Tak sobie pomyslalam, ze jest nas tutaj duza grupa mieszkajacych poza granicami Polski i wedrujacych po swiecie i napewno kazdy z nas ma jakies doswiadczenia, obserwacje tradycji, zasad zachowania "przy stole" z innych krajow swiata, innych kultur i moze wlasnie moglibysmy sie nimi podzielic tutaj. Co nas zaskoczylo, zainteresowalo, zaszokowalo, jak umiemy (czy tez nie) przystosowac sie w innym kraju do panujacych tam zwyczajow zywieniowych... Czy chetnie bywamy w restauracjach innych narodow, czy tez moze bedac w Japonii szukamy z uporem maniaka polskiej knajpki z bigosem i schabowym ???
Ja osobiscie uwielbiam nowe doswiadczenia i jak tylko mam okazje sprobowac czegos, czego jeszcze nigdy wczesniej nie jadlam to napewno skorzystam :))
Moim pierwszym szokujacym doswiadczeniem byla kuchnia tajska. Bylo to lata temu nie caly rok po moim przyjezdzie do Stanow, kiedy spacerujac z mezem po Manhattanie szukalismy "innosci" i trafilismy na wlasnie restauracje tajska. Oboje nie majac pojecia czego sie spodziewac, a i zakres zrozumienia menu byl wyraznie ograniczony, wybralismy potrawy na zasadzie absolutnej "loterii".
Jak juz kelner zastawil stol to sie okazalo, ze zarelko bylo tak ostre, ze lzy zmyly mi caly makijaz i "zialam" ogniem przez nastepne 3 dni na samo wspomnienie. Teraz to mnie smieszy, bo tajska kuchnia jest u mnie na pierwszym miejscu i wrecz uwielbiam ostre jedzenie, kilka razy sie zdarzylo w mojej ulubionej restauracji, ze kelnerka (rodowita Tajka) powiedziala, ze nawet ona nie je tak ostrych dan jak ja :)))
Przy okazji jako ciekawostke dodam, ze Tajowie nie uzywaja nozy do jedzenia.... jesli nawet jakas restauracja podaje noze, to jest to tylko narzucone przez klientele, natomiast tradycyjnie nie ma nozy na stolach.
Kolejnym wartym wspomnienia doswiadczeniem jest kuchnia Etiopii. Tutaj je sie bez uzycia zadnych sztuccow i nawet na 4 osoby wszystko jest podane na jednym wielkim talerzu - tacy. Wyglada to tak: stol jest z reguly okragly i maly o srednicy niewiele wiekszej, niz talerz-taca, na ktorej podane jest jedzenie. Talerz jest caly pokryty chlebem, ktory wyglada jak gruby nalesnik i na nim jest poukladane kupkami wszystko co zamowilismy. Je sie palcami, rwac ten gumowaty (jest bardzo elastyczny) chleb i nabierajac przez niego dania. Obok podaja dodatkowe platy chleba zlozone w "chusteczke". W niektorych restauracjach kelner przed przyniesieniem posilku przynosi miske i dzban z woda do stolu "zarzadzajac" mycie rak. W innych tego nie robia i w tym przypadku :)) radze wybrac sie w gronie, ktoremu ufamy, ze wczesniej bedac w lazience umyli rece..... Przy odbieraniu zamowienia, kelner/ka uprzedza o zwyczaju mycia rak.
A jakie Wy macie doswiadczenia ???
Slowem Wlosi w Szkocji sa muzykalni :) ja bardzo rzadko bywam we wloskich restauracjach (mam jedna mala knajpke ulubiona) ale nie zauwazylam sklonnosci muzykalnych, moze to tez troche na zasadzie "co kraj to obyczaj" ;) Zreszta od dziecka pamietam, ze zawsze mowilo sie o "muzykalnych" Niemcach. Tu mozne dziewczyny z Niemiec sie wypowiedza....
Shanna, natomiast do Ciebie mam inne pytanie. Jest podobno taki narodowy szkocki przysmak, a jest nim faszerowany zoladek... slyszalam o tym od Tescia, bo on bywa na takich "bankietach" roznych narodowosci i wlasnie opowiadal, ze cos takiego jadl.... Co to jest?? jak sie to robi?? je ?? na ile jest to popularne??
Z tego co wiem, to na polskim "bankiecie" furrore robi kapusta z kielbasa i pierogi .... niezbyt to wykwintne dania, ale wlasnie...
Wiem z doswiadczenia, ze tego typu "narodowe" bankiety, festiwale itp. to zwykle stare, sprzed lat tradycyjne dania i juz niewiele majace wspolnego z kuchnia dnia dzisiejszego danego narodu. Tak sie sklada, ze te przepisy maja z reguly po kilkaset lat i nigdy nie byly "ulepszane" przetrwaly na zasadzie przekazu z matki na corke przez kilka pokolen w niezmienionej, a juz na pewno w niewzbogaconej formie. Slynna kapusta z kielbasa to nic innego tylko doslownie kapusta (czesto za kwasna) i kielbasa razem ugotowane.
Kilka dni temu Wspanialy mial wlasnie w pracy (z jakiejs tam okazji) takie przyjecie, na ktore wszyscy przynosili cos ugotownego/upieczonego w domu. Jedna z pan (Wloszka), ktora ma meza Polaka wlasnie zrobila kapuste z kielbasa i byla zaskoczona, ze Wspanialy majac zone Polke nie zna takiego dania ;)))
Bekanie, zdarza sie rowniez (stwierdzam z przykroscia) Amerykaninom, ale to naprawde takie niekontrolowane i zawsze zawstydzeni przepraszaja, co w moim przypadku wcale nie umniejsza wagi "przestepstwa". Uwazam po prostu, ze gdyby pewnych regul przestrzegalo sie na codzien to nie byloby mozliwosci, ze nagle sie czlekowi taki dzwiek "wymknie".
Natomiast jako ciekawostka to Amerykanie powszechnie jedzac nozem i widelcem uzywaja noz do krojenia po czym natychmiast zostaje odlozony na bok i w ruch idzie sam widelec. Wyglada to smiesznie dla nowicjuszy, bo jest ciagle ta przekladanka i odkladanie noza, na poczatku pamietam, ze bardzo mnie to razilo i smieszylo, taki brak umiejetnosci poslugiwania sie sztuccami.
Teraz po latach juz sie przyzwyczailam i musze sie walnac w klate, bo czesto przylapuje sie na tym samym, takie jakies bezwiedne malpowanie. Ale Amerykanie z tzw. sfer maja nienaganne maniery i jedzenie widelcem i nozem jednoczesnie jest tutaj normalka, ale to juz jak napisalam te ludziska z "wyzszych polek" :))) Normanly smiertelnik nie potrafi za nic na swiecie jesc nozem i widelcem tak jak to jest w Europie.
Tym faszerowanym zoladkiem to mnie zagielas, wiec zaraz zadzwonilam do znajomej szkotki zeby dowiedziec sie co i jak ;))))
Takie danie nazywa sie Hagis (moze pisze sie Haggis lub Hagiss - nie wiem).
Ponoc to robi sie z zoladka owieczki (lamb - chyba dobrze przetlumaczylam) do ktorego wklada sie serce, watrobe albo z tej owcy albo wolowa. Do tego dodaje sie cebule, przyprawy (sol, pieprz) i ich ulubiona owsianke. Sa wersje ponoc z czosnkiem, maslem, jajkami, na ostro...
Wszystkie te miesa podgotowuje sie i mieli. Gotuje sie owsianke. Wszystko trzeba razem wymieszac i doprawic. Nastepnie faszeruje sie tym zoladek. Calosc gotuje sie od 2 -4h. Nie wiem tylko jak zabezpieczyc ten zoladek zeby nic z niego nie wypadlo.
Ponoc je sie tylko na cieplo.
Co do popularnosci to nie wiem jak to jest.
Wlasnie dokladnie o to mi chodzilo :))) Jak to dobrze miec znajomych - tubylcow :))) Z samego opisu to nie wyglada ciekawo, ale podobno jesli przebic sie przez te bariere "myslenia" (co to jest) to jest to bardzo dobre danie. To chyba podobnie jak z naszymi flakami czy tez galareta ze swinskich nozek :))))
Popularnosc chyba nie jest slowem adekwatnym do tego o co mi chodzilo, jest to raczej potrawa typowa dla narodowosci, ale tak to jest jak czlowiekowi czasem zabraknie slowa :)))))
My tez pomalutku poznajemy rozne kuchnie ,chociaz najczesciej korzystamy z chinskiej - gdzie jest tzw. bufet i podchodzi sie do takiego jedzenia na jakie ma sie ochote, moze to byc wolowina, wieprzowina, warzywa, mieszane, zupki,zeberka,skrzydelka w miodzie, frytki, prazynki z jakis owocow morza,no i oczywiscie ryz pod rozna postacia. Najlepsze jest to,ze placi sie raz a mozna jesc do woli ile sie chce i jak dlugo, byleby nie wyjsc po za drzwi wyjsciowe ;)))
Chce jeszcze opowiedziec pewna historyjke z zycia wzieta ;)
Kiedys umowilismy sie ze znajomym, ktory jest Hindusem pochodzacym z Afryki i mowiacym po angielsku ;) Zaprosilismy do domu na obiad z zona i synkiem, ale on powiedzial ze bedzie gotowal swoja potrawe...ok... Byly to piersi z kurczka pokrojone w czastki z ryzem i sosem, oraz specjalnymi ziemniakami i oryginalna curry, gdzie po spozyciu tego dania zialam ogniem jak smok wawelski ;) Znajomy ma bardzo wysoka kulture osobista, mozna powiedziec nienaganna, wiec czystosc na pierwszym miejscu....Zaskoczyl mnie tylko jeden moment, kiedy to wzial odlozyl sztucce i zaczal jesc rekami a wlasciwie palcami....''kopara'' mi opadla i nie wiedzialam co w tym momencie zrobic, po prostu bylo mi niezrecznie towarzyszyc mu palcami a on stwierdzil,ze taka jest u nich tradycja :) Dobrze,ze jego zona i synek jedli sztuccami bo inaczej zabawnie bym wygladala probujac trafic ''cos'' do otworu gebowego hehehe ;)))
Mozesz mi pozyczyc tego pana ''poezje''...napewno oddam ;)))
Juz niestety nie, moja kolezanka sie z nim rozwiodla (teraz sama zaluje), a mowilam, ze tego chlopa trzymalabym dla samego gotowania :)))) Az mi sie slina do podlogi toczy, jak pisze to pamietajac te pysznosci :)))
Domyslam sie, ze chodzi o ten Subway rodem z Ameryki :) jesli tak, to dopiero od kilku lat ma "zdrowe" sklonnosci, bo widze to z rekalm, ze dodali jako mozliwosc wybrou kilka roznych rodzajow bagietek, a nie jak dawniej tylko biale. Co prawda nie bywam, bo ja jakos z natury nie palam miloscia do kanapek, ale wiem, ze jest to jeden z popularnieszych fast foods tutaj. Kuchnie grecka tez bardzo lubie, swietnie robia jagniecine...mmmm :) i jako jedna z kuchni srodziemnomorskich jest naprawde zdrowa. Ja lubie sie wloczyc po roznych knajpach, oczywiscie, ze jak czlowiek wraca po pracy i nie ma nic przygotowane, to najczesciej ladujemy w okolicznej juz sprawdzonej knajpce, ale tak generalnie, jak mam isc do restauracji dla przyjemnosci zjedzenia czegos nowego w dobrym towarzystwie, to zawsze wybieram miejsce, w ktorym jeszcze nie bylam i dania, ktorych wczesniej nigdzie nie jadalam. Mamy taki rytual z mezem, ze wybieramy 2-3 zakaski i jedno danie obiadowe (przy ilosci jaka podaja nie jestesmy w stanie zjesc dwoch calych dan) i w ten sposob mamy mozliwosc poznac wiecej i bardziej roznorodnych dan danej kuchni. Jak mi sie zdarzy isc do restauracji tajskiej to daniem "na probe" jest zawsze kaczka w sosie curry i to juz obojetne czy jest to zielone, czerwone czy jeszcze inne curry. Jesli kaczka lezy w sosie i jest chrupiaca do ostatniego kesa, to moge do tej restauracji wrocic, jesli nie - juz mnie tam wiecej nie zobacza :)) No i ma byc ostre, bardzo ostre, doslownie tak ostre zebym czula te ostrosc jak wchodzi i dzien pozniej jak wychodzi ;))) ale to ma byc ostrosc nie kosztem smaku. Sa restauracje, gdzie ostrosc zabija smak, a przeciez nie powinna i wlasnie tego szukam.
Czytam ten wątek z wielką przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem. Marylko, miałaś świetny pomysł z tematem o "kuchniach innych narodów". Niestety nie mogę się dopisać z własnymi doświadczeniami,ale gdybym tylko mogła tak popróbować tych różnych smaków świata... ech! Oczywiście zwiedzanie innych zakątków na Ziemi stawiam zawsze na pierwszym miejscu, ale zaraz potem jest poznawanie kultury a to też oznacza poznawanie "kuchni". Hameryka dała Ci Marylko (prawie bez ruszania się z miejsca)możliwość "otarcia" się o kuchnie narodów. Tego Ci zazdroszczę (życzliwie oczywiście) :-) Liczę, że jeszcze ktoś opisze swoje doświadczenia smakowe i liczę, że kiedyś wygram w totka i będę mogła sama wszystkiego doświadczyć :-)
Masz racje Smakosiu, mieszkanie, moze nie tyle w Ameryce, co wlasnie w Nowym Yorku daje takie mozliwosci. Duze amerykanskie miasta maja to do siebie, ze imigranci z roznych stron swiata zakladaja swoje enklawy pelne tradycji narodowych i wlasnie jedzenia :))
Wspanialy uwielbia wrecz jezdzic do "ruskow" - ja zreszta tez. Trudno mi okreslic jaka przestrzen zajmuje taka dzielnica, ale chyba jak male miasteczko i normalnie czujesz sie jak w innym kraju. Oczywiscie najbardziej egzotyczna jest wyprawa do dzielnicy chinskiej, tez lubie, ale nie przepadam za chinskim jedzeniem (chyba dlatego tam rzadko bywamy:)). W/g mnie chinskie jedzonko jest ciezkie, zdecydowanie wole japonskie - bardziej delikatne. Oj jak ja kocham jesc ;))))) Tak naprawde to jest mi ciezko powiedziec czy jest jakas kuchnia, ktorej nie lubie, bo nawet jesli generalnie nie przepadam, to zawsze jest cos co mi pasuje i ciagnie ;))) Gdybym miala ustalic jakis ranking to zdecydowanie na pierwszym miejscu tajska, potem hinduska, trzecie miejsce dalabym wszystkim naraz kuchniom srodziemnomorskim, potem chyba jednak meksykanska albo jeszcze lepiej podobna do meksykanskiej ale znow nieco inna kubanska, i hiszpanska. Ech .... glodna sie robie przez to pisanie. Pozniej opisze jeszcze moje doswiadczenia z restauracji marokanskiej ;)
Napisz koniecznie. Napisz proszę. Jak znajdziesz czas,to opisz też jedzonko i ulubione dania tego Twojego Nr 1, czyli kuchni tajskiej. Ja posmakowałam troszkę kuchni japońskiej(niestety w Niemczech :-) ) i jestem zachwycona. Pewnie dlatego,że jest taka "lekka". Pomyślałam sobie, że gdybym miała możliwość poznawać różne "kuchnie", to też by mi było trudno wybrać tę najsmaczniejszą. Moja ciekawość smaków pewnie by mnie ogłupiła :-)
Kochana Luckystar gwarantuję Ci, że osób zainteresowanych tym wątkiem jest dużo tylko, że nikt z nas nie ma pewnie nic do powiedzenia (chodzi mi o to, że nie mamy takiego doświadczenia). Nie mniej jednak bardzo miło czyta się Twoje teksty. Także proszę o jeszcze. Jedyne co mogę powiedzieć od siebie to to, że lubię jeść i każda kuchnia mi odpowiada-nie wszystko na pewno ale w każdej znajdę coś dla siebie. Pozdrawiam
Mysho :) Domyslam sie, ze ktos czyta i oczywiscie, ze to cieszy, ale myslalam, ze bedzie wiecej osob, ktore cos napisza :(( Jest nas przeciez mieszkajacych za granica duzo, no i podrozujacy tez chyba maja jakies doswiadczenia, ktorymi mogli by sie podzielic. Moze jeszcze ktos sie odezwie ;) Ja zawsze lubilam takie ciekawostki ze swiata, wiec moze blednie mysle, ze to kazdego interesuje ...
Z ogromną przyjemnością przeczytałam wszystko,co napisałaś (nawet dwa razy :-) ). Fantastyczne jest to,że pewnie w każdej z kuchni narodów można znaleźć coś, co powali nas "na kolana". Jak wielu połączeń smakowych jeszcze nie znamy, jak wiele zapachów jest nam obcych... To wszystko powoduje,że jest mi żal,iż nie mam możliwości by to poznać. Pewnie, że wszystkiego się nie posmakuje,ale gdyby tak choć część... Rozmarzyłam się :-) Kiedy wspomniałaś o jedzeniu rękoma pomyślałam sobie, że pewnie i tego bym chciała doświadczyć,ale tylko w tamtym "klimacie". We własnym mieszkaniu,to już nie to samo :-) To tak, jak z winem - kiedy pijemy najzwyklejsze wino, ale podane w tym klimacie i w tym rejonie, z którego ono pochodzi, to wówczas jest to "delicja". Jednak przywiezione do domu już traci na "blasku". Magia, czy co? Zaintrygowałaś mnie pisząc o tych tajskich sosach.jestem ich ogromnie ciekawa. Sosy są doskonałym "materiałem" do przekazania charakteru kuchni. Ja w zasadzie nie jadam sosów, nie lubię tych zawiesistych, mącznych i tłustych,ale te, o których piszesz chyba do takich nie należą. Ech! Ciekawe jak smakują :-) No i te przyprawy, nie suszone a właśnie zielone, prosto z "krzaczka". Przełykam ślinę :-)
Szybciutko o tych sosach:) Wiesz Smakosiu, nasze polskie sosy sa tluste, bo uzywamy niestety duzo tluszczu i w dodatku zageszczamy je maka, co sprawia, ze sa geste, zawiesiste i ciezkie. Ja tez juz nie lubie takich sosow i nie robie. Te tajskie sa robione prawdopodobnie na sokach z miesa i wszystko co jest do nich dodane (te wlasnie kilka smakow) jest miksowane. Taki sos ma minimalna zawartosc tluszczu i jest lekki bo nie ma maki. Miksowanie wszelkich dodatkow powoduje, ze sos jest zawiesisty, ale nie jest ciezki. Tak sie domyslam, jak jem te cudenka :) bo niewiele mam doswiadczenia z gotowaniem tajskich dan. Kiedys eksperymentowalismy ze Wspanialym i to bylo wszystko robione "na domysl" do sosu na bazie mleczka kokosowego dodalismy rodzynki, orzeszki ziemne, duzo soku z limonki i to wszystko polaczone z sokiem z pieczonego miesa, doprawione ziolami i po zmiksowaniu wyszedl bardzo ciekawy sos. Oprocz takich sosow do dan glownych Tajowie robia tez niesamowita ilosc sosow takich do roznych przystawek, te niestety sa dla mnie absolutna zagadka jesli chodzi o wykonanie, ale smakowo to jest poezja. Nawet jak zaprosilismy Marengo do tajskiej knajpki to kelnerka chciala juz sprzatnac kilka niepotrzebnych talerzy, ale ja nie pozwolilam jej zabrac sosow, bo te wyjadam normalnie lyzka do ostatniej kropli. W tym przypadku nie mam zadnych zasad kulturalnych :))))))
ja uzywam choc nie wiem jaki to odpowiednik na polske, thickening granulets -- bezwonne, smaku i bezglutenowe - zageszczam wiekszosc sosow i czasami zupe rybna :)
hiszpanie zageszczaja wiekszosc smazonym chlebem lub migdalami.
anglicy wiekszosc maka kukurydziana.
pozdr....
Ja nie zageszczam tylko po prostu redukuje i miksuje, ale jak juz koniecznie musze to uzywam arrowrooth - tez nie mam pojecia czy jest jakis polski odpowiednik. Ale z reguly nie zageszczam, bo jednak te "cudowne" srodki to chemia :)))
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości:
> Ja nie zageszczam tylko po prostu redukuje i miksuje, ale jak juz koniecznie
> musze to uzywam arrowrooth - tez nie mam pojecia czy jest jakis polski
> odpowiednik. Ale z reguly nie zageszczam, bo jednak te "cudowne"
> srodki to chemia :)))
no no no :)
poczytalem http://en.wikipedia.org/wiki/Arrowroot
hmmm teraz moze znajde kogos kto mi to dostarczy do restauracji i sprobuje :)
dzieki na TIP :):):):):):)
Tu jest coś o tym po polskiemu :-) http://pl.foodlexicon.org/p0000580.php
http://pl.foodlexicon.org/p0000580.php Juz sie robi Smakosiu :)) To fajnie, ze znalazlas informacje po polsku. Ciekawe tylko, czy mozna ten arrowroot dostac w Polsce, przyznam, ze tutaj tez nie zawsze jest w sklepie. Juz nie pamietam, kto mnie uswiadomil co do uzywania tego zageszczacza, ale znam to do lat mimo, ze naprawde rzadko uzywam.
Ja się z tym nigdy nie zetknęłam, ale może ktoś inny? Chętnie bym kupiła.
Fajnie czyta sie ten watek, ja tez uwielbiam kuchnie tajska. Bylam tam 10 lat temu 3 miesiace i poznalam duzo tajemnic tej kuchni od tubylcow. Zupy rybne z kolendra, mlekiem kokosowym, swiezymi listkami limonki i trawa cytrynowa byly rewelacja.
Jednym jestem zaskoczona w twoim opisie, jak uzywa sie lodygi cytryn? Nigdy o tym nie slyszlam:)
Nie dziwie sie ze jestes zaskoczona, bo sama dopiero teraz zauwazylam ze "lodyga" nie jest odpowiednim tlumaczeniem "lemon grass" chodzi o trawe cytrynowa.
Oj,zupy rybne! Gdyby tak można było poznać ich różne smaki. Kiedyś w szale gotowania zakupiłam trawę cytrynową. Od tamtej pory czeka w zaciszu szafki, bo nie mam pojecia jak ją zastosować. Myślę, że zasugerowałam się nazwą nie zastanawiając za wiele, bo moja jest w postaci wysuszonej (pioruńsko twarda) a do potraw pewnie daje się świeżą, tak?
Zaczelam wpisywac przepisy kuchni tajskiej, mysle, ze na cos sie przydadza:) do potraw najlepsza jest swieza trawa, ale nie ma zlego, co by na dobre nie wyszlo, namocz w goracej wodzie ( wody nie wylej ) , pobij i pokroj , uzyj do egzotycznych dan, albo jako ciekawy dodatek do przetworow. Tak samo uzywa sie tajskie suszone pieczarki, suszone listki limonki, imbir itd,,,z braku swiezych suszone tez dadza smak,pozdrawiam.
Ale ciekawostkę napisałaś. Dziękuję. Nawet by mi to do głowy nie przyszło, że można tę trawę namoczyć. Trzeba będzie spróbować :-)
Ja tez uwielbiam ostre jedzenie. Ale ostre a nie przezerajace wszystko inne. w domu niestety musze gotowac lagodniej doprawiajac bo nie wszyscy sa w stanie zniesc ostre jedzenie. no ale czego si enie robi dla rodzinki.
Co do stolowania sie w Subway to nie przepadam, aczkolwiek kiedy z mezem i synkiem robimy sobie calodniowy wypad do duzego miasta (wszak mieszkam w "town" bardziej podobnym do "village") to wlasnie nasze podjadanie polega na zakupie bagietek.
Ale musze wam powiedziec ze niedawno bylismy w takim miejscu, ktore laczy ze soba subway i kawiarnie. Jak zwykle po zjdzeniu czego tresciwszego, moj piekny kupil mi kawe a synkowi lody. Te lody tak pachnialy ze musialam sprobowac i....gdyby nie to ze to byla koncowka i wiecej kupic sie nie dalo to bym doslownie je zezarla bo smakowaly jak.....guma Donald (mowi wam co ten smak???) ;)
Ja co prawda z Irlandii klikam, ale zwyczaje żywieniowe od szkockich raczej nie odbiegają:
- ocet generalnie rządzi. Zamawiając jakiekolwiek danie w restauracji, należy się spodziewać dodatku w postaci kilku chipsów o smaku octowym na talerzu. To samo frytki - są knajpy (przeważnie małe), gdzie kelner nawet nie pyta czy chcesz ocet tylko leje.
- fast foody rządzą. Bardzo dużo otyłych kobiet na ulicach - o dziwo mężczyźni są w normie. Rozmiary w sklepach zawyżone o conajmniej 1 w górę, bo prawdziwej "eski" żadna Irlandka nie wciśnie. Dzieci od malućkiego tuczone frytkami i hamburgerami - dla przykładu, przedszkole, do którego chodziła moja córa, podawało co dwa dni dzieciom frytki i smażone w głebokim oleju, obciekające tłuszczem kawałki kurczaka - w ulotce dotyczącej owego przedszkola znalazłam informację, że jest ono członkiem jakiegoś stowarzyszenia zachęcającego do zdrowego odżywiania się :/ Puby, kluby, dyskoteki zamykane są o 2 w nocy - wtedy wszyscy biegiem do Mc Donalda po zestaw - to swego rodzaju tradycja.
- o tym bekaniu górą i dołem to prawda, Irlandczyk przeprosi cię serdecznie za kichnięcie w twoim towarzystwie, ale za te dwie rzeczy już nie...
- popularnym fast foodem jest bułka bagietka przekrojona na pół i wypełniona przeróżnym nadzieniem - najczęściej kawałkami kurczaka, warzywami, polana majonezem i posypana startym żółtym serem
- ciasta - raczej bez kremów i mało skomplikowane, bardzo popularne wszelkiego rodzaju tarty i mufinki
- na śniadanie obowiązkowo tosty z dżemem plus jakaś owsianka / płatki, kanapki z bananem i chipsami. Full Irish breakfast - pieczone kiełbaski + jajka na bekonie. Bardzo lubią jajecznicę z mikrofali.
- zupy-kremy, mało wyraziście wg mnie przyprawione
Te jajka na bekonie, pieczone kielbaski i dodatkowo fasolka z puszki to takze przyzmak Szkotow. Jajecznice z mikrofali probowalam ale to wiecej mleka niz jajka (jajko przyprawione sola i pieprzem i wymieszane z mlekiem leci siup do mikrofalowki a potem na talerz) - ogolnie daleko temu czemus do prawdziwego smaku.
Najbardziej mi nie podchodza te ich "dania" na lunch: wszelkiego rodzaju "pie" z bekonem, z ziemniakami, z fasolka i czym tam jeszcze sie da. Mozna wybrac wersje na zimno lub na cieplo - obie mdle jak zreszta cale ich jedzenie i nie da sie tego zjesc. Na lunch w domu robi sie zwykle bulki lub bagietki z jajecznica lub bekonem i cebula. Do tego oczywiscie ich ulubione dodatki: majonez, ketchup, brazowy sos, i wszystko co octowe. Trzeba sie tam urodzic zeby w ogole zaczac to trawic.
Z przedszkolami masz racje - karmia te dzieciaczki bardzo "zdrowo" - chipsy, paluszki zapiekane z serem (okropnie pachna), ciezkie fasole, frytki...generalnie to czego w Polsce zadna matka przy zdrowych zmyslach nie dalaby dziecku w codziennym zestawie.
Podobnie zreszta z napojami - dzieci dostaja gazowane i mocno slodzone. A jesli sok jest do rozcienczania to leja wode prosto z kranu. Tak samo jak trzeba dziecku przygotowac cos cieplego do picia - wody sie nie zagotowuje ani nieprzegotowuje - bierze sie z kranu (ciepla, zimna - ktora akurat poptrzebna) i juz. Fakt - woda u nas jest bardzo czysta, ale dla mnie to nie zmienia faktu, ze wypada ja przegotowac.
Sa to wiec rzeczy do ktorych trzeba sie przyzwyczaic zyjac tutaj, ale jednoczesnie czasem nie da sie na to patrzec.
No tej jajecznicy to sobie nie daruje :)) Nigdy nie widzialam i nie slyszalam zeby robiona byla w mikrofali, ale jajka ubijaja z dodatkiem mleka ( wg nich to ma byc bardziej puszyste) i ubijaja je "do zabicia" czyli jak juz nie widac ani bialka, ani zoltka tylko jest blado zolta ciecz wtedy sru na patelnie .... i smaza znow "do zabicia". Jak poznalam mojego meza, to mi wlasnie zaserwowal taka jajecznice :( rece opadaja. Nastepnym razem pokazalam mu jak sie robi jajecznice, jak jedziemy do tescia to jak na sniadanie ma byc jajecznica to tesc pyta czy moge zrobic.... Nauczyli sie, ze jak sie spojrzy na talerz to widac, ze moja jajecznica jest z jajek, bo widac i zoltko i bialko, no i nie jest wysuszona na wior przez dlugie smazenie ....
Mnie akurat "pie" smakuje, szczególnie Shephard's pie (tzw.ciasto pasterza - tarta zmieniaczana z nadzieniem zazwyczaj z wołowiny / jagnięciny plus żółty ser) i Fisherman's pie (ciasto rybaka - takie samo wykonanie tylko oprócz wołowiny biała ryba + sporo cebuli). Podejrzewam, że wiele zależy od sposobu wykonania i wprawnej ręki kucharza.
Jeszcze jedna ciekawostka. Kuchnia marokanska. Najlepsza restauracja marokanska w jakiej bylam jest w Philadelphi w centrum miasta, a mimo to bardzo ciezko ja znalezc. Polecila mi te restauracje znajoma, koniecznie trzeba robic rezerwacje, bo restauracja wydaje obiad tylko dwa razy dziennie o godz. 17tej i 20:30. Rezerwacje robi sie na konkretna godzine, tak powiedziala znajoma, wiec zrobilismy i zadowoleni z zycia po przyjezdzie do Philadelphi zaczelismy szukac adresu...... ni diabla nie moglismy znalezc, ale tez ta czesc miasta nalezy do najstarszej czesci Philadelphi i sa tam tak waskie uliczki pelne roznych zakamarkow, ze naprawde trzeba wiedziec jak szukac.
Z tego wszystkiego zadzwonilam do restauracji i powiedzialam, ze jestesmy "gdzies blisko" ale nie mamy klopot ze znalezieniem. Facet przez nawigacje telefoniczna doprowadzil nas pod same drzwi (dosc obskornie wygladajace) No i sie zaczelo.....
Restauracja miesci sie w normalnym waskim, starym, 2 pietrowym budynku mieszkalnym, parter zajmuje kuchnia i lazienka, a do salek jadalnych prowadza na piertra krete waskie schody. Cale wnetrze jest niejako "wytapetowane" tureckimi dywanami wiec nidzie nie widac kawalka sciany, wrazenie jakby sie weszlo do namiotu wojownikow tureckich. Sama kuchnia ma wlasnie duzo elementow tureckich i rowniez srodziemnomorskich. W pokojach jadalnych (pokoje tak ja w normalnym mieszkaniu tylko nigdzie nie ma drzwi) sa niskie stare pluszowe kanapy fotele i puffy do siedzenia. Jest to wszystko tak miekkie, ze czowiek normalnie zatapia sie w nich jak w puchu, mozna rowniez rozlozyc sie w pozycji pollezacej. Pelny relaks i wygoda sa jak najbardziej wskazane, bo obiad trwa 2 do 3.5 godzin i sklada sie z 7 dan.
Nie wiem czy uda mi sie wyliczyc wszystko, bo dawno tam nie bylam, ale sie postaram :)
Tutaj tez je sie bez uzycia sztuccow, kelner stawia na stole duza posrebrzana miske i nad nia polewa rece gosci woda, kazdy dostaje maly reczniczek do wytarcia, oraz osobny recznik, ktory gosc kladzie sobie na kolanach - przy jedzeniu rekami z reguly cos spada na kolana, wiec to po to ten recznik, no i jest tez w co wytrzec palce miedzy kolejnymi daniami. Dania sa niektore standartowe a niektore daja wybor pomiedzy np. kurczakiem, czy jagniecina, albo wolowina ... Glowne dania to ciasto phyllo z jajkami, kurczak z orzechami na slodko, jagniecina na ostro w jogurcie, couscous, jakies przedziwne "zawiniatka" z ciasta wypelnione warzywami, potem jest deser baklava i jescze inne ciasta ociekajace miodem, do tego herbata nalewana przez kelnera z wysokosci ok. 1m prosto do malej filizanki i nawet jedna kropla nie ma prawa spasc na stol poza filizanke, sa tez owoce. Jest to prawdziwa uczta nie tylko dla podniebienia, bo wszystko odbywa sie przy tradycyjnej muzyce marokanskiej no i przy tym kelnerzy wstrojeni w tradycyjne stroje ludowe .....
Wrazenia nie do opisania, bylam tam juz kilka razy i jak tylko bede w Philadelphi to napewno znow pojde....
O jej! To brzmi jak jakaś bajka albo baśń z tysiąca i jednej nocy :-). Niesamowite. Już sobie wyobraziłam i poczułam się przez chwilę jakby mnie ktoś zawinął w pluszowy dywan :-)Jeśli już od wejścia wszystko jest takie inne i takie niezwykłe, to pewnie potem cała reszta działa jak czary a jak musi smakować... No i pomyśleć, że świat jest taki wielki, tyle w nim kultur i tyle inności a człowiek tak niewiele doświadczył.
Smakosiu Lemongras albo Zitronengras mozna kupic rowniez w zmielonej proszkowej przyprawie . jest super do ryb ,ryzu,owocow morza a nawet salatek i kompotow . Ja wczesniej tez tej przyprawy nie uzywalam dopoki nie odkrylismy urokow Azji na urlopie i oczywiscie kuchni indonezji w sumie bardzo zblizonej do thai. Szczegolnie nieapetycznym przezycie mielismy jak po spozyciu posilku dopiero PO dowiedzielismy sie , ze to byl pies . dla nas okropna rzecz wrecz ochydna ale to tak samo jak dla wielu innych ludzi lub wyznan wiary jest tez niezrozumiale jak mozna jesc wieprzowine .wiec pozniej najpierw sie upewnialismy co to jest dokladnie zanim dalismy sie powiesc pysznym zapachem.poza ta wspaniala kuchnia i wieloma nowymi przyprawami jak i rowniez owocami ,ktorych wczesniej nigdy nawet nie widzielisy na oczy .jednak najwazniejszym bardzo waznym wrazeniem. nigdy wczesniej nie spotkalam tak biednego narodu , ktorzy tak sie umia cieszyc tym co maja i tak to doceniaja . przy naszej pierwszej podrozy widzielismy tylko ludzi z usmiechem na twarzy , taki kontrast biedni ale szczesliwi i cieszacy sie zyciem , my turysci z takimi dlugimi minami,po paru dniach i my bylismy zarazeni usmiechem i jedyne zdziwienie na lotnisku we Frakfurcie dlaczego ci ludzie chodza tacy nieszczesliwi ???obojetni ??a my z usmiechem od ucha do ucha i szczesliwe twarze .krotko mowiac takiej kultury i szacunku jak i zyczliwosci wobec innych nawet obcych nie spotyka sie czesto . w przyslowiu , ze podroze ucza jest naprwde duza czastka prawdy gdyz wtedy poznajemy inne kultury i innych ludzi , stajemy sie dostepniejsi moze bardziej otwarci i tolerancyjni wobec nieznanych nam rzeczy . czasami jestesmy tak zagonieni rzeczywistoscia dnia codziennego , ze czesto zapominamy o "usmiechu "tylko teraz nie myslcie sobie , ze jestem jakas hipi ktora wiecznie tylko hichocze , tak nie jest .ale taki mily wyraz twarzy nic nie kosztuje a przy tym stajemy sie duzo sympatyczniejsi niz z oburmuszonymi minami.
Wspaniale to opisałaś. Też zawsze zwracam uwagę na emocje,które "malują" się na twarzach ludzi. Jednak co innego doświadczać tego we własnym kraju, a co innego poczuć to obcując z inną kulturą. Wiele to może nas nauczyć - tak jak napisałaś. Mogę Ci tylko (życzliwie) pozazdrościć tych wszystkich doznań. No... prawie wszystkich (wiesz o czym myślę :-) ). Zerknęłam na Twój "profil" i widzę, że mieszkasz w Niemczech. To chyba tam natrafiłaś na tę przyprawę? Może się mylę, ale w Polsce raczej jej nie ma. Przyszło mi do głowy,że może bym mogła zmielić tę swoją trawę cytrynową w młynku do kawy? Póki co wyglada jak połamane, zeschnięte gałązki i jest straaaasznie twarda.
super pomysl na jedno wyjdzie , wtedy tylko ja sama sproszkujesz . ja kupilam ja w Lidlu w niemczech , ale moze faktycznie warto po duzych supermarketach sie rozejrzec . po moim zeszlorocznym pobycie w Polsce zauwazylam , ze polki sklepowe coraz lepiej sa sortowane . tylko lepiej nie za duzo z ta trawa cytrynowa bo jest bardzo aromatyczna i mozna szybko przedobrzyc.nie wiem czy znasz ja czesto uzywam do przyprawiania prawie wszyskich sosow i mies koriandry mam tylko nadzieje , ze wlasciwie napisalam . jakie to zaskakujace zawsze szukamy czegos nowego , obcego a wprawdzie swojego do konca nie znamy ale chyba taka juz jest natura ludzka . mam nadzieje ,ze uda ci sie ze zieleniem tych twardych galazek :-)
Masz rację, że warto zaglądać do Lidla. W Polsce też już są sieci tego sklepu. Muszę tylko częściej się interesować,jakie są oferty w danym tygodniu. Teraz chyba będzie włoski tydzień. Pozdrawiam serdecznie.
Tak właśnie myślałam,że z tą trawą, to trzeba postępować z umiarem. Jak się uda zmielić, to zacznę eksperymentować. Już mi wskazałaś do czego można zastosować, więc teraz czas na próbę mielenia. To jednak zrobię dopiero, jak pójdę do rodziców, bo oni mają taki elektryczny młynek do kawy (jeszcze z dawnych czasów - chyba z NRD :-) ). Ta koriandra, to chyba będzie kolendra (po naszemu :-) ). Zerknij tu: http://pychotka.pl/przepisy-kulinarne/porady-i-ciekawostki/kuchnia-pachn%B1ca-kolendr%B1..html
tak to jest kolendra jak mieszkalam jeszcze w polsce to nie umialam jeszcze gotowac to dlatego nie znam tych nazw przypraw .zmielic mozesz rowniesz blenderem albo mlynkiem . powodzenia i pozdrowienia serdeczne . ja juz zmykam mecz plki noznej juz sie zakonczyl hiszpania wygrala. wiec czas na gotowanie w tym tygodniu po hiszpansku . ja bede robic ossobuco a co u was hiszpanskiego zagosci na stolach po mistrzostwach europy.?
to hiszpanie dostana czkawki, bo ossobuco jest daniem wloskim:) "ossobuco alla Milanese" danie pochodzi z Milano, stolicy Lombardi
http://www.en.wikipedia.org/wiki/ossobuco
Tineczka . dobry tip ,dzieki za wyprowadzenie z bledu. do tej pory zawaze bylam przekonana a przynajmniej sadzilam ,ze to hiszpanskia potrawa :-( . ale juz za pozno niech maja czkawke :-)) miesko juz przygotowane . milego dnia wszystkim zycze.
Schnucki, milo ze odebralas moj post z przymruzeniem oka, niech maja czkawke:) potrawa jest super obojetnie z jakiego kraju sie wywodzi. Milego wieczoru i smacznego.
Ale super temat!!!
Aż się rozmarzyłam i mi się zachciało i chłonąć kulture oczami i smakować ja podniebieniem....( hi, miało być : buja w obłokach, ale nie ma a najbardziej podobne wydało mi się to )
Ja niestety, nie mam dla Was żadnej takiej ładnej historyjki.
Ale nieznane smaki bardzo mnie krecą. Zawsze proszę o jakąs egzotyczną przyprawę, albo smakołyk kuchni, jełsi ktoś znajomy wyjeżdża.
Trochę mi przykro, ze wszystko ulega takiej uniformizacji- wszędzie się je hamburgery, a lepienie pierogów odchodzi trochę do lamusa.
Ostatnio nakręciłam se na taki miód, z jakiego dalekiego kraju- ponoc smakuje i opachnie jednoczesnie kokosem i jabłkiem.
A co do trawy cytrynowej- tez mam taką zaschniętą na kamień i wpadłam na taki pomysł, żeby uzyc jej jako patyczków do szaszłyków drobiowych. Daja bardzo ciekawy posmak.
A myśleliście kiedyś, ze kuchnia polska, a szczególnie staropolska daje taki powiew egzotyki?
Wszystkie dania z dziczyzny, dania z grzybów, sosy do tego. Ja dowiedziałam się niedawno, zę na szlacheckich dworach do kaczki podawano kiedyś sos wisniowy- jako tubylczą odmianę sosu słodko- kwaśnego.
Wiecie, zę kuchnia polska to nie tylko ziemniaki? Szlachcianka wyjeżdżając do wód, zostawiła dyspozycje co do menu na 3 miesiące. I ani razu nie pojawiły się tam ziemniaki! tylko róznego rodzaju kluski i kasze. Mnie to bardzo ciekawi, bo już od dłuższego czasu nie jadłam dobrego ziemniaka, takiego, jakiego pamietam z dzieciństwa- że wyjadaliśmy z wiadra ziemniaki w mundurkach, takie, które babcia parzyła dla świń!
No na razie tyle :) Jak to dobrze, ze wiat jest taki bogaty i dużo z tych bogactw czeka jeszcze na mnie :)
Agik, masz racje z naszej kuchni staropolskiej "wieje egzotyka" :))) Zwlaszcza jak sie czyta "wez kope jaj", albo "cwierc wolu"...
Co do dziczyzny to niestety w Nowym Yorku nie serwuje tego zadna z polskich restauracji, ale dwie czeskie restauracje maja raz do roku (luty/marzec) tydzien "dziczyzny" i dania sa naprawde wspaniale. Wlasnie dzieki Czechom zarazilam mojego Wspanialego smakiem dziczyzny i teraz juz sam pilnuje, zeby nie przegapc kiedy znow bedzie mozliwosc posmakowac tej "egzotyki".
Faktem jest, ze bedac wychowani na polskiej kuchni tez w jakims sensie nie doceniamy jej walorow, a przeciez zwykla kaszanka czy flaczki to dla innych narodow egzotyka...
Tutaj znajdziemy ogólną charakterystykę kuchni polskiej (i wymienione potrawy): http://pl.wikipedia.org/wiki/Kuchnia_polska
Hi- pierogi są w bardzo wielu kuchniach świata- włoskie ravioli, tortelini, rosyjskie i ukraińskie pielmienie, litewskie kołduny, chińskie pierożki...
I mnie cięzko wymyslec jakąs typowo polską potrawę- może oprócz potraw z grzybów lesnych ( ponoć Niemcy traktują to jako coś w rodzaju rosyjskiej ruletki- boją się strasznie jeść, ale pożadają... ;) ) no i kasze- gryczana, jęczmienna...
I lesne owoce- bo nikt mi nie powie, zę borówka amerykańska smakuje tak samo, jak czarna jagoda...
Opowiem wam jak moj maz sie zajadal flaczkami tak dlugo mu smakowaly dopoki sie nie dowiedzial z czego one sa faktycznie robione , pozniej juz mu jakos nie podchodzily , jednak po jakims czasie stwierdzil , ze jednak dobre byly a on w dalszy ciagu zyje wiec nie widzi powodu zeby z nich rezygnowac. a tym bardziej jego najukochansza tesciowa przeciez go nie otruje to juz szybciej zona:-)))) ale to fakt niemcy sa strasznie zachwyceni polskim jedzeniem i grzybkami tutaj sa grzybki zreszta wszystko z lasu zabojczo drogie kupuje sie na 100 g a nie na kg. dziewczyny napisalam post w rozmowach wolnych i frywolnych moze ktos mi pomoze.
Ja mysle, ze chyba wogole jest trudno mowic o typowej kuchni jakiegos kraju bez nalecialosci z kraju sasiedniego... Jakos tak przez lata wojen niektore ziemie przechodzily z rak do rak i ludnosc tez wedruje a razem z tymi ruchami i wedrowkami zmienia sie wlasnie kuchnia.
Niewiele mam doswiadczenia z kuchniami innych narodów, tyle co z niektorych restauracji, troche w domu eksperymentuje, ale...
ale mój syn uczuciowo zwiaznany z Brazylią a w szczególności z jedną brazylijką z którą notabene mieszka obecnie w Brazylii,
przyrządził nam jedna potrawę typowo brazylijską a mianowicie "feijoadę".
Niektóre produkty jak czarna fasola,specjalna mąka, przywiózł z Anglii, bo u nas nie widziałam.
Pichcił to danie pół dnia, ale oplacało się.
Ponieważ potrawa jest dosyć ciężka w trawieniu pomagają drinki z cachasy i pomarańcza.
To było extra doznanie....a te drinki ...niezapomniany smak
Woila, super, ze napisalas. Twoja wypowiedz przywiodla na mysl jeszcze inne skojarzenia. Wlasnie krwiste pieczenie, w Stanach glownie wolowe, tez mnie szokowaly na poczatek, a teraz jem wlasnie takie krwiste, ale za to miekkie jak maslo i jakos nie moge sobie wyobrazic, ze przeciez jeszcze lata temu wolowina musiala byc wypieczona niemalze na wior. Tak wiec wolowina, jagniecina i mieso kozie jesli tylko dostane to robie na "krwisto". Wszelkie owoce morza pociaglaly mnie od poczatku i lubie, uwielbiam wrecz kraby te w miekkiej skorupce, natomiast Wspanialy nie lubi nic co ma "fredzlowate" zakonczenie, wiec wszelkie koncowki osmiornic zawsze laduja na moim talerzu. Ze wzgledu na uprzedzenie do "fredzlowatych" rowniez nie jada naszych polskich flaczkow, ktore ja bardzo lubie, ale ja sie tym nie przejmuje i jak mam ochote na flaczki, to wlasnie flaczki sa na obiad i tyle.
"Czyszczenie" talerza bagietka czy tez innym pieczywem tez bylo dla mnie na poczatek brakiem manier, teraz robie to sama :)))) a wogole to uwielbiam wszelkie chlebowe "maczanki", wloskie i greckie restauracje podaja chleb z oliwka przed przyjeciem zamowienia, wiec obiad zaczyna sie od maczanki.
Amerykanskie restauracje tez jak tylko siadasz to podaja chleb (najczesciej goracy czyli podpiekany) z maslem, potem obiad sklada sie zwykle tak jak w Polsce z zupy, drugiego dania i deseru. Z tym, ze naprawde rzadko sie zdarza, zeby ktos zamawial to wszystko, wiec najczesiej jest salata i drugie danie, salata zawsze podawana osobno przed daniem glownym.
Masz rację z tym mięsem, ja też nauczyłam się jeść krwiste, może nie całkiem surowe ale jednak z krwią i sama pewnie przyznasz jakie jest soczyste i mięciutkie. Druga sprawa, dopiero tu poznałam prawdziwy smak mięsa, bo do czasu gdy mieszkałam w Polsce każde, czy to wołowe czy wieprzowe smakowało podobnie. My Polacy lubimy mocno przyprawić mięso, dlatego tylko po wyglądzie można rozróżnić jaki to gatunek, no może baranina z tym charakterystycznym zapaszkiem mogłaby być łatwiej zidentyfikowana. Muszę przyznać, że bardzo rzadko udaje mi się zrobić takiego steka soczystego, dlatego raczej nie robię na patelni, jedynie wychodzi mi na grilu :)
Przypomniało mi się jeszcze o maczanym pieczywie, chodzi o croisanty, Francuzi maczają je w kawie z mlekiem i potem te okruchy są wszędzie, wokół kubka na stole i oczywiście w samym kubku, bo nie raz nie zdąży włozyć do buzi :)) Już mnie ten widok nie razi ale kiedyś będąc w jakimś hotelu obserwowałam ludzi jak jedzą śniadanie i byłam przerażona tym bałaganem wokół spożywających.
Jeszcze taką fajną rzeczą jest to, że będąc w restauracji, zwłaszcza na kolacji z przyjaciółmi, spożywanie posiłku jest taką formą miłego spędzenia czasu i ceremonią w dosłownym znaczeniu. Kolejność podawanych dań i przystawek odgrywa tu dużą rolę, mimo dyskusji z przyjaciółmi zwraca się uwagę na to co jest podawane i w jaki sposób. Kelner przed podaniem każdego dania stara się opisać potrawę, co oczywiście ma wpływ na chęć lub niechęć jego spożycia. Zaznaczyłam wcześniej, że chodzi raczej o kolację, bo wiadomo, że w porze obiadowej człowiek jest zaganiany i ma niewiele czasu na "ceremoniał". We Francji przerwa obiadowa trwa od 12.00 do 13.30 lub do 14.00 , potem znowu oczywiście biegniesz do pracy. Wieczorem to co innego, po pracy, całkiem wyluzowany masz chęć posiedzieć przy świecach i dobrej strawie, a jeszcze jak dopisze dobre towarzystwo to już niczego więcej nie trzeba :) Nie dzieje się tak codziennie oczywiście dlatego tym bardziej ta forma "rozrywki" jest traktowana przez Francuzów jako coś wyjątkowego, może tak jak w Polsce impreza domowa z jakiejś tam okazji czy nawet bez okazji. Nawet zapraszanie się na kolację w domowe zacisze jest też taką formą ceremonii i przede wszystkim okazją do spotkania się z przyjaciółmi.
Haha pracowalam kiedys z Francuzami (zaklad byl francuski) wiec znam z autopsji to maczanie croisantow w kawie :))) to mnie jakos zawsze razilo i nie wiem czy moglabym sie przyzwyczaic :) bo jakos nie rozumiem sensu takiego jedzenia ... Niby dlaczego owego croisanta nie ugryzc i popic kawa, no ale ...co kraj to obyczaj :))) Mnie chodzilo o maczanki innego rodzaju... Glownie restauracje wloskie i greckie podaja w koszyczku 2-3 gatunki roznego chleba i do tego oliwke z oliwek, czlowiek nalewa sobie oliwke na maly talerzyk (taki do chleba) i doprawia oliwke sola, pieprzem, ziolami i tak wlasnie powstaje "maczanka" :))) Podzera sie ten chlebek zanim przyniosa zamowione dania... "czyszczenie" talerza po daniu glownym chlebem (zwykle bagietka) jest bardzo popularne zwlaszcza w restauracjach wloskich i glownie jesli daniem jest makaron z przeroznymi sosami ... a faktycznie te sosy sa przepyszne. Restauracje wysokiej klasy podaja oliwke juz doprawiona np. ziolami czy czosnkiem i czlowiek sobie tylko dosmacza sola czy pieprzem.
Pojscie do restauracji jest rzeczywiscie ceremonia, rzadko kiedy wpada sie tylko po to zeby zjesc "na szybko", w restauracjach odbywaja sie tez spotkania ze znajomymi przy roznych okazjach, jak i bez okazji.... Prawie nikt nie zaprasza gosci do domu, w domu przyjmuje sie tylko czlonkow rodziny i to tez z okazji swiat a nie ot tak sobie. Nawet Thanksgiving, ktory jest najbardziej rodzinnym swietem w Stanach czesto "urzadza" sie w restauracji. Sama kiedys z tego korzystalam, bo jak bylam sama z synem, to na kiego licha bylby mi caly indyk, a sama piers juz jest dla mnie za malo tradycyjna. Chodzilismy wiec do restauracji gdzie w tym dniu maja oprocz normalnego menu, rowniez tradycyjne i taki obiad trwa ok 2 godz. w zaleznosci od ilosci uczestnikow w danej rodzinie. Troche to smutno wygladalo, bo czesto przy duzych laczonych stolach zasiadaly rodziny 8-12 osobowe, a my zawsze robilismy rezerwacje na 2 osoby... ale milo wspominam tamte "swieta", bo nie bylo calej krzataniny i pichcenia, ktore zreszta lubie, ale co wazniejsze nie bylo potem resztek, ktore czesto gesto je sie przez tydzien .... no chyba ze czlonkowie rodziny "wyniosa" czesc. Moi na szczescie chetnie zabieraja resztki :))))
A mowiac o restauracjach francuskich, to mam taka jedna, gdzie jest stala cena za obiad (prefix) i w tej cenie mozna sobie wybierac dania glowne oraz deser. Natomiast glowna atrakcja tej restauracji jest to, ze jak tylko zasiadasz przy stole to kelner przynosi taki stojak metalowy na ktorym wisi ok 7 gatunkow roznych kielbas, do tego podaja tez koszyk z owocami i warzywami, miseczke domowej roboty pasztetu (konsystencja do smarowania) i jedna buleczke na lebka. Siedzisz i jesz ile chcesz, nie ma zadnych ograniczen, ani pospieszania, kroisz te kielbachy i podzerasz, pasztet jest pychota....ach zapomnialam jeszcze sa sery do tego .... Jesli nie uwazasz co robisz to jak przyjdzie danie glowne, to juz nie masz go gdzie wpakowac...:))) Wszyscy kogo tam mialam okazje zaprosic uwielbiaja te restauracje wlasnei dlatego, ze mozna w niej siedziec godzinami i w sumie za niewielkie pieniadze.
Rzeczywiście we Włoszech popularne jest chlebek czy raczej bagietka maczana w oliwie z przyprawami, albo nawet pizza, a raczej zwykły placek do pizzy smarowany oliwką smakową (to ma swoją nazwę). Byłam kilka razy we Włoszech ale krótko więc aż tak bardzo nie miałam możliwości zasmakować się w jej kuchni, najczęściej typowo włoskie pizza i spagetti lądowało na talerzu, natomiast niesamowite wrażenie zrobiła na mnie czekolada... Będąc na olimpiadzie w Turynie, a właściwie pod Turynem, w jakiejś olimpijskiej wiosce wybrałam się ze znajomymi do kawiarenki na kawę i trafiliśmy na lokal, w którym podaje się też gorącą czekoladę. A że uwielbiam ją w każdej postaci, nie potrafiłam jej sobie odmówić. Jakież było moje zaskoczenie gdy ujrzałam filiżankę płynnej czekolady. Prawdę mówiąc spodziewałam się płynu zbliżonego smakiem do kakao ale nie, to była najprawdziwsza rozpuszczona czekolada, taka jakby z tabliczki z dodatkiem orzechów i truskawek (taką wybrałam), gęsta choć w formie płynnej ale takiej jak rozpuszcza się np w garnku do polewy, po prostu pyszna! W zeszłym roku miałam okazję też pić czekoladę w Wedlu w Sopocie ale niestety, choć była całkiem dobra, to jednak nie równała się do tej z Włoch. Muszę przyznać, że Włosi mają też wspaniałe makarony i sery zwłaszcza parmezany i wszystkie temu podobne, wędliny też mają dobre, czasami kupuję na wagę we Francji, gdy uda mi się trafić na oryginalne.
Oj, o jedzeniu to można by gadać i gadać :))
Jesli chodzi o sery, to kieruje sie zasada, ze twarde sery - tylko wloskie, a miekkie, glownie plesniowe - tylko francuskie :)))
Oj zaczytałam się. Oj rozmarzyłam się. Dziewczyny dziękuję ale... Ja Was uduszę - teraz to dopiero będę miała zachcianki! :-)))
Smakosiu, życia by nie starczyło, żeby spróbować wszystkiego, co jadalne :) Ja dziś wyjątkowo marzę nie o kuchni innych narodów, tylko o naszej rodzimej - regionalnej. Wczoraj mój mąż wyjechał do kraju i mówił mi dzisiaj, że je kartacze u własnej teściowej! I gdzie jest sprawiedliwość na tym świecie? Co mi tam kuchnia francuska, skoro nie mogę być u mamusi i zajadać się swojskim żarciem.... A tak serio, to lubię francuską kuchnię ale wyjątkowo nie dzisiaj
To mnie rozczuliłaś i jakoś mi bliżej teraz żeby Cię przytulić, niż udusić. A może uda mu się coś przemycić w samolocie i przywiezie Ci jakiś smakołyk? :-)
Oj, Smakosiu przywiezie napewno, zrobiłam mu długą listę :-)) i całe szczęście pojechał samochodem, bo samolotem nie dałby rady . Poza tym przywiezie mi mamę, a wraz z nią "kuchnię regionalną"
Łooooo,to już nic więcej nie trzeba dodawać. Ty szczęściaro! :-)))
Poczytałam z dużym zainteresowaniem i przyznaję, że bardzo podziwiam otwartość i odwagę poznawania innych kuchni ... innych smaków. Nie miałam okazji zbyt wiele bywać w świecie, byłam w kilku krajach w Europie ale i tutaj nie bardzo miałam jak poznać taką "prawdziwą" rdzenną kuchnię. Niemniej jestem tradycjonalistką i chyba tak naprawdę najbardziej odpowiada mi nasza, polska kuchnia. Być może te moje doświadczenia są bardzo ubogie, ale mam wrażenie, że .....1/ we Francji taka kuchnia "codzienna" wcale nie jest taka znów wykwintna, a te ich śniadania "śródziemnomorskie" to dla mnie kompletna porażka. Raz czy drugi mogę zjeść jakąś tam suchą bułę ale czemu maczać to w kawie, herbacie czy jakimś tam napoju skoro nie mam kłopotów (odpukać) z uzębieniem. Takie "zaświnione" stoły to też nic sympatycznego. 2/ w Niemczech jedyna rzecz która mi smakowała to razowy, ziarnisty chleb (u nas w tamtym czasie takiego nie było). Pozostałe jedzenie to dużo, dość tłusto i mdło 3/ w Szwecji jak na mój gust - za dużo cukru i ogólnie słodkich potraw 4/ w dawnej Czechosłowacji najbardziej smakowały mi knedliki i to zarówno podawane na słodko i ostro. No i poza tym mogą zaskoczyć niektóre ciasta - prawie bez cukru 5/ węgierska kuchnia dosyć mi odpowiada, smakowała mi ich kiszona papryka 6/ w Bułgarii jadłam dość dobrze zrobioną baraninę z rusztu, ale śniadania były beznadziejne (zrezygnowałam z nich na rzecz kawy, chałwy i "Słonecznego Brzegu" - to było tam takie typowe moje śniadanie)
7/ we Włoszech byłam zaskoczona (na minus) smakiem ich pizzy, uważam, że nasza, szczególnie ta domowa jest o niebo lepsza (i bogatsza), byłam też niemile zaskoczona niewielką ilością warzyw i owoców - szczególnie na Ischii, za to w Sorento piłam doskonały likier cytrynowy 8/ na Litwie bardzo mnie zaskoczyło, że na śniadanie (w domach) podają gotowane ziemniaki. Kiedy ich zabrakło to gospodyni przepraszała, że nie ma. Poza tym kiedy na Litwie byłam pierwszy raz (przez kilka dni) to było tam naprawdę biednie i duży kłopot z kupieniem czegokolwiek do jedzenia.
Hahaha to prawda Kurkumo, ze ja zjem wszystko jesli tylko wiem, ze zjadl to przede mna inny czlowiek :))) a jesli tylko mam okazje, to napewno sprobuje. Jak pisalam wczesniej to francuskie moczenie w kawie tez do mnie nie przemawia, nawet moja bezzebna babcia miala wlasna, osobista deseczke, na ktorej wszystko kroila i kawalki odpowiedniej wielkosci wkladala do ust. No ale oni (Francuzi) tak lubia i nie mozemy im tego zabronic, dla mnie to obrzydliwe i odpychajace jak komus cos kapie, albo wisi i czeka zeby kapnac:)) Niemieckiej kuchni nie znam za wiele, bo tak sie sklada, ze bylam tutuaj tylko raz w niemieckiej restauracji (nie ma ich wiele) ale za to pamietam, ze jadlam pyszny schab faszrowany jablkami i rodzynkami. Kuchnia szwedzka ma wlasnie to do siebie, ze wszedzie jest slodko ;) nawet sledzie w occie sa slodkie - tez nie lubie. Za to lubie czeskie knedliki, zwlaszcza z roznymi gulaszami i sosami (tuczace, ale przeciez nie je sie tego na codzien) ponadto smakuje mi czeska zupa czosnkowa z rozbeltanym jajkiem i serem. Wegierska kuchnie tez lubie zwlaszcza jesli jest ostro, Bulgarzy robia doskonaly feta serek, baranine tez robia dobrze, ale w/g mojego gustu Grecy sa lepsi. Jestem zaskoczona Twoja uwaga, ze we Wloszech byla niewielka ilosc warzyw i owocow, bo jakos tak na podstawie moich tutejszych obserwacji myslalam, ze to prawie wegetarianie ;))) upssss
A ten likier cytrynowy to pewnie "limoncello" - faktycznie pychotka. Nie znam kuchni litewskiej, jedynie ze slyszenia i ponoc robia doskonale kolduny ... czy tak ????
Marylko, tymi warzywami i owocami we Włoszech to naprawdę byłam zaskoczona. W samym Rzymie było pod tym względem jako tako - powiedzmy na poziomie przeciętnego bazaru w Polsce, ale za to na Ischii to prawdziwa klapa. Jeśli się nie zrobiło zakupów z rana, to po południu nie było praktycznie czego kupić. Wyjątek pod względem smaku stanowiły cytryny (był na nie sezon i były wyjątkowo dorodne). Likier cytrynowy przywiozłam do Polski ale niestety to już nie to. Ten likier trzeba pić tam, mocno schłodzony za to w pełnym słońcu, w tej atmosferze. W Grecji nie byłam więc wierzę Ci na słowo, że robią baraninę lepiej. Na Litwie kołdunów nie jadłam. Jadłam za to kołduny w Polsce, robione przez wilniankę i przyznaję były bardzo dobre. Ta Pani robiła jeszcze doskołago leszcza z nadzieniem - też ponoć specjalność litewskiej kuchni.
Kurkumo, oczywiście każdy ma swój gust i każdy inaczej podchodzi do nowości kulinarnych ale nie trzeba do razu przekreślać "obcej" kuchni tylko dlatego, że miałaś możliwość "liźnięcia" zaledwie jej namiastki... Rozumiem, że masz sentyment i przyzwyczajenie do rodzimej kuchni i dobrze, nie potępiam tego ale może się okazać, że przyrządzasz jakąś potrawę, którą uważasz za polską a tak naprawdę może pochodzić gdzieś ze świata... Ja też bywałam w tych krajach, które wymieniłaś i też nie mam dużego doświadczenia, choć nie pamiętam niczego co by mi nie smakowało (może to świadczyć o tym, że jestem raczej optymistką :)) Z Bułgarii właśnie pamiętam tylko te mięso z rusztu, nawet nie wiem jakie ale było pyszne, ryby i owoce wcinałam na okrągło, może dlatego, że byłam tam w czasie kiedy w Polsce owoce egzotyczne były dostępne raz w roku na święta i to nie zawsze... Węgierskie zupy poprostu powalały mnie ze względu na smak i to co zawierały, czyli pierwsze i drugie danie w jednym. Niezaprzeczalnie czeskie knedle są bardzo dobre na różne sposoby ale kapusta duszona z boczkiem , której przyrządzenie jest dla mnie do dziś wielką zagadką, to niebo w gębie, że nie wspomnę o rosole. Niemieckie mięsa w ciemnych sosach są rewelacyjne, a "cwebelkuchen" (nie wiem jak to się pisze) mogłam jeść codziennie, mają też bardzo dobre wina i pyszne pieczywo. No, a kuchnia litewska jest mi chyba najbliższa, bo tam skąd pochodzę zmieszała się z kuchnią polską i właściwie trudno jest powiedzieć co jest czyje :) , polecam kindziuk, w ogóle mają bardzo dobre wędliny, że nie wspomnę o potrawch ziemniaczano-mącznych, a sękacze, "mrowiska" - to charakterystyczne słodkości pochodzące właśnie z Litwy. A co do wykwintności, to kwestia co dla kogo jest wykwintne, bo np. dla mnie bigos może być "przeglądem tygodnia", a dla innych strawą jadaną raz na jakiś czas, przyrządzaną z wielką celebrą... Oczywiście, że w domach francuskich jada się wg swoich upodobań, tak jak w każdym domu na świecie, tylko np dla nas małże będą tak samo egzotyczne jak dla nich np nasz bigos. Jedno muszę przyznać, że we francuskich restauracjach, nawet prosta potrawa podana w piękny sposób daje jej wykwintniości, nie mówiąc już o możliwości wyboru dań, dlatego ludzie tak chętnie tam przychodzą.
To, jakie jemy śniadania w różnych krajach może wynikać z trybu życia i warunków w jakich żyjemy. Litwa jest dość chłodnym krajem, stąd to tłuste i ziemniaczane jedzenie, zaś we Francji przerwa na obiad jest o godz.12, dlatego być może nie najadają się rano kiełbasami, tak jak np my, żeby potem z chęcią pomieścić wszytskie te smakowitości na obiad. I zapewniam Cię, że mało który Francuz nie jada serów i deserów do obiadu, są też tacy, którzy nie obędą się bez wina do obiadu mimo, że za chwilę wracają do pracy np obsługiwać naszyny.
Ale się rozpisałam :) Tak jak już wyżej wspominałam, o jedzieniu można by gadać i gadać.....
I dlatego wlasnie :) gadajmy :)))) Lubie jesc i lubie o tym gadac :))) Juz sie ciesze na wycieczke do Polski i wybieram knajpy, w ktorych to chce powalic mojego Wspanialego na cwarz wlasnie przez polskie jedzenie ... ale czy tak sie je na codzien ?? pewnie, ze nie ....... Ale od czasu do czasu tak sie wlasnie je i warto o tym mowic i pisac i dzielic sie doswiadczeniami, wspomnieniami, marzeniami i probami odtworzenia tych wspanialych smakow swiata. Pozdrowka dla wszystkich, ktorzy juz zabrali glos w tym watku i dla tych co jeszcze czekaja ;))))
A ja moze powiem tak- moje podróze sa dość skromne, to i wrażeń niewiele. Będąć w Grecji- nie jadłam nic dobrego. Za to jadłam powalający gyros w greckiej knajpie w okolicach Poznania. Podobnie suflaki. W zyciu nie jadłam tak dobrego hot- doga, jak w greckiej restauracji.
Będąc we Włoszech- nie jadłam nic dobrego. Ale jadąłm przepyszne pasty, powalającą cielęcinę we wloskiej knajpie w okolicacg Gorzowa Wielkopolskiego.
Będąc w Niemczech- jadłam tylko dobre burrito w meksykańskiej knajpie, inne rzeczy były dla mnie nieznośne. Natomiast jadłam pyszną kaczkę w niemieckiej knajpie w okolicach Opola.
W Czechach smakowały mi bardzo sałatki rybne.
Pyszn ejedzenie było natomiast na Krymie- taka mieszanka kuchni tureckiej i ukraińskiej. Do dziś noszę w sobie zapachy, które towarzyszyły posiłkom. I wspaniały smak zup. No i ogromnie dla mnie interesująca atmosferw wschodniego bazaru- krzykliwego, kolorowego, bardzo intensywnie drażniącego zmysły.
Jestem bardzo ciekawa innych smaków, choć na razie ich poznawanie mi nie idzie. Może z powodu zasobności portfela nie mam możności kosztowania tego, co dane kraje mają najlepszego do zaoferowania.
Bardzo chętnie będe jednak próbować. A jednocześnie postaram się pamiętać, ze kuchnia polska nie musi sie chować ze wstydu. Że to nie tylko schabowy, kapucha i ziemniaki.
A to upisałam :)
Marylko, bardzo żałuję, że nie będę miała możliwości spotkać się w tym roku z Żarłokami, a tym bardziej, że nie spotkam Ciebie, bo namawiałabym Cię do odwiedzenia Suwalszczyzny, a w szczególności "posmakowania" regionalnej kuchni. Wiem, że to odległy zakątek Polski, że to, jak niektórzy mówią Polska "B", że może nawet gdzieniegdzie "ciemnogród" ale uwierz mi, że jest co oglądać i co smakować.
Tu skosztowałabyś kołduny, kartacze, kiszki ziemniaczane, soczewiaki i wiele innych dobroci polsko-litewskich :) . Nie ma tu specjalnie wiele zabytków ale przede wszstkim natura odgrywa wielką rolę i przyciąga uwagę turystów - na razie jeszcze nie tak licznych...
Ale zatęskniłam... Ciebie też pozdrawiam :)
Wyobrazam sobie ... wiesz ja juz boleje nad tym, ze ta Polske bede Wspanialemu pokazywac tak "na lebka" "z rozpedu" bo kto to widzial 3 dni w Krakowie, 2 dni w Toruniu, niecale 3 dni w Lodzi, 5 dni w Gdansku i reszta z rodzina na Kielecczyznie i tam sobie troche chce pojezdzic... Bratu zlecilam zaplanowanie wlasnie wycieczek po Kielecczyznie (wynajmiemy samochod, bo to niedlugie trasy) i jakos to bedzie ... Wiesz jak tak patrze i staram sie zrobic jakis plan, to na sam Krakow potrzebowalabym tydzien :(( No ale bedzie to co bedzie, nie bedzie czasu na muzea, ale bedzie sie ogladac obiekty z zewnatrz (hahahha). Wspanialy dostal juz dwa kieszonkowe przewodniki i niech sobie radzi :))) Wyobrazam sobie jaka piekna jest Suwalszczyzna, wlasnie natura to jest to, co mnie zawsze najbardziej pociaga, szokuje i wzrusza ....niestety tym razem, bedzie historia i piekno miast Polskich. Szkoda, ze nie bedziesz mogla przyjechac.... ale moze jeszcze kiedys, moze innym razem, moze ja kiedys wybiore sie do Francji, albo Ty do Nowego Yorku .... nigdy nic nie wiadomo. Pozdrawiam.
Ech! Ta Suwalszczyzna! Rób już sobie Marylko zapiski na następny wypad do Polski. Musisz zwiedzić te dzikie łąki, zapomniane przez ludzi domy, które wieńczy strzecha, "jagodowe" i "grzybowe" lasy, przestrzenie i... Oj,długo by pisać...a zaraz obok Mazury i ich urokliwe jeziora... No tak,zapędziłam się a miało być o jedzeniu :-)))
Woila - myślę, że źle mnie zrozumiałaś. Nie mam absolutnie zamiaru przekreślać czyjejkolwiek kuchni. Po prostu napisałam jak ja odebrałam to (jak to określiłaś) liźnięcie innej kuchni. Faktycznie było to co najwyżej liźnięcie, albo jeszcze mniej. Nie było mnie stać na celebrowanie posiłków ani na jedzenie w drogich restauracjach. Jadałam tak jak jada chyba większość turystów z Polski, a więc raczej siermiężnie. Nemniej pewne wyobrażenie o smakach innych krajów sobie wyrobiłam. Nie twierdzę również, że jedzenie które przyrządzam to typowo nasza, polska kuchnia. To są po prostu posiłki które gotuję i tak naprawdę niewiele mnie obchodzi czy rodowód jest z Francji, Litwy czy Madagaskaru - jeśli mi odpowiada smaku a przygotowanie nie jest zbyt pracochłonne to gotuję i tyle. Co do kuchni litewskiej - kindziuka nie jadłam - chociaż pomna na Wańkowicza miałabym chęć popróbować. Kindziuk jadłam w Polsce, ale śmiem przypuszczać,że to była raczej niezbyt udana podróbka. Wędliny które tam jadłam faktycznie były dobre.
Ciekawe mogą być obserwacje przenikania się kuchni różnych narodów. I tak: najlepszą lazanię jadłem u chińczyka koło Gare du Nord w Paryżu, musakę w małej restauracyjce w hotelu Martinihoff w Münster (szefową kuchni była Polka). Podobnych zaskoczeń było dużo więcej, nawet trudno wszystkie wymienić ale to jest chyba funkcją naszych czasów, w których łatwiej dochodzi do przenikania się kultur i tradycji. Kiedyś wręcz straszono nas wizją globalnej wioski. Fakt nie wszystko mi się podoba. Nie lubię McDonald's (za wyjątkiem ich toalet) i innych tego typu pomysłów na żywienie! ale z koleji coraz bardziej popularna kuchnia Fusion ogromnie mnie pociąga głównie przez pirackie, zachłanne adaptowanie metod, ciekawe łączenie smaków no i przede wszystkim swą kreatywność! Ale to może być kolejny temat do dywagacji!
hehehe
jak to mozesz nazwac???
ja!!!!
polak pracujacy w hiszpanskiej restauracjii w anglii :):):):):):):)
ciekawie czasami ludzie reaguja :) hehehe
W Nowym Yorku niedaleko mnie jest meksykanska knajpka, ktorej wlascicielem jest Chinczyk :)))
Praca myślę jak każda inna . Mam nadzieję że cię zbytnio nie stresuje ;-)))
zalezy kiedy :) ale to chyba w kazdej pracy tak jest ze sa momenty :)