Właśnie się dowiedziałam że znajoma mojej koleżanki, popełniła samobójstwo:( przez swojego męża, który zostawił ją dla młodszej kobiety . Czy warto tak kochać , żeby posunąć się do czegoś takiego? co o tym sądzicie?
Rozpacz kobiety, którą mąż zostawia dla innej (a i faceta pewnie też), która w tym przypadku doprowadziła do samobójstwa, na ogół nie jest rozpaczą z powodu utraconej, zawiedzionej wielkiej miłości - albo nie jest rozpaczą tylko z tego powodu. Skąd wiesz, że ta kobieta zabiła się, bo "tak kochała". Może zrobiła to, bo świat budowany przez nią latami legł w gruzach? A może ze strachu (albo pewnoiśći), że nie podoła sytuacji, w której się znalazła? A może z powodu totalnej utraty wiary w siebie?
Życie najczęściej nie przypomina romansu rysecrskiego, gdzie oddaje się życie z miłości. Jest po prostu dużo bardziej skomplikowane.
Z tego co mi mówiła koleżanka, bardzo go kochała, dla niego nawet poszła zaocznie na studia, bo on pracował na wysokim stanowisku i nie chciała żeby się jej wstydził.
Kiedy mąż jej oświadczył że odchodzi, targnęła sie na swoje życie, po kilku dniach pobytu w szpitalu, zmarła:( Dla mnie to straszne, ale chyba nie miałabym odwagi zrobić coś takiego.
Czy nizszy poziom wyksztalcenia to powod aby sie wstydzic ,dla mnie zaden argument
znam osoby z wyzszym wyksztalceniem z brakiem obycia i kultury jak i tez osoby bez matury
uniejace sie odpowiednio zachowac w kazdej sytuacji
Zal kobiety ze nie potrafila sobie z tym poradzic
Powód swojej decyzji kobieta zabrała ze sobą i tak naprawdę tylko ona wie co doprowadziło ją do takiej ostateczności.Dla mnie samobójstwo jest rzeczą niepojetą,istnieje masę innych sposobów na rozwiązanie "beznadziejnej"sytuacji.Piszesz,że życie nie przypomina romansu rycerskiego i masz rację ale bez przesady,żeby od razu odbierać je sobie?To mi pachnie egoizmem,sobie przyniosę ulgę,mnie już nie będzie a inni?rodzina,dzieci,przyjaciele....Wiem co mówię bo u mnie w rodzinie był ostatnio przypadek próby samobójczej,na szczęście osoba ta w porę się opamiętała,poprosiła o pomoc i...wszystko zaczęło się układać.Czasami trzeba dumę schować do kieszeni,nie wstydzić się prosić o pomoc...Nie ma sytuacji bez wyjścia,sa tylko błędne decyzje.Pozdrawiam.
Moją intencją nie było usprawiedliwienie tej kobiety (nie chcę dyskutować o pani X, o której nic nie wiem). Chciałam tylko powiedzieć, że postawienie sprawy było zbyt uproszczone: Czy warto tak kochać, żeby po zdradzie męża popełnić samobójstwo. Odpowiedź prosta: nie warto! Ale powód dla którego ona to zrobiła z pewnością nie był tylko taki: zostawił mnie mąż.
A co do tezy., że samobójstwo jest egoizmem. Może jest w niej duzo racji. Jednak każdy człowiek jest inny, ma inne emocje i oczywiście inną sytuację. Ja jakoś nie umiem ocenić definitywnie człowieka, dlatego, że ja sama nioe popełniłabym tego czynu. I tylko prawdopodobnie bym go nie popełniła, bo kto wie, jak zachowałabym się w sytuacji dla mnie skrajnego wyczerpania psychicznego.
Ja myślę że tą kobietą targło tyle uczuć że sama nie wiedziała co zrobić. Czasem jak się straci ukochaną osobę człowiek zrobił by wszystko aby przestalo boleć i ona to zrobiła. Szkoda tylko że już nieodwracalnie.
A skoro mąż odszedł to musiał się dziać źle, w końcu nie odchodzi się gdy jest dobrze.
Podobno nie było źle, dopóki w jego życiu nie znalazła się młodsza.
