Jeżeli już taki temat był poruszany to przepraszam. I przepraszam wszystkich którzy weszli na tę stronę aby odpocząć od problemów rodzinnych a tu znowu jakaś baba zaczyna... . Dwóch synów różnych od siebie. Starszy prawie 17 lat (z grudnia) - wzór - świetnie się uczy, pięknie sprząta, chętnie pomaga w kuchni, ale za to maniak komputera,zero kolegów, praktycznie nie wychodzi z domu. Młodszy syn powicher, bałaganiarz totalny, nauka na dobrym poziomie, szybko mnie wychował :) do szóstek i jedynek, bardzo lubiany, otoczony wianuszkiem kolegów, koleźanek - przy nim nie zaznasz spokoju. Ciężko się przestawiać na tak różne charaktery do tego jeszcze dzielące razem pokój.
Zawsze pragnęłam, żeby starszy wreszcie wyszedł ze swojej skorupki i odnalazł siebie, swoje towarzystwo. Kilka razy był w kinie z jakimś kolegą, to znów parę razy spotkał się z kolegami (bardziej uczestnikami gry internetowej). Teraz nagle mi oświadczył, że będzie zjazd internautów z jego ulubionej gry i on się wybiera. 8 godzin jazdy pociągiem (w nocy) i do tego jeszcze dalszy dojazd chyba autobusem do miejsca. Nikogo tam nie zna, trzy osoby z naszego miasta się wybierają, których oczywiście nie zna - tyle co z forum... . Co robić nie podoba mi się to, bo nic nie wiem. Syn nigdy nie podróżował sam pociągiem. Przeklęty internet, jednym ułatwia życie dla innych jest zgubą. Dlaczego tak jest, że ktoś nie ma problemów z kontaktami międzyludzkimi a dla innego jest to zbyt trudne?. Co robić? przecież to są "internetowe przjaźnie" tak naprawdę nie mające odbicia w realnym życiu.
Efko , u mnie tak samo .Starszy syn 17 lat bardzo powazny z domu nie wychodzi a computer to jego przyjaciel .Mlodszy 12 lat ,wszedzie go pelno ,koledzy ,pilka ,popisy . Mam jeszcze dwulatka i ciekawa jestem jaki bedzie... Ale wracajac do pytania ja nie pozwolilabym synowi wyjezdzac na takie spotkania z internautowymi znajomymi . W dzisiejszych czasach tyle zlego sie slyszy o takich znajomosciach ...Mimo ze przeciez to 17 -latek ale tym bardziej on przeciez nie jest tak przebojowy jak jego rowiesnicy ...a ty w tym czasie bedziesz umierac ze strachu o niego . Pozdrawiam ...monika
Co prawda mam już dorosle dzieci (23,22)córka i syn ,i ich charaktery też znacznie odbiegają od siebie,być może z racji płci,tak ,że nieraz mam ich serdecznie dość i niejedną batalię musialam stoczyć z nimi ,choć tak naprawdę nie są zbyt konfliktowi.Jak każda matka zawsze boję się o nich i jeżeli dotyczyło by to mojego dziecka ,powiedzialabym stanowczo NIE.Oczywiście rozmawiając i rzeczowo tłumacząc dlaczego,pozdrawiam - rosa
Mam podobny problem , też z siedemnastolatkiem, choć impreza trochę inna niż zjazd internautów. Poradziliśmy sobie w ten sposób, że niczym CIA zrobiliśmy dokładny wywiad o miejscu, do którego wybiera się dziecko, znaleźliśmy sojuszników na miejscu (dziecko oczywiście o tym nie wie), sprawdziliśmy towarzystwo, w którym jedzie. Nadal umieramy ze strachu, ale jakby ciutkę mniej :))
Może napisz, dokąd wybiera się syn, na pewno odezwie się ktoś z tej miejscowości, zasięgniesz języka.
Sytuacja podobna ja u mnie. Syn starszy, rewelacyjny uczeń, komputerowiec, na podwórko mógłby nie wychodzić. Choć roztrzepaniec, nigdy nie wie gdzie co ma, ale jako taki porządek trzyma - po zabawie większość odłoży na miejsce, także, choć to nie całkowity porządek, ale ład panuje.
Córka - urwipołeć, pyskata, umie walczyć o swoje, z podwórka trzeba ściągać na siłę, w szkole przekrój ocen, choć żywosć umysłu pewna - dyskutuje, zadaje pytania, ale nie waerto się wysilać dla oceny. I do tego bałaganiara (bo bawi sie wszystkim i wie, że jeszcze nie skończyła, to nie warto sprzątać)- choć dobrze wie gdzie co ma, zagonić do sprzątania trudno. Jako, że warunkiem otrzymania pieniędzy na słodycze jest porządek - potrafi cały tydzień nie jeść. Po czym jak ją przyciśnie "głód" 10 minut i wszystko lśni.
Sądzę, że to "syndrom" