Tak się zastanawiam.... Często się zdarza, że jesteśmy rozdraźnione, zdenewowane, wszystko nas wyprowadza z równowagi i w końcu nerwy puszczają i obrywają całkiem niewinne osoby... Ja wczoraj miałam taką sytuację. Mam sąsiada, chłopak 20 lat, miły, uroczy, zawsze grzeczny. Ale ma motor (z tych bardzo głośnych!!!!) czego ja serdecznie nienawidzę bo hałas jest okropny i wszyscy na niego krzyczą !!!!! Chłopak ma zszarganą opinię bo był (jest????) narkomenem - ale wyszedł z tego. Ten motor jest jego pasją i największą miłością.... Mnie wczoraj nosiło cały dzień, bolała mnie głowa, żle się czułam i szukałam dziury w całym. Mąż nie dał się sprowokować więc wydarłam się na sąsiada....
Chłopak nic nie powiedział a mógł mi odburknąć.
Dzisiaj przemyślałam sprawę, zrobiło mi się strasznie głupio, że jestem jak inni i z góry skreślam chłopaka.... Poszłam i przeprosiłam. I nie żałuję, bo kiedy zobaczyłam radość w oczach chłopaka, że jest choć jedna osoba która go rozumie - warto było....
A jak to wygląda u Was ????
Piq bravo! Naprawde mi sie lezka zakrecila w oku...Wiesz ja tez umiem przepraszac bo tak trzeba. Przecierz nas samych tez cieszy jesli nas ktos przeprosi. Tego tez staralam sie nauczyc moje dzieci. Ale jesli uwazam ze mam racje to nigdy nie przepraszam na sile w stylu "byle zgoda". Najwyzej na spokojnie jeszcze raz porozmawiam i czesto wtedy potrafie sie prza#yznac gdzie racji nie mialam. Ludzie nie umiejacy wybaczyc, przeprosic bardzo sie sami zatruwaja wlasnymi negatywnymi emocjami
Czasami cieżko to przychodzi ale też staram sie przeprosić, przynajmniej wtedy kiedy wiem że źle zrobiłam. Najpierw muszę ochłonąć i na spokojnie przemyśleć sytuację (nie na darmo stare przysłowie pszczół mówi - czas to najlepsze lekarstwo ), staram się wyobrazić siebie po drugiej stronie....działa niezawodnie. Niestety niekiedy nawet przeprosiny nic nie pomagają, bo druga strona obrazi się na amen. Więc najlepiej unikać takich sytuacji i wszystko zamieniać w żart.... ale jak emocje mają przewagę to już pozamiatane
Zresztą nam Polakom ciężko jest przeprosić druga osobę.... ponoć obrażalstwo to jedna z naszych wada narodowych.... ale ktoby się tam tym przejmował.
Najlepiej unikać takich sytuacji
No cóż... hmmm...... raczej tak, potrafię przeprosić, ale nie tak szybko, jakby urażona strona oczekiwała. Tak przynajmniej uważa mój mąż. Często po prostu sprawę biorę "na przeczekanie" z nadzieją, że ktoś zapomni albo udaję, że nic się nie stało.
Za to cecha z której jestem naprawdę dumna to fakt, że nie jestem pamiętliwa. Nie pielęgnuję w sobie długo urazy nawet jesli ktoś mi zrobi świństwo. Pozd. D.
Piekna historia. Ja zawsze przepraszam, z reguly staram sie nie sprawiac przykrosci i podkreslam, ze to ja tak mysle w konkretnej sytuacji, ale to teraz, kiedy z wiekiem jestem bardziej rozwazna :))) Ogolnie rzecz biorac, to bylam zawsze straszny "raptus" i zaraz sie "gotowalam" i niewiele trzeba bylo, zeby mnie wyprowadzic z rownowagi .... a ze zawsze mialam jezyk szybszy od rozumu to i zawsze w takich sytuacjach "chlapnelam" za wiele i potem zawsze przepraszalam.
Bog jeden wie ile ja razy przepraszalam wlasnego syna (!!!). Jak ludzie czasem mowia, ze w jakiejs goracej wymianie zdan, czegos tam nie powiedzieli i teraz zaluja, bo trzeba bylo jednak "przylozyc" - takie sytuacje mnie sie nie zdarzaly..... Ja zawsze po czasie mialam refleksje typy "hmmm chyba troche jednak przesadzilam ;)...
Az w koncu doszlam do wniosku, ze powinnam byc na tyle dorosla, zeby przestac ciagle przepraszac .... a co za tym idzie nie doprowadzac do sytuacji, kiedy znow cos "chlapne" i potem bedzie mi glupio... Teraz jestem duuuuuuzoooooo bardziej ostrozna, staram sie przemyslec, wywazyc dobierane slowa, najczesciej pytam o pozwolenie wyrazenia mojej opinii.... i czy ten drugi ktos chce zebym byla szczera (ta szczerosc czasem moze byc bolesna, jesli ktos nie jest przygotowany na uslyszenie prawdy, a tylko chce slyszec, to co chce slyszec). W tym wszystkim nie znaczy, ze czasem strace kontrole i potem znow przepraszam....
Ale wlasnie nie mam problemu z przepraszaniem, uwazam wrecz umiejetnosc przyznania sie do winy i przeproszenie za obraze, wyrzadzenie jakiejs krzywdy za objaw doroslosci i odpowiedzialnosci za swoje postepowanie. Natomiast nigdy sama sie nie obrazam i nie nadymam, jesli sie zdarzy, ze ktos zrobil, czy powiedzial, cos co mnie zabolalo, co uwazam, za niewlasciwe, czy niesprawiedliwe to wyjasniam ..... na spokojnie bez awantur i nadetej miny :)))
Wogole to nie umiem sie klocic na zasadzie podniesionego glosu (tak jak to chyba wiekszosc robi) ja natomiast w klotniach uzywam slow jak "skarbie", "kochanie" w zaleznosci od osoby, z ktora sie "kloce" i ta "klotnia" polega na wymianie zdan, jesli ktos nie potrafi sie w ten sam sposob klocic i podnosi glos lub uzywa argumentow "takie jest moje zdanie i wiem ze mam racje" odpuszczam i unikam .....
A teraz przepraszam, ze sie tak rozpisalam i troche nie na temat ....:))))
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości:
>Teraz jestem duuuuuuzoooooo bardziej ostrozna, staram sie
> przemyslec, wywazyc dobierane slowa, najczesciej pytam o pozwolenie wyrazenia
> mojej opinii....czy ten drugi ktos chce zebym byla szczera (ta szczerosc
O rany, jak ja bym chciała tak umieć!!!
Ja kiedyś nie umiałam. To przychodzi z czasem.
Dorotko, pewnie znow sie rozpisze :))) Tak jak napisala powyzej Piq to przychodzi z czasem, ale jeszcze wczesniej rowniez "z czasem" przychodzi swiadomosc "wartosci slowa". Jakze czesto wlasnie w sytuacjach konfliktowych padaja slowa, za ktore potem przepraszamy i wszystko wraca do porzadku dziennego.... Czy naprawde tak jest ??? Mysle, ze nie.... te slowa zapadaja gleboko w podswiadomosc osoby, do ktorej zostaly skierowane i tam sobie siedza i tak slowo dolozone do slowa zaczyna budowac mur (niewidoczny, ale jakze bolesny). Bardzo czesto te slowa sa skierowane do osob, ktore kochamy czy tez cenimy z innych powodow, a tylko w goraczce klotni padaja tak sobie bez kontroli. Znam malzenstwo, ktore z takich slow wybudowalo juz prawdopodobnie mur na podobienstwo muru chinskiego i mimo to sa razem i twierdza, ze "generalnie" sa szczesliwi..... Moze i tak, ale to nie moja definicja szczescia ;) Ilez to razy, podobny konflikt powtarza sie za jakis czas i wtedy mowimy "no tak moglam/em sie tego spodziewac, bo ty juz kiedys tak zrobies/las" a po co ??? Konflikt raz rozwiazany i zakopany w przeszlosc nie powinien byc juz nigdy wyciagany na swiatlo dzienne.... bo to tylko powoduje rozdrapywanie ran i rzucanie kolejnych "slow".
Napisalas, ze tez chcialabys tak umiec ..... mozesz, wymaga to dyscypliny i dotrzymania slowa danego samej sobie, nic wiecej.
Jesli raz dasz sobie slowo, ze nie bedziesz uzywac "slow", ktore rania, jesli bedziesz zawsze pamietac o tym, ze wlasnie teraz to jest tylko chwilowa roznica zdan miedzy Toba a osoba, ktora kochasz czy szanujesz to juz jestes w polowie drogi...
Wiesz moj byly maz byl "krzykaczem" a ja poniewaz w mojej rodzinie nikt nie podnosil glosu nie bardzo wiedzialam jak reagowac.... na poczatek wychodzilam i staralam sie wrocic jak jego emocje straca troche na temperaturze "wrzenia", pomagalo, ale nie zawsze, bo przeciez nie zawsze mozesz sobie tak zwyczajnie opuscic "pole bitwy". Potem wpadlam na pomysl, ze im bardziej on podnosil glos, to ja zamiast starac sie go przekrzykiwac (co jest najczestsza reakcja) obnizalam moj glos dochodzilo do tego, ze On krzyczal, a ja szeptalam .... w pewnym momencie on automatycznie zaczal tez mowic ciszej, bo musial sie przysuchiwac moim cichym slowom .... i tak oduczylam go krzyku. Bo przeciez ten co krzyczy glosniej wcale nie musi miec wiecej racji ....
W dniu, kiedy sie rozeszlismy powiedzial mi cos co pamietam i bede pamietac do konca zycia: "podziwiam Cie za Twoje opanowanie i szacunek do mnie i samej siebie w najbardziej trudnych sytuacjach naszego malzenstwa" .... Wiesz do dzis jest to jeden z najbardziej wartosciowych komplementow jaki dostalam od mezczyzny ..... Sa jeszcze 2 inne ale to nie na temat :)))
Oj jak dobrze że to napisałaś, muszę tak oduczyć mojego chłopaka, on też często reaguje krzykiem, a mnie to strasznie męczy- spróbuję tą metodą
Użytkownik luckystar napisał w wiadomości:
> Napisalas, ze tez chcialabys tak umiec ..... mozesz, wymaga
> to dyscypliny i dotrzymania slowa danego samej sobie, nic wiecej. Jesli raz
> dasz sobie slowo, ze nie bedziesz uzywac "slow", ktore rania, jesli
> bedziesz zawsze pamietac o tym, ze wlasnie teraz to jest tylko chwilowa
> roznica zdan miedzy Toba a osoba, ktora kochasz czy szanujesz to juz jestes w
> polowie drogi...
Witaj Marylko! Przede wszystkim dziękuję Ci za odpowiedź z którą... no cóż, nie mogę się zgodzić. Wydaje mi się, że problem leży raczej w moim usposobieniu (temperamencie). Jeżeli ktoś (coś) mnie wkurzy to mam wrażenie, że jakaś "gula" rośnie mi w żołądku i jeżeli się nie wydrę to po prostu eksploduję. Możesz mi nie wierzyć, ale ja naprawdę fizycznie ją czuję.
Przykład ze wczorajszego popołudnia:
Wracam z pracy. Furtka otwarta, drzwi frontowe otwarte, plecak mojego syna w progu przedpokoju, smród przypalonego plastiku w mieszkaniu, a on cały hepi oglada TV. Gdybym się nie wydarła, to chyba bym pękła.
Moim zamiarem nie jest krzywdzenie kogokolwiek, ja tak rozładowuję napięcie. Oczywiście, gdy emocje już opadną, to żałuję i zastanawiam się, czy nie można było inaczej tego załatwić i tak aż do następnego razu....
Jednak generalnie uważam się za jednostkę pozytwną (chyba każdy, tak o sobie myśli ;)))
Gorąco pozdrawiam Dorota
Marylko- no co Ty??? Ależ jak najbardziej na temat.
Jeśli uznam, że niesłusznie, źle coś zrobiłam, zawsze potrafię przeprosić i czynię to. I nie jest ważne czy dotyczy to osoby starszej ode mnie, rówieśnika czy znacznie młodszej, czy jest to koleżanka, mąż czy moje dziecko.
Ale muszę być przekonana, że nie miałam racji, muszę to przemyśleć.
Potrafię powiedziec przepraszam,umiem przyznac się do błędu.Niestety łatwo mi to nie przychodzi(wszystako zależy od sytuacji)ale usilnie nad tym pracuję i podobno są efekty:)
Ten post sprawił, że zaczęłam sobie uświadamiać jak to jest u mnie. Jestem osobą raczej refleksyjną. Kłótnie w postaci podniesionego głosu i ostrej wymiany zdań praktycznie mi się nie zdarzają. Przez otoczenie odbierana jestem jako osoba bardzo opanowana. Dla mnie nie jest to komfortowa cecha gdyż opłacam to wewnętrznym stresem i przeżywam taką sytuację wewnętrznie (być może z stąd moje problemy zdrowotne i choroba z autoagresji). Nie znaczy to jednak, że nigdy z nikim się nie przemówiłam, jakkolwiek bardzo uważam na to co mówię. Na ogół "z góry" nie uprzedzam się do innych osób. Niemniej kiedy ktoś wyrządził mi krzywdę, przestawał dla mnie istnieć. Nigdy nie życzyłam takiej osobie źle, ale po prostu nie chciałam mieć z nią nic wspólnego. Jak wspomniała Marylka ja również im więcej mam lat, tym mam łagodniejsze usposobienie. Teraz częściej potrafię zrozumieć, wytłumaczyć i wybaczyć. A czy sama potrafię przeprosić? Potrafię i czasem mi się to zdarza.
Ja też rzadko się kłócę... przynajmniej od pewnego czasu, kiedy ktoś mi powiedział, że jestem wredna. Cóż, niestety przez to też mam problemy ze zdrowiem, ponadto jestem z tego powodu mało asertywna. Czy potrafię przepraszać? Myślę, że tak, ale niekiedy długo się do tego przygotowuję.
W pełni ponoszę odpowiedzialność za to co mówię i robię - jeżeli jestem świadoma gafy, błędu, niestosownego zachowania. Nie przepraszam dla samego przepraszania - słowo nic nie znaczy, jeżeli nie jest poparte działaniem.
W drugą stronę - bardzo trudno mnie urazić, raczej zawsze staram się znaleźć coś na usprawiedliwienie. Jeżeli jednak komuś się uda - wtedy są marne szanse na zrozumienienie przeprosin. Mogę mówić, że wszystko OK, że przyjęte przeprosiny, ale zadra pozostaje - i nigdy nie będzie tak jak wcześniej (ale wątek - chyba o wybaczaniu był już)
Potrafię przeprosić. Najczęściej wtedy, kiedy podczas kłótni ja podnoszę głos, a mój małż siedzi cicho i przemawia łagodnym głosem ... to działa jak kubeł zimnej wody na głowę! Jestem raczej raptusem i łatwo mnie wyprowadzić o byle co z równowagi, ale też bardzo szybko odzyskuję spokój i zapominam.
U mnie , prosto nie jest. Po pierwsze, nie przepraszam "z mety". Jestem raczej z gromady "raptusów", więc przepraszanie następuje raczej po ochłonieciu i przemyśleniu. Jestem raczej silną osobowością, więc przyznawanie się do błędu musi byc poparte przekonaniem, że mam za co przepraszać. Nie lubie załatwiać spraw na zasadzie " dla świętego spokoju" i nie przemawiają do mnie ludzie, którzy ciągle , za wszystko przepraszają i robią to, jakby bez zastanowienia. Wolę takich , którzy chcą rozwiazać, zrozumieć problem, a nie ciągle przepraszać. Nie lubię "gniewania się", ale jak ktoś naciśnie mi na odcisk - pamiętam i mogę pokazać pazurki ;))) , Nie znoszę przypominania mi powodów, przez które musiałam przepraszać. Sama tak nie robię. Pewnie, że życie byłoby piekniejsze, gdyby nie było powodów do przepraszania, ale jesli już trzeba to zrobić nalezy to robić "z serca" i wysłać potem "powód przepraszania" za siodmą górę i rzekę. Z biegiem lat niewątpliwie staję się osobą bardziej wyrozumiałą i rozumiejącą innych, ale potulnym barankiem chyba jednak nie zostanę :))))))
Ja tez nauczylam sie przepraszac, ale dopiero w malzenstwie. W domu rodzinnym klucilismy sie co prawda, ale nikt sie nie obrazal...
Przepraszam tylko kiedy uznam ze nie mialam racji, albo sposob w ktory sie wyrazilam (jesli nadal uwazam ze mialam racje) mogl wygladac troche inaczej, moglam uzyc innych slow.
Natomiast ciezko jest mi wybaczyc.. Ale to juz inna historia...
Wielki szacuneczek za to co zrobiłaś! Na pewno nie jestem idealna(niestety!!!!)ale nie przepraszam bo nie wszczynam,nie jestem prowodyrem sprzeczek czy kłótni.Jesli wybucham to dlatego,ze zostałam sprowokowana a wtedy czuję się usprawiedliwiona i czekam na "przepraszam".Zawsze mialam żal ,że gdy byłam mała a rodzice niesłusznie mnie zbesztali to nigdy nie skłonili się do przeproszenia,i gdy chorowałam na nadczynność tarczycy (dawno temu) to potrafiłam wyjść z równowagi z nawet błahego powodu .Wtedy ryczałam w
ubikacji z wyrzutami a potem przepraszałam .Jestem ugodowym znakiem zodiaku i przyjażnie nastawionym do wszystkiego i wszystkich.No, z pewnym wyjątkiem-o moje dzieci potrafie walczyć jak lwica i biada temu kto chciałby je skrzywdzić!!! Ale to cecha każdej matki.
potrafie -- :) czasami ludzie mowia ze za czesta przepraszam :) ale ja nie lubie sie klucic :)
Mam podobna sytuacje.Moj 16letni sasiad jezdzi dzien w dzien swoim"motorkiem"najgorsze jest to ze droga jest pod samym moim oknem,wiele razy stanie pod oknem i"gazuje".Jest w takim wieku ze chce zaimponowac kolezana ktore do niego przychodza.Jestem tolerancyjna tylko nie wiadomo jeszcze jak dlugo hiiii.Moja 2lestnia corka strasznie sie kiedys przez niego wystraszyla i teraz na sam widok motoru strasznie placze.Rozumiem jego pasje itd,no ale chyba musze mu delikatnie zwrocic uwage:)Pozdrawiam Wszystkich.
agness - no właśnie o to chodzi. Można zwrócić uwagę każdemu ale.....
Mam innego sąsiada, który nie potrafi inaczej nawet do własnej żony tylko od razu słowami na k.. i ch......
Jeśli podejdziesz do chłopaka i go poprosisz, zaznaczam poprosisz grzecznie, że bardzo prosisz ale Twoja córka boi się takich hałasów i czy mógłby przestać gazować,
jestem pewna, że się dostosuje. Tylko pamiętaj - poproś go o to nie w obecności owych panien !!!
Uwierz mi - to działa. Pozdrawiam.
Piq, na początek ukłony,bo nie każdego stać na to żeby przepraszać młodszego.
Ja generalnie nie lubię się kłócić..więc załatwiam wszystko w miarę "dyplomatycznie",
szczególnie w pracy jak muszę wytłumaczyć niektóre rzeczy jednym "lopatologicznie" aż do bólu,
że można się wkurzyć,ale w tym momencie nie przepraszam za brak czyjejś inteligencji...
Nie toleruję żadnych cichych dni ani innnych takich tam "na przetrwanie".
Jak "warknę " na męża to za 5 min się "łaszę" bo nie pamiętam o co mi chodziło,taki ze mnie raptus!
Jeśli nawalę na całej lini i jestem świadoma,że to moja wina to oczywiście przepraszam i nie sprawia mi to trudności.