Jego wybór, odszedł do innej , ale stracił żonĘ i przy okazji dzieci, bo jego dzieci nie chcą go znać ! obwiniają go o śmierć matki.
Ja myślę że on nigdy nie pomyślał że ona jest zdolna do takiego kroku. To bardzo smutna sprawa.
a gdyby odszedł do starszej. Czy też był by najgorszy ? Czy miał tkwić w związku gdy nie był szczęśliwy ? Mam nadzieje, piszesz że dzieci zrozumieją kiedy odejdzie gniew i ból że to nie jego wina.
Też tak myślę że mu wybaczą, teraz jest gniew i ból, czas koi rany .Tylko żeby później nie żałował, ta kobieta jest młodsza od niego 14 lat i miała już 2 mężów.
a niech żałuje jak kobieta wymieni go na nny model :):)
i dobrze mu tak:)) że go wymieni.
moim zdaniem dzieci powinny mieć również pretensje do siebie, mogły ja wspierać psychicznie, nie czułaby się taka amotna i odtrącona...
Czy ta kobieta miał dzieci z tym mężem ?
Tak, mieli 2 dzieci, ale juz dorosłych, ona miała 46 lat.
Przykre bardzo... Nie będę oceniać tej kobiety. Czasem ból psychiczny może zasłonić wszystkie szare klepki. Działała w depresji nie mogła tego znieść. Nie było przy niej nikogo w danym momencie.
Tylko tak sobie myśle. Czy gdyby ten mężczyzna od niej odszedł, bo było by mu z nią żle. Nie miał by nikogo. Czy ona też tak by postapiła.
Piszesz że dla niego zaczeła się uczyć ja nie rozumiem tego. Nie oceniam. Ludzie są różni. Ja takie rzeczy robie dla siebie a dla męża wieczorem
moge założyć ładną bieliznę.
Tak jak czytam co piszesz to przypomniała mi się moja koleżanka, która nie miała matury poznała faceta po studiach zrobiła maturę i po śllubie poszł na studia bo wydawało się jej że jest gorsza od niego i od jego znajomych bo nie studiowała. Tak samo stwierdziła rodzą dzieci że teraz jak ma dzieci to jej nikt nie ruszy i niech tylko teściowie jej coś powiedzą, Mam wrażenie że ona troszkę żyła dla męża a nie dla siebie a więc kiedy odszedł to się świat zawalił bo dla kogo miuała żyć??
A tyle dzieci w Domach Małego Dziecka czeka na cocię ... Mogła pójść do księdza lub psychiatry po pomoc. Zawsze jest jakieś wyjście. No, chyba, że było to na zasadzie "Ja Ci teraz pokażę".
Wydaje mi się że to nie tak "mąż mnie zostawił popełniam samobójstwo "....coś musiało dziać się wcześniej może jej życie z tym facetem wcale nie było takie różami usłane może od dawna była bardzo nieszczęśliwa może od dawna trwała w tym związku ze względu na dzieci dlatego że mu przysięgała być może dla niego poświęciła całe życie swoje mażenia być może w tamtej chwili poczuła że tyle lat straciła poświęciła tak wiele a została potraktowana jak stera żecz nikomu nie potrzebna !!!!!!!!!!!!!!!!! mogło się zdażyć między nimi jeszcze wiele ....to są tylko moje przemyślenia bo tak naprawdę to nie wiem.... nikt z nas nie wie......jak się wtedy cierpi wiedzą tylko ci co to przeżyli ......TEGO NIE ROBI SIĘ KIEDY JEST DOBRZE TEGO JESTEM PEWNA......ta kobieta pomimo że pewnie otaczało ją mnóstwo ludzi tak naprawdę była niesamowicie samotna..............
Byłam w podobnej sytuacji. Po 10 latach małżeństwa ( wcale nie słodkiego z mężem pijakiem, który jak się okazałoprowadził podwójne życie właściwie od początku naszego małżeństwa) mój mąż się wyprowadził. To było okropne, ból zdrady, strach, że sobie nie poradzę, ze już nie mam po co żyć, że jestem beznadziejna...Nie raz siadałam na oknie i zastanawiałam się czy nie skoczyć. Przy życiu trzymał mnie tylko mój synuś, Tę kobietę pewnie niedawno opuściły dzieci zakładając własne rodziny , potem odszedł mąż i została zupełnie sama ze swoim bólem i cierpieniem. Nie wiemy jak było może właśnie jej życie było cudowne a tu taki szok, to tym bardziej boli. Mi dużo pomogli obcy ludzie, rozmawiałam przez internet, żaliłam się na swoje życie a oni mnie wysłuchiwali i poczułam, że dobrze się stało, ze to nie ja jestem temu winna. Poznałam też mojego najwspanialszego na świecie męża.
Samobójstwo to krok wywołany impulsem, często nie do końca przemyślany i niestety nieodwracalny.
Czesiek, to nie jest takie proste, pójść do księdza, do psychiatry, wyżalić się komuś. To TRZEBA PRZEŻYĆ samemu, a i to nigdy nie musi być nawet podobne w postepowaniu. Tak jak nie ma dwóch kropel wody identycznych(!) tak nie ma dwoch identycznych sposobow rozumowania w jakiejś krytycznej sytuacji życiowej. W moim przypadku skończyło si eosiwieniem połowy |łba" w ciagu niecałych dwoch tygodni. Powiesz może "facet" inaczej to znosi niz "baba" ... nieprawda. Zobacz ilu mężczyzn popełnia z tego samego powodu samobójstwa.
Ja wyszedłem z tego "obronną ręką" chociaz tez myśli miałem niezbyt mądre. Nie zawsze człowiek w pewnych sytuacjach znajdzie wyjście.
Czasem ktoś stojący pozornie z boklu: koleżanka, kolega (nie piszę przyjaciel, bo to moze za duże słowo i już zdewaluowalo się w naszych czasach), widzi że jest coś nie tak, wie co jest nie tak ... uważa że to nie jej/jego sprawa. Znieczulica(?) czy niechęć wtrącania się w czyjeś życie prywatne(?) bo " ...po co mam zostać poźniej wrogiem którejś ze stron..."
Co do księży (nie twierdzę, że wszyscy tacy są!!): miałem wydawało mi się serdecznego przyjaciela, brata niemal jak o sobie mówiliśmy(!) bardzo znanego księdza w moim mieście(!!!). Miałem dawno temu strasznego doła, poszedłem wieczorem chciałem tylko pogadać, jak zwykle w jego mieszkaniu ... przyjął mnie owszem, na parterze w biurze i na moje "...przyszedlem W. do ciebie, bo mam strasznego doła...", nie dał nawet skończyć, odpowiedział: "...Kazik, co ja ci mogę poradzić, jak masz doła to idź do psychiatry..." i wstal ...kończąc spotkanie, wyszedłem, podziękowalem "...zostań W... z Bogiem ...", chyba zrozumiał co zrobił, chciał mnie zatrzymać chyba ... nie odwróciłem się nawet. Zapamiętałem to do końca życia ...
Podobny przypadek zdarzył sie komuś też, w innym miejscu, chociaż innym urzędnikiem Kościoł Katolickiego.
A ja myślałem, że krople wody z tego samego "kapacza" są zawsze identyczne. Stąd nawet porównanie, "podobni jak dwie krople wody" Natomiast płatki śniegu są każde inne. Ale mogę się mylić.
Bahus
" ..zawsze identyczne. (...) nawet porównanie, "podobni jak dwie krople wody" Natomiast..."
identyczne (?=?) podobni
I mylisz się :)
Nie ma dwóch identycznych kropli wody...
"Choć różnimy się od siebie, jak dwie krople czystej wody" Szymborska ( z pamięci, więc może niedokładnie) wiem, że to nie naukowy argument, ale coś w tym jest ;)
Ja też nie mam naukowych argumentów , ani nawet cytatów :) ,
ale na mój ( kurzy :) móżdżek , w identycznych warunkach jest możliwe powstanie dwóch identycznych kropli wody ...
Ciekawe , jak jest naprawdę :)))
Podobnych! nie identycznych.
Będą się róznić ciężarem, kształtem, czymś tam jeszcze ( na tej lekcji fizyki wysyłalismy sobie lisciki z takim fajnym kolegą i nie uważałam, tak jak powinnam)
Mówimy o kroplach? Nie o "porcjach"? czy tam okreslonych jednostkach miary i objetości ... ;)))
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> Podobnych! nie identycznych.Będą się róznić ciężarem, kształtem,
> czymś tam jeszcze ( na tej lekcji fizyki wysyłalismy sobie lisciki z takim
> fajnym kolegą i nie uważałam, tak jak powinnam)Mówimy o kroplach?
> Nie o "porcjach"? czy tam okreslonych jednostkach miary i objetości ... ;)))
Tak mnie ten problem zafascynował, że go "zgłębię".... powiadomię o wynikach dociekań.
Bahus
Albo ja jakiś wsyjątkowy swintuch jestem, albo... e krople... to mi sie durno kojarzą)))
Ludzie nauczcie się jednego(i koibitki i chłopaki), jak chcecie totalnie zaczarować partnera to musicie mu sie stawiać!Być na jak ostrze noża, groźni i niedostepni!!! Ale mądrzy i fascynujący, tajemniczy itp...Możecie wtedy nawet ważyć i 100 kilo!!!!
Ja zawsze(!!!) kiwałam tak dziesiątki facetów-jedli mi z reki. Teraz to już mi się nie chce.Mam swojego- najlepszego.Ale poradzić mogę, jako dawny znawca, czemu nie)))
Co Ty piszesz??? To jest przerazliwe z mysla o tym, co pisalas "kiedys" i chcialas naszej pomocy :((( Bron Boze , zeby Ciebie KTOS posluchal, NIKOGO nie wolno KIWAC!!!!
Dziesiatki "facetow" jadlo Ci z reki, bo ich ZAWSZE KIWALAS???????????? Stracilam cala sympatie do Ciebie, jestes wedlug mnie ...........nie moge napisac:(((((((((((
Oj tam Tineczko, ja kiwałam ich dawniej, jak byłam młoda))Ale nigdy nie wykorzystywałam np finansowo. Ot tylko smiałam się z tego, że byli tacy napaleni, głupi, aż trafiłam na jedynego, który się skapnąl i... mnie poskromil(((ale dotąd czasem mam ubaw, z głupich, pewnych swoich czasem b wątpliwych walorów panów.
Niestety nauczyłam się też ostroźności i do domu to nikogo nie wpuszczam, bo to niebezpieczne.
A tak w ogóle to czy panowie się sami nie proszą czasem o utarcie im noska?
Kiedyś fakt- przeżyłam b niemiłą i niebezpieczną chwilę , ale to był "kolega" z pracy, który wykorzystywał swoją przewagę zawodową.- ślimak jakich mało i aż straciłam swój humorek na długo.Wtedy pomogłaś mi Ty i inni.Dałam sobie radę dzieki wam.
Ale do dziś, jak widzę nadętego bufona to aż mnie korci, żeby sobie podworować, ale się pilnuję)))
Jakaż to mądra rada znawczyni tematu! Zgłupiałam i aż zajrzałam w Twój profil w przekonaniu, że ujrzę nastolatkę...
Jedno jest prawdą: należy starać się, nawet po wielu latach, być ciekawym dla partnera, czasem wręcz fascynującym.
A "kiwanie"? Może to zabawa dla nastolatków. U dorosłych ludzi świadczy raczej o niedojrzałości (i o podłym charakterze też).
A już w ogóle nie jestem w stanie wyobrazić sobie chęci, żeby mój partner "jadł mi z ręki" (i właściwie ktokolwiek). Byłaby to chora dla obu stron relacja.
Nigdy nie popełniłabym samobójstwa, bo kocham życie - kocham swoje dzieci, dla nich chce życ !, patrzec jak rosną.
Mam raczej mocną psychikę, ale jak każda kobieta, która kocha swojego męża ! przeżyłabym to że mnie zostawił, dla innej. Na pewno ciężko by mi było, ale wiem że dałabym sobie radę, jednak nie każdy jest mocny psychicznie:( Mam nadzieję, że nigdy nie będę w podobnej sytuacji.