ponownie odezwal i jeszcze raz pojechalam w umowione miejsce. Czekalam godzine, az wlascicielka zjawi sie po odbior. Uslyszalam tylko zdawkowe 'dzieki'...
Kolega męża zgubił komórke. Dzwonił kilka razy na swój numer z komórki męża... w końcu odebrał jakis facet. Na prośbe tego kolegi, aby zwrócił telefon usłyszał tylko śmiech...są ludzie i ludziska...
Kiedyś zgubiłam pieniądze i dokumenty, dokumenty przyszły pocztą pieniądze nie.Pal licho pieniądze, ważne że mam dokumenty:)
Glumando, przykro jest jak inni zachowują sie zupełnie nie tak jak powinni. Zwłaszcza, że Twój syn postapił prawidłowo, a Was spotkało coś zupełnie innego. Jednak myslę, że dobro powraca, może w innych okolicznościach, ale wróci.
Ja przez ostatnie 11 lat, trzy razy znalazłam portfele z gotówką i dokumentami. Za każdym razem wysyłalam pocztą zgubę z dopiskiem, że z portfela wzięłam tylko sumę na pokrycie kosztów przesyłki. Skoro już wysyłam to uważam, że nie muszę placić za to z własnych funduszy.
Uważam, że jeśli wzięłabym te pieniądze, byłaby to kradzież.
Dokumenty mowia same za siebie..zaraz wiadomo komu naleza, aparat..nie mial wizytowki :(((
Dla niektorych to zaproszenie do uznania za swoje.
W Niemczech jest taka umowna zasada, ze mozna zarzadac od kogos 10% wartosci znalezionej rzeczy.
Ci, ktorzy cos oddaja.. to najczesciej ludzie takiego pokroju, ze nawet ta dziekczynna bombonierke czy szampana.. trzeba im sila podarowac :) Gdyby ktos zechcial oddac, nam nasz aparat w PL zostalby przez nas wynagrodzony.. ale nikt go nie znalazl ;) No coz... podatek od szczescia.
Glumando, w Polsce to nie jest zasada, w Polsce to prawo 10% znaleźnego, które mozna nawet sądownie się domagać. Tylko, że wiele osób jest takich, którzy wolą ukraść niz wziąć te 10% uczciwie.
No tak, 10% to nie 100% ;)
Moze i tutaj jest to prawo.. nie wiem.. nie interesowalam sie tym nigdy dosadnie.
kiedys jak mialam ok 17 lat znalazlam z kuzynka portfel co prawda pieniedzy w nim niebylo ale byly dokumenty i zanieslismy je do dziadka i babci i dziadek odwiozl je do domu tej kobiety dostalismy w ramach podziekowan duza bombonierke.
Kiedyś, jak jeszcze pracowałam znalazłam portfel obcokrajowca. DZień pracy trwał 12 godz, więc postanowiłam wysłać portfel w wolnym czasie. Nic nie zabrałam. Pod koniec dnia właściciel zgłosił sie po zgubę. Zostawił kilkadziesiąt złotych i bombonierkę. Na nic zdały się tłumaczenia, że ja to nie dla nagrody zostawiłam. Powiedział, że to honorowe jest. Serdecznie podziękował a ja speszona zostałam z prezentami, fakt cieszyłam się, że tak się ktoś potrafi zachować.
Zostawiłam nowy telefon (dostałam w prezencie od Taty) w sklepie odzieżowym. Niestety ekspedientki, albo inny klient nie oddał. Nikt nie próbował też dzwonić. Taka nieuczciwość :/
Co do mnie, to częściej gubię niż znajduję, o tym długo możnaby pisać. Ale pamiętam jedno znalezienie. Otóż na drodze, którą wracałam do domu z autobusu, leżał portfel. W środku była niewielka suma pieniędzy, potwierdzenie wpłaty na przyjęcie weselne i kartki żywnościowe. To były bowiem lata osiemdziesiąte. Kartki były dość "wypasione", pewnie górnicze. Żal mi się zrobiło tej poszkodowanej osoby, bo przecież wesele i te kartki na pewno potrzebne. Jako że na potwierdzeniu był adres, wysłałam męża, aby oddał ten znaleziony portfel. Oczywiście nie oczekiwaliśmy żadnego znaleźnego, broń Boże! Właścicielka bardzo się ucieszyła i zapytała męża: A może wypije pan jednego? Bardzo nas ta forma wdzięczności ubawiła. Mąż jednak nie skorzystał...
Ja też miałam sytuację z taxi. Jechaliśmy z mężem, który akurat wziął w tym dniu wypłatę i miał pieniądze w kopercie. Były to nasze jedyne pieniądze w tamtym czasie, bo ja nie pracowałam i nie było nam lekko. Mąż wziął córkę na ręce, była mała i usnęła, a koperta wypadła mu w tej taksówce z kieszeni. W domu jakoś w miarę szybko się zorientowaliśmy, że nie ma pieniędzy. I tak myślimy, gdzie to mogło zginąć. Zadzwoniliśmy szybko do tej korporacji taksówek, na szczęście szybko udało się znaleźć pana z któym jechaliśmy i on jeszcze nie miał po nas żadnych pasażerów, odzyskaliśmy pieniądze, pan otrzymał tzw. "znaleźne", bo wyraźnie tego oczekiwał. Ale co tam, najważniejsze że odzyskaliśmy nasze pieniądze.
To tak jak ze mna... częściej coś gubię, niż znajduję. Tylko raz zdarzyło mi się, że nie odzyskaliśmy zguby. Były to okulary przeciwsłoneczne, zostawione w przymierzalni w jednym ze sklepów galerii... Ale już zostawione kopytka w sklepie wróćiły bez problemu;). Kiedyś miałam taką sytuację, że w jednym sklepie kupiłam sukienke, a potem przymierzając coś w innym, zostawiłam ją (u konkurencji;)). Będąc w tym sklepie po tygodniu, odzyskałam ją, spokojnie sobie na mnie czekała:)
Raz zdarzyło mi się znaleźć na chodniku taką torbe jakby na zakupy a w środku dokumenty. Jako, że byłam z malutkim wówczas synkiem sama to nie jeździłam szukać właścicielki tylko zaniosłam na komisariat. Mam nadzieję, że oddali zgube;)
Opisane sytuacje są jasne i oczywiście, trzeba zgube oddać właścicielowi .Ale co zrobić znajdując banknot 10 lub 20 złotowy .Ja znalazłam kilka lat temu ,5zl. i wziełam .
bardzo niefrasobliwie traktujesz swój dowód osobisty, powiedz komu opadną ręce i nie tylko gdy ktoś kupi drogie auto na raty, albo weźmie pokażny kredyt w banku lub popełni inne przestępstwo i przy tych "transakcjach" będzie posługiwał się Twoim dowodem osobistym?
Mnie np.,zdarzyło się coś takiego:przyszłam z pracy do domu i jakoś przypadkowo wyjrzałam przez okno na ulicę i patrzę-a tam coś leży,jakby telefon komórkowy,więc wyszłam i patrzę,rzeczywiście że to komórka.Więc wziełam ją do domu ale nie mogłam ją właczyć bo zawierała pin,więc jak mój mąż przyszedł do domu on podłaczył ją pod kompa i wyświetliły się numery telefonów oraz zdjęcia.Więc ja mówię i mój mąż był tego samego zdania,że trzeba oddać bo po co nam jakiś stary używany telefon a ktoś może teraz przeżywa(martwi się),że zgubił.I co się okazało,że telefon zgubił dzieciak naszych dalszych sąsiadów o jakieś 5-6 domów od nas.Sąsiadka przyszła po niego i była bardzo zadowolona.Ale tak ogólnie to różnie bywa z tym oddawaniem rzeczy znalezionych,nie wszyscy są uczciwi.
trzeba oddać
bo po co nam jakiś stary używany telefon
To też bym oddała.Po co mi cudzy telefon, jak mam swój taki jaki mi sie podoba.W salonach z telefonami można nawet za 1zł kupić to po co się łaszczyć na cudzy?Mnie jeszcze stać,żeby sobie kupić telefon!
A ja właśnie wczoraj zgubiłam (albo ktoś mi ukradł) portfel, w środku było ponad 1000 złotych co dla mnie jest sporą sumą. Dzisiaj byłam w sklepie gdzie ostatni raz miałam w ręku portfel i oczywiście nikt go nie znalazł. Zryczałam się jak głupia, jestem cała spuchnięta bo cały miesiąc ciężko pracuję na tą kasę a czekają mnie spore wydatki. Wszyscy mi mówią że są większe nieszczęścia ale ja to doskonale wiem i wcale mnie to nie pociesza. Wszystki jest do dupy!!!!!!!!! Nie mogę przestać wyć, to jest silniejsze ode mnie.
To rzeczywiście tragedia zwłaszcza jak pensja wynosi 1000zł,zresztą ile by nie było.Szok,a własnie jak ludzie znajdą pieniądze to nie oddadzą,chyba,że nie ma tam żadnego dowodu pod który można by było oddac.Ale tak czy inaczej ludzie nie oddają pieniędzy.naprawdę bardzo Ci współczuję tyle pieniędzy zgubić.A dlaczego miałaś akurat taką sumę dużą przy sobie,nie mogłaś wziąśc tyle pieniędzy ile Ci potrzeba?
Ten tysiąc to na szczęście nie była cała moja pensja, miałam tyle pieniędzy przy sobie bo chciałam zrobić większe zakupy (szykuje mi się remont w domu, a raczej szykował się).
Kruszynko, strasznie mi przykro z powodu twojej zguby.. To bardzo boli, jak sie cos w taki niewiadomy sposob straci :( Ja zawsze mowie, ze potrafie dac dobrowolnie rozne rzeczy ale nie nawidze jak ktos chce cos odemnie sila wydebic.. albo co gorsza brutalnie cos ukradnie. Nie wiem, jak Cie pocieszyc... bo chyba w momencie jest to trudne.. aby zabrzmialo naprawde pocieszajaco. Czas leczy.. Pozdrawiam.
w stwierdzeniu, że ludzie nie oddają pieniędzy, to nie jest do końca prawda. Jako przykład może posłuzyć moje zdarzenie. Otóż wysiadając z pociągu w Zgorzelcu tak zaaferowałam się bagażami, że o torebce leżacej na kanapie zupełnie zapomniałam i została w pociągu. Zorientowalam się dopiero gdy pociąg ruszył. W padłam w panikę, bo jak to w kobiecej torebce udającej się na większe zakupy daleko od domu: dokumnety, prawo jazdy, klucze od mieszkań, pieniądze w trzech portfelach (bo w trzech walutach), karty kredytowe i w notesie... co prawda szyfrem zapisane, ale zapisane piny do kart, bilet otwarty na przejazd międzynarodowy Sindbadem warty 100 EUR i telefon komórkowy. Ktoś z wysiadających podróżnych pożyczył mi swój telefon z prośbą wręcz bym skorzystała i zadzwoniła na 112 szybko powiadomić policję zanim pociąg dojedzie do stacji w Goerlitz. Zrobiłam tak jak mi obcy ludzie poradzili. Poszłam do domu taty. Opowiedziałam co się stało. Wtem zadzwoniła komórka taty, na wyświetlaczu pojawił się mój numer telefonu! Ktoś z niego dzwonił, szybko podjęłam rozmowę, jakiś pan powiedział, że znalazł moją torebkę, ale Niemcy już ją zdążyli wybebeszyć. Pozbierał wszystko, ale nie wie czy nikt niczego z niej nie zabrał. Powiedział, że może mi ją dostarczyć, ale to będzie mnie kosztowało "flaszkę" zgodzilam się z ochotą i natychmiast umówiliśmy się, gdzie się spotkamy. Chciałam biec nawet na dworzec do Goerlitz, ale pan powiedział, że jest autem i przyjedzie do Zgorzelca. Dość szybko przyjechał, oddał mi torebkę, ja wręczyłam mu 50 zł "na flaszkę" Przy nim nie sprawdzałam zawartości torebki, no bo przecież jakby nawet czegoś brakowało, to przed nim inni mieli ją w rękach, więc pretensji mieć i tak bym nie mogła mieć.
Gdy odjechał, na spokojnie sprawdzilam czy są dokumenty - były, sprawdziłam resztę - też była.
Nie brakowało niczego! ani pieniędzy, ani kart kredytowych, ani biletu. no niczego!
Zapamiętałam nr rejestracyjny auta jakim podjechał.
Po odzyskaniu torebki zadzwoniłam już z własnego numeryu na policję by powiadomić, że zgubę odzyskałam. Pani uprzejmie mi powiedziała, że oni niezdążyli zareagować, ale ja tak do końca nie jestem tego pewna, czy to nie był policjant po cywilu, bo który młody człowiek wieczorową porą nosi ciemny garnitur i krawat ze spinką?
O to bardzo ładny przypadek,naprawdę czytając twój post aż mi dech zaparło z wrażenia.Widzisz bo akurat jak stwierdziłaś był to policjant,bo jakby był jakiś małolat to myślisz,że by oddał-raczej nie.Ja nie mówię,że wszyscy ludzie są tacy,masz przykład(twoja osoba).Pozdrawiam.
A ja nie znam policjanta ( a znam ich sporo), który nosi wieczorową porą garnitur i krawat. O spince to już nawet nie wspomnę.
No znasz sporo a szczególnie jednego :) i on napewno
czasem wieczorową porą zakłada i garnitur i spinkę:))))
E, tam jak garnitur to obowiązkowo spinka :)!
Nie przypominam sobie, bym coś znalazła czy zgubiła.
Jestem jednak pewna, ze gdybym znalazła coś, co byłabym w stnie oddać (znalabym adres czy nr tel.) to oddałabym na pewno, bo chciałabym, żeby ktoś tak samo postąpił względem mnie.
Kilka lat temu moi rodzice po wizycie w banku i wybraniu wypłaty poszli na targ. Pieniadze były w torebce mamy i ona schyliła sie przy jakimś straganie i podniosła w obu rękach kurtkę. Poogladała i odlożyła z powrotem. Razem z torebką. Przeszli do innego straganu, gdzie dokonali zakupu i mama sięgneła po torebkę, której oczywiście nie było. Opowiadała, ze nogi się pod nią ugięły i tylko pokazała palcem na tamten stragan, bo nie mogła wymówić słowa i tata poszedł po nią, bo na szczęście jeszcze tam była. I pan sprzedawca powiedział "a już myslałem, że się państwo nie skapną"... Nie chciałabym w swoim życiu trafić na tego typu znalazcę.
To całe szczęście,że od razu się mama skapnęła,że nie ma torebki bo jakby poszła do domu i tam dopiero zobaczyła to by było już po wszystkim,a później gościu y się zaparł,że u niego nie zostawiła.UFF to naprawdę miała szczęście.
Mój kuzyn zgubił prawo jazdy i dowód osobisty. Obszukał cały dom, nie znalazł. Poszedł do urzędu, złozył papiery i po miesiącu odebral nowe... i wtedy pralka przy praniu zaczęła dziwnie stukać...Zastanawiał się co to może być, dobrał sie do pralki od spodu, żeby ja naprawić i wtedy okazało się,że za gumę która jest przy bębnie wsunęły sie wyprane dokumenty...To sie nazywa złosliwość rzeczy martwych.
Ja miałam parę sytuacji, kiedy coś gubiłam, ale ze znalezieniem raczej kiepsko... Raz znalazłam na targowisku pięć złotych na ziemi i to chyba największy nominał jaki udało mi się znależć:)
Co do gubienia to wszystko zaczęło się kiedy chodziłam do podstawówki. Potrzebowałam na jakiś zeszyt czy coś, a mama nie miała drobnych i dała mi dwadzieścia złotych. Rety, jak to była wtedy dla nas kasa, to szok. Zeszytu nie kupiłam, bo nie mogłam znaleźc pieniędzy, naszukałam się jak głupia w piórniku, w plecaku, po kieszeniach.. Do domu przyszłam uryczana, strasznie się bałam, że oberwę od mamy, bo bieda aż piszczała, że tak powiem. I fakt mama się zdenerwowała, ale darowała mi, stwierdziła, że będę mieć nauczkę na przyszłość, żeby pilnować pieniędzy. Póżniej przed praniem ubrań jeszcze raz sprawdziłą wszystkie kieszenie i okazało się, że pieniądze były w takiej mini maleńkiej kieszonce.. Nie wiem jak to się stało, że kilka razy przeszukiwałam kieszenie i tych pieniędzy nie znalazłam, może ze zdenerwowania..
Innym razem jakoś przed gwiazdką, kupiłam bratu prezent pod choinkę. Ja jeździłam 30 km autobusem do liceum i po lekcjach właśnie kupiłam za mamy pieniądze jakąś tam wymarzoną zabawkę. Oskar mógł mieć ze cztery lata, może pięć. W każdym razie przysnęłam w autobusie i wysiadając zapomniałam o tej zabawce.. Jejku, co ja się namartwiłam, bo nie wiiedziałam jak dotrzeć do tego kierowcy, żeby nikt z pasażerów sobie jej nie przywłaszczył.. Za jakieś dwie godz przyjechał mój tata, zadzwonił do kolegi, który też jest kierowcą autobusu, a tamten skontaktowal go z tym "moim" kierowca. Zabawka sie zanlazla, tyle, ze jechalismy do niego chyba z+e 20 km po jakichs nieznanych wioskach..
A taka najpowazniejsza sytuacja zdarzyla mi sie 4 lata temu, kiedy jechalam z moim mezem, a wtedy jeszcze narzeczonym na komunie do kuzyna. wiozlam prezent od siebie i od rodzicow, ktorzy stawic sie nie mogli. Kopertki mialam w torebce tak jak i portfel z dokumentami i pieniazkami na podroz powrotna..
Kiedy wysiedlismy w Kielcach okazalo sie, ze do busa, ktory odwiezie nas na miejsce mamy jeszcze dobra godzinke, postanowilam wiec leciec do ksiegarni kupic jakas pamiatke, czy ksiazke, dla "komunisty". Jako ze miastaa nie znalismy doszlismy jakos na Sieniawke, bo to taka najwieksza ulica i stwierdzilam, ze tam jeszcze jakos sie odnajde, ale jakos oczarowal mnie deptak, laweczki, rozni grajkowie, kolorowe wityny i okazalo sie ze mam jeszcze pare minut do busa. Wpadlam do skleppu, kupilam co trzeba i ruszylismy biegiem spowrotem na dworzec. Mialam pamiatke i ksiazke, pare innych drobiazgow, ale niestety nie mialam torebki.. Kiedy wrocilam do sklepu sprzedawczyni juz probowala wydzwaniac na nr DOM, ale nikt nie odbieral, a ochroniarz szukal nas po sklepie:)
Szczesliwie wszystko dobrze sie skonczylo:)
Jakieś 2 lata temu mój mąz z dziećmi przyjechał po mnie do pracy. Nie byłam jeszcze gotowa do wyjścia więc poszli wszyscy na plac zabaw. Moja Julia dostała wtedy telefon i wszędzie z nim chodziła. Poszła więc i na ten plac zabaw. Po jakimś czasie wrócili do mnie a w tym czasie zadzwoniła do mnie pani czy moje dziecko nie zgubiło telefonu. Poszukała w kontaktach i znalazła mnie jako "mama" i zadzwoniła. Podziękowaliśmy i jej dzieciom daliśmy parę "groszy "bo ta pani nie chciała od nas nic.
Innym razem znalazłyśmy z kolezanką portfel w którym nie było pieniędzy tylko dowód. Poszukałyśmy bloku i odniosłyśmy dokument. Właściciela dokumentu nie było ale był jego tata i brat. Tata się ucieszył i podziękował a brat posypał wyzwiskami na nieobecnego brata.
Ja dwa razy znalazłam coś cudzego.
Jakieś 15 lat temu znalazłam na ulicy starą portmonetkę, w której była henna, pilniczek, czysta karteczka i banknot 100 złotowy ( całkiem sporo na tamte czasy ). Nie wiedziałam komu to oddać, więc pieniądze perfidnie wykorzystałam na "łatanie dziur" .
Natomiast z 9 lat temu znalazłam fajny telefon komórkowy. Wtedy nie były one jeszcze takie tanie i dostępne, więc strata pewnie bolesna. Ale znalazłam w kontaktach telefonu numer podpisany "dom" i zadzwoniłam. Odebrała siostra właściciela. Nie wiedziała jeszcze, że brat zgubił telefon, więc umówiłam się, że zadzwoni, jak wróci. Wypytałam go o szczegóły i w drodze do sklepu, spotkałam z nim, żeby oddać zgubę.
To był młody chłopak z mojego osiedla, który zafundował sobie "wypasioną" komórkę ( nawet aparatu wtedy nie miała :)))) i strasznie się ucieszył, że ktoś mu ją oddał, bo już na to nie liczył.
Koniecznie chciał mi zapłacić w ramach wdzięczności, ale nic nie chciałam i w końcu dał 20 zł. na czekoladę dla dzieci ( bo byłam z dziećmi ).
Do dzisiaj mi się kłania, jak się przypadkiem spotkamy :-)
Osobiście odczułam jedynie stratę nowiutkiej octavii, co prawda jej nie zgubiłam, tylko została skradziona ponad 8 lat temu, ale nikt jej nie znalazł i nie oddał...nawet policja .
Jak znajomi nas pytali, gdzie nasze nowe auto, zawsze odpowiadałam, że w garażu..........tylko nie wiadomo w czyim .
Moim, zdaniem należy oddać jeżeli mamy możliwość ustalenia właściciela. Postawmy sie w sytuacji właściciela rzeczy, która znaleźliśmy. Uczucie nie jest za ciekawe. Więc żeby nie miec wyrzutów sumienia lepiej oddać.
Mnie zdarzylo sie kilka razy w zyciu znalezc same pieniadze. Raz na parkingu lezalo 50€ a zadnego samochodu w okolicy. Raz znowu..daaawno temu, wysylalam paczke do rodziny, wiem ze sporo wtedy za jej wysylke zaplacilam.. 49.90DM na tamte czasy byla to duza kwota pieniedzy dla nas. Wracajac z poczty, a bylo to zimowa pora i bylo juz ciemno, znalazlam maly chudy portfelik, w ktorym bylo tylko 50DM i nic wiecej.. zadnej informacji komu nalezy.. Pieniadze te wzielam a portfel zostal na pamaitke i zbieranie oszczednosci.. na male marzenia.
Nie mialam pojecia komu mam to oddac.. na srodku ulicy?
Fajny temat;-) (zależy po jakim czasie od starty:D )
Ja jakieś 7 - 8 lat temu (miałem wtedy z 9 - 10 lat) straciłem portfel ,który dostałem od babci, a w środku było 30 zł. Pamiętam dokładnie w którym miejscu to się mogło stać - na pewnym Rybnickim zakręcie ;P wiem ,że miałem wtedy w spodniach dość luźne kieszenie i albo mi wypadł albo ktoś sobie perfidnie wyciągnął. . No trudno, portfela nie odzyskałem bo nie było tam żadnych dokumentów.
Pamiętam jeszcze taką historię jak ciocia opowiadała - było to dość dawno ,więc mogę coś poprzekręcać.
Jak kiedyś były z siostrą ,chyba w Krakowie ? (mniejsza z tym) były na jakimś targu czy coś. Ni z tąd ni z owąd znalazły portfel a w nim 300 zł - wtedy to była wielka kasa. W portfelu chyba nie było żsdnych dokumentów. Więc zaczępiły jakiegoś pana który był trochę przed nimi i zapytały czy nie zgubił portfela z pieniędzmi a on na to coś sprawdził w kieszeni i powiedział że tak. I mu tak bez niczego oddały ,później się skapły ,że to był oszust i że ich wykiwał. . No szkoda ,bo dały komuś niezłą kasę a mogły sobie zatrzymać. . Nie wiem jak to dokładnie ciocia mówiła bo było to bardzo dawno temu - może z 5 lat temu albo więcej ,ale mniej więcej coś takiego pamiętam.
Padło tutaj pytanie co z banknotami. Napisz ogłoszenie, to dwudziestu przyjdzie i powie, że to jego ! Na pewno z 10 wpasuje się w okoliczności i miejsce w którym mogli zgubić pieniądze. Ktoś miał pecha i zgubił, ktoś miał szczęście i znalazł. To nie jest przywłaszczenie. Albo 5 zł Komu oddać ? Policji ? Nigdy !
Pamietam, jak kiedys bylismy z bratem u dziadka w odwiedzinach. Na do widzenia, dziadek dal nam 10zl. Mielismy wtedy moze po 12-13 lat. Szczesliwi z posiadania tej kwoty polecielismy przez miasto aby przy okazji odwiedzic tez nasza babcie. Po drodze kupilismy sobie po dwie rurki z bita smietana. 2zl nam zostalo.
U babci pochwalilismy sie, ze dziadek dla nam pieniazki..i zafundowalismy sobie rurki.. a babcia strasznie nas skrzyczala.. ze tylko o sobie myslimy.. bo moglismy pieniadze biedakowi wrzucic. A my na to, Babciu..ale tam nie bylo nigdzie zadnego biedaka.. (a znajac tamtejsze okolice to ci co wyciagali reke, zbierali na piwo) :(
Za pieniądze, które dostaliśmy od rodziców po ślubie kupiliśmy sobie kamerę full HD - bardzo droga i miała być na całe dalsze życie. No i raz jej użyliśmy. Nie wiemy jak to się stało... została w BUSie w Zakopanym. Ale ani widu, ani słychu... Normalnie się popłakałam z żalu, że tyle kasy, ale stwierdziłam, że to tylko rzecz nabyta. Najważniejsze, że jesteśmy razem :)
Mi przydarzylo sie raz zgubic torebke. Stalo sie to na poczatku mojego pobytu w USA w duzym hipermarkecie. Bylam z moimi corkami na zakupach, torebke polozylam w wozku. Wszystko bylo w porzadku do momentu kiedy ten wozek trzymalam. Na nieszczescie moje dziewczynki zaczely za bardzo rozrabiac i odeszlam na chwile od wozka. Gdy sytuacje opanowalam szukam mojego wozka a tu ani widu ani slychu. Skojarzylam ze w tym samym rzedzie w tym czasie byl taki jeden facet. Zlecialam kilka rzedow ale nigdzie go nie znalazlam. Mialam ze soba male dzieci wiec tez moje poszukiwania byly ograniczone. Udalam sie do serwisu klienta i wyjasnilam o co chodzi. Zanim ktos zdazyl zareagowac zobaczylam podjezdzajacego tego wlasnie pana ktorego zapamietalam, z moimi zakupami i z moja torebka. Na szczescie okazalo sie ze prze pomylke zabral wozek z moimi zakupami, sprawdzilam przy nim zawartosc torebki i portfela. Wszystko bylo na swoim miejscu. Na szczecie sie to dobrze dla mnie skonczylo. Od tego czasu nigdy nie klade juz torebki w wozku tylko nosze ja na ramieniu.
A co do znajdywania to raz znalazlam 100zl. Chodzilam wtedy do liceum. Wracajac ze szkoly zobaczylam ze na pobliski przystanek podjechal autobus. Gdy mial juz odjezdzac w ostatniej chwili wbiegl do niego jakis mezczyzna. Zobaczylam ze cos mu wypadlo. Wszystko to widzialam bedac po drugiej stronie ulicy, stalam przed przejsciem dla pieszych zeby przejsc na druga strone. Gdy juz sie znalazlam po drugiej stronie okazalo sie ze to co wypadlo temu mezczyznie to bylo 100 zl. Autobus dawno odjechal, ja nawet nie wiedzialam jaki byl jego numer. Wtedy te pieniadze po prostu zachowalam. Co innego gdyby to byl np portfel, wtedy pewnie bylyby w nim tez dokumenty i nie byloby problemu z oddaniem zguby. A tak to nie mialam pomyslu jak odnalezc wlasciciela tych 100 zl.
Przypomniała mi się jeszcze jedna zabawna sytuacja (chociaż wtedy nie było mi do śmiechu). Jeszcze przed ślubem zameldowana byłam w domu moich rodziców, mieliśmy wyjechać do Anglii i musiałam wyrobić nowy paszport, bo stary stracił ważność. Pojechaliśmy z Pabianic do Piotrkowa, ustawiłam się z wnioskiem w kolejce, już miałam wchodzić, kiedy zorientowałam się, że nie mam dowodu (a przynajmniej tak myślałam). Przeszukałam całą torebkę i nic.... Mąż się zdenerwował strasznie.... Ja na 12 do pracy, on jak najszybciej... Jedziemy do Pabianic... wchodzę do mieszkania, szukam... i nic.... schodzę do auta, znów szukam w torebce... i jest..... masakra.... Spowrotem do Piotrkowa... Damian przez całą drogę w obie strony nie odezwał się do mnie słowem.... ;d;d
Dawno temu, w latach 80-tych znaleźliśmy z bratem skórzaną aktówkę. Przynieśliśmy ją do domu, rodzice znaleźli numer telefonu i od sąsiadki (bo sami jeszcze nie posiadaliśmy) zadzwonili do tego gościa. Jak szybko się zjawił, tak szybko się ulotnił, był dość speszony i sprawiał wrażenie mocno zestresowanego, powiedział zdawkowe dziękuję i koniec. W teczce były różne dokumenty bankowe, podpisane czeki, paszporty i kilka dowodów. Później trochę żałowaliśmy że nie oddaliśmy wszystkiego na policję...
A druga może niecodzienna historia przydarzyła mi się dwa lata temu, latem. Przyleciał do nas na podwórko gołąb. Nie przepadam za bardzo za tego typu ptactwem, ale ten był wyjątkowo śliczny i widać było że rasowy, miał obrączkę. Pomyślałam sobie, że spróbuję z tej obrączki odczytać jakieś dane i może uda się namierzyć właściciela. Gołąb nie dawał się złapać, ale mi jakimś cudem udało się spisać kilka numerów. Zarejestrowałam się nawet na specjalnej stronie dla gołębiarzy, poprosiłam o pomoc i po nitce do kłębka odnalazłam właściciela. Skontaktowałam się z nim, okazało się że hodowca pochodzi ze Śląska. Umówiliśmy się i przyjechał po swoją zgubę. Nie krył zdziwienia i radości. Zostawił nam symboliczną kwotę za wykonane telefony i odjechał ze swoim gołąbkiem w siną dal ;o) A cała nasza rodzinka, cieszyła się że mogła pomóc.
Myślę że w relacji znalazca - właściciel zguby, odwdzięczenie jest mile widziane, ale wydaje mi się że sama świadomość że się komuś pomogło i zaoszczędziło mu kłopotów już samo w sobie jest swego rodzaju nagrodą.
Kiedys na poreczy balkonu, u mojego syna wyladowal golab. Byl wyraznie zmeczony.. bo siedzial i dawal sie glaskac i praktycznie spal. Z obraczki syn odczytal nr tel. i zadzwonil do wlasciciela, ktory uspokoil go, ze ptak robi poprostu przerwe na odpoczynek i oczywiscie podziekowal sie za troske.
Mamy nawet zdjecia :) z tej akcji :)
Był jakis wazny mecz piłki ręcznej. Pól Polski zmawiało się i kibicowało. My zaklepalismy stolik w zaprzyjaźnionym pubie. wiadomo- piwko więc wybralismy się piechotką(mieszkamy 5 minut od centrum).Podlaciał autobus, no to wskoczylismy podjechac, bo zima była okrutna.Luby poleciał po bilety, bo oczywiście nie mielismy, a ja siadłam i patrzę- leży potfel. Chciałam oddać kierowcy. Luby obśmiał mnie, że tamten nie odda. Wzięlismy, przejrzeliśmy. W pubie zamiast bawić się i kibicowac dzwonilismy- w potfelu były karty kredytowe, dowód, sporo pieniędzy.. Nie dodzwoniliśmy się.Specjalnie pojechalismy(z wiadomych względów)taksówką-oddalismy.Nawet nam nie podziekowano.Na drugi raz oddam kierowcy.
Mój tatko bedąc już na emeryturze zostawił w koszyku w sklepie portfel. Była tam cała emerytura.Skapnął sie. Wrócił. Porfel do kasy oddała biedna babciunia.Nie zostawiła nawet adresu. Nie chciała.Zgodnie z prawem nalezy się 10% znaleźnego. Ojciec nie podarował obleciał całe osiedle, rozpytał ludzi- znalazł ją!Wchodzi, a tam bieda, aż piszczy.Babcia nie chciała nic wzamian.Tatko dorabiał wtedy jako społeczny opiekun. W te pedy poleciał do szefa i załatwił jej pomoc. Potem jeszcze wielokrotnie razem ją odwiedzalismy.Dziś obydwoje już dawno nie zyja, ale mnie czegos nauczyli.
Zawsze się oddaje, choc czasem wcale nie jest to przyjemne.
Mój mąż jest kierowcą autobusu i oddaje przedmioty znalezione jeśli da się określić czyje więc nie generalizuj, że wszyscy kierowcy by nie oddali. Oddał telefon komórkowy (pisałam wyżej), plecak szkolny (specjalnie jechał kilka km by oddać bo nie było mu po drodze)i ważne mapy wojskowe. Gdyby ich żołnierze nie znaleźli to ktoś miał by poważne problemy bo to tajemnica wojskowa. Portfeli z pieniądzmi niestety nikt nie zostawia, a może i dobrze.
Wątek na czasie...przynajmniej jeśli chodzi o mnie
W tamtym tygodniu, 8 marca (w dzień kobiet) pojechałam do kwiaciarni kupić tulipany.
W kwiaciarni było kilku panów i prawdopodobnie któryś z nich wyjął mi z torebki portfel.Zorientowałam sie,ze go nie mam dopiero w domu.
W portfelu miałam wszystko.Prawo jazdy,dowód,karte płatniczą,tymczasowe dowody dzieci,pieniądze,miałam nawet swoją starą legitymacje szkolną i wiele innych cennych dla mnie rzeczy.Załamałam się kiedy uświadomiłam sobie,że wszystko straciłam.
Wróciłam do kwiaciarni bo miałam nadzieje,że portfel jednak gdzieś wypadł ale nic tam nie znalazłam.
Od razu pojechałam na policje,żeby zgłosić zaginięcie dokumentów,zadzwoniłam do banku.Bank zastrzegł dowód i karte płatniczą.Wróciłam do domu po zdjęcia i odpis aktu małżeństwa.Musiałam mieć jakikolwiek dowód tożsamości bo od razu chciałam jechac wyrabiać nowe dokumenty.Przypomniałam sobie,że zdjęcia też miałam w portfelu...
Sama kiedyś znalazłam dokumenty pewnej starszej pani i odwiozłam jej do domu więc w głębi duszy miałam cichą nadzieje,że ktoś znajdzie i pofatyguje się do mnie z tym portfelem.
Kiedy juz wychodziłam z domu pod mój dom podjechało auto z którego wysiadło młode małżeństwo.Zapytali czy przypadkiem nie zgubiłam portfela a ja w tym momencie rozpłakałam się ze szczęścia! W prawdzie nie było pieniążków ale były wszystkie dokumenty! Znaleźli mój portfel gdzieć na chodniku,pojechali z nim na policje a tam powiedziano im,żeby pojechali bezpośrednio do mnie bo tak po prostu szybciej odzyskam dokumenty!Byłam im bardzo wdzięczna,wyściskałam ich i dałam im pieniążki za znaleźne.
Jednym słowem miałam ,,przemiły,, dzień kobiet... ale cieszy mnie to ogromnie,że ludzie nie są obojętni wobec takich sytuacji.
ukradziono mi kiedyś portfel z dokumentami po zabraniu kasy złodziej się go pozbył a Pani która znalazła pozostałość zadzwoniła (była w portfelu moja wizytówka) i oddała mi dokumenty które były dla mnie dużo cenniejsze niż te stracone 200 złotych, znalazłam całkiem niezły telefon i też oddałam zdarzyło mi się też znaleźć stary zniszczony portfelik a w nim 20 złotych i nic więcej, ponieważ było to tuż przy sklepie spożywczym pomyślałam sobie, że zgubił go jakiś emeryt a ponieważ nie miałam zaufania do właściciela sklepu bo to lepszy cwaniaczek poprosiłam żeby tylko zostawił tą kartkę z informacją w oknie ... znaleziono portfel i mój numer telefonu... po południu zgłosił się właściciel okazało się że był to jakiś robotnik i nie miałby za co wrócić do domu PKS-em