Ten dwunasty. 18.07.2009
Miała być przerwa! Dzisiaj jednak mam niespodziewanie wolne popołudnie. Nudno jest potwornie więc co mam lepszego do roboty zanim wyjadę na wieś?
Winien Wam jestem przedstawienie ostatnich mieszkańców Lubczykowa, co by porządkowi stało się zadość.
Zacznę może od osoby, która i tak tu się nie będzie przewijać w tekście, a jeżeli już do tego miałoby dojść, to stanie się to niezwykle rzadko i lakonicznie.
Zaraz za nową siódemką ale jeszcze przed domem Elfi, od asfaltowanej jezdni odchodzi w lewo polna droga, po której miejscowi rolnicy dojeżdżają na wielokonnych buldogach (tak tu się mówi na traktory) na swoje pola.
Gdzieś tak po 150 m po jej prawej stronie, nieco z dala od drogi, stoi dom, będący własnością brata Rudzielca. Dom od z górą dwudziestu lat wynajmuje pani, która z nikim we wsi nie utrzymuje żadnych kontaktów. Przyjeżdża czasem z mężem, ale raczej sama. Wówczas podczas ładnej pogody siedzi na leżaku przed domem i czyta książki. Czasami bierze sztalugi malarskie do plecaka i rusza gdzieś w plener, aby go zdjąć na swoje płótno. Przy złej pogodzie widać tylko zaparkowany przed domem samochód. Jednym słowem – żaden temat.
Wróćmy jednak między naszych. Ostatni dom po lewej stronie zamieszkuje Blondynka z Mężem Blondynki. Nazywamy ich tak, bo tak się utarło jeszcze w czasach kiedy nie znaliśmy ani nazwisk, ani imion mieszkańców wioski.
Blondynka jak samo określenie wskazuje jest blondynką i trzeba przyznać, że jest najbardziej atrakcyjną niewiastą z całej okolicy. Ma do gromady z mężem troje dzieci. Tzn. miała troje, bo najstarszy syn zginął tragicznie przed trzema laty. Uprawiał lotniarstwo. Któregoś dnia miał się wzbić w powietrze przy pomocy wyciągarki, podobnej do szybowcowej. Uwiązany był do liny holowniczej. Gdy został wyciągnięty wystarczająco wysoko, doszło do tragedii. Klamra, która spinała pas z liną zacięła się i biedak nie dał rady się wypiąć. Skutkiem tego ta sama lina pociągnęła go w dół i spadł z dużej wysokości. Żył jeszcze dwa tygodnie na oddziale intensywnej terapii.
Jego śmierć pokryła wszystkich głęboką żałobą. Cała wioska była wstrząśnięta. Tak długo jak jeszcze był przy życiu, wszyscy odruchowo rozmawiali ze sobą szeptem, tak jak się to robi w obecności śpiącego niemowlęcia.
Pogrzeb odbył się jesienią, przepięknego słonecznego dnia. Było bardzo dużo ludzi. Chłopak przeżył zaledwie 30 lat, ale za życia zdążył być wszem i wobec bardzo lubianym.
Sam miałem oczy pełne łez. Głęboko wczułem się w tragedię rodziców, bo mój własny syn właśnie wtedy skończył trzydziestkę.
Pozostałe dzieci to córka i syn. Córa zdążyła już zrobić rodziców potrójnymi dziadkami. Cicha i spokojna dziewczyna. Mieszka z mężem w sąsiednim zgrupowaniu domów.
Syn (cholernie przystojna cholera), jadąc przez wieś swoim Audi, daje stanowczo za mocno po pedale gazu. Głównym jego zajęciem jest psucie cnotek wszystkim pannom z bliższej i dalszej okolicy. Przychodzi mu to bez trudu bo to one się za nim uganiają. Bogata i gładkolica partia.
Aby móc przejść na emeryturę, rodzice przepisali mu cała gospodarkę. On sobie oczywiście z tego nic nie robi i łaskawie pozwala starym zasuwać na swoich polach.
W sumie nie można powiedzieć złego słowa. Przy spiętrzeniu robót pomaga w polu równo.
Blondynka wspaniale gotuje i piecze. Czasem gdy mam gości i nie mam wystarczająco dużo czasu, zamawiam u niej jakiegoś kołacza i później podaję gościom jako wyrób Pani Lubczykowej. Jak do tej pory jeszcze nikt się nie kapnął. Może dlatego, że zdarza się to rzadko!
Mąż Blondynki jest cichym i potulnym robotnikiem rolnym. W wolnych chwilach, szczególnie pod wieczór samotnie wychodzi na spacer. Idzie zawsze tą samą trasą i zawsze z założonymi do tyłu rękoma. Jada tylko i wyłącznie mięso. Blondynka mówi, że jak chce posłyszeć brzmienie jego głosu, to podaje mu jakieś jarskie danie. Wtedy słychać pytanie: a gdzie mięso?
No i to staje się powodem do rozmowy, a rozmowna jest niesłychanie.
Gdy tak stanie na ganku, bo przyszła po coś małego, potrafi stać i mówić przez godzinę i dłużej też. Bidulka w domu nie ma z kim pogadać. Lepiej powiedziawszy, nie ma słuchacza, bo jak mówi, to mówi tylko ona.
Blondynka uprawia nordic walking. To znaczy tak się jej zdaje, że to jest ten sport. Chodzi z kijkami po kilka kilometrów na intensywne spacery. Z kwalifikowanym nordic nie ma to wiele wspólnego, ale ona jest szczęśliwa i święcie w to wierzy.
Na samym końcu wioski stoi waląca się rudera, w której pod koniec wojny i zaraz po wojnie mieszkały 3 Polki, ale to jest już temat na następny list.
No tak blondynka to głupia skąd inąd istota i trzeba mieć zrozumienie dla niej...biedna istota niechbuy chociaż zafarbowała się na inny kolor, ale nie... ta cholera koniecznie chce byc blondynką. Kiedy przestaniesz nasmiewać się z innych? Fajnie się czyta, ale ja osobiście mam niesmak czytając Twoje listy. Może dlatego,że jestem blondynką? Naturalną, nie farbowana i na siłę?
Dlaczego tak odbierasz ten tekst?Dla mnie,blondynka,to blondynka,czyli kobieta o włosach koloru jasnego.I myślę,jak pisze Lubczyk była Blondynką od zawsze,czyli za nim pojawiły się kawały o blondynkach.Nawet nie skojarzyłam z kobietą z kawałów.Mam nadzieję,że się nie mylę.
Użytkownik Beata500 napisał w wiadomości:
> Dlaczego tak odbierasz ten tekst?Dla mnie,blondynka,to blondynka,czyli kobieta
> o włosach koloru jasnego.I myślę,jak pisze Lubczyk była Blondynką od
> zawsze,czyli za nim pojawiły się kawały o blondynkach.Nawet nie skojarzyłam z
> kobietą z kawałów.Mam nadzieję,że się nie mylę.
Kolego a kto to robotnik rolny czy to nie czlowiek ,który za komuny pracował w społdzielni rolniczej lub PGR chyba że w lubczykowie czas się zatrzymał.
Moim skromnym zdaniem ten zwrot został zastosowany nieprzypadkowo - to taka "lubczykowa" charakterystyka dla podkreślenia tamtejszego "klimatu". Do mnie to trafia i pozwala bardziej wczuć się w tekst...jak zwykle świetny.
Bea
Ja odebrałam ten teks jako pisany wręcz z czułością.
Blondynka- bo najpiękniejsza w Lubczykowie. Blondynka - bo ma blond włosy. Przecież Lubczyk nie będzie pisał po nazwisku...
Żadnego wyśmiewania się nie widzę...
Albo coś masz do Lubczyka i wszystko Ci się kojarzy ( trochę w myśl "uderz w stół, a nozyce się odezwą")
Bardzo piękny list.
Coś mi się zdaje, że Bea jak zwykle przekomarza się z Lubczykiem, bo go zwyczajnie bardzo lubi :-)))
A co to się narobiło? "Blondynka" została Blondynką jedynie ze względu na prawdziwy kolor włosów. Jest wpaniałym człowiekiem i wymarzoną w zgodności sąsiadką. Fakt, że źle uprawia nordic, wcale nie świadczy o jej ograniczeniu. Podziwu godne jest, że wiejska kobieta po spełnieniu wszystkich obowiązków w polu, w domu, przy mężu i przy wnuczkach, jeszcze bierze kijki do ręki i idzie w trasę. Nie ma wiele o tym pojęcia bo i skąd. Najważniejsze jest jednak, że jest świadomie ruchowo aktywna bo wie, że ten jej ruch przy pracy jest raczej pasywny. I to trzeba podzwiać!
Dzięki Lubczyku
Bardzo ładny list- czekam na kolejne :)
Buziaka bym wysłała, ale nie wiem, czy to nie zostranie odebrane jako zbytnia zuchwałość...
Dzięki i czekam na następne. Wspaniale się czyta i wyobraźnia działa - jak bym była w Lubczykowie. Pozdrawiam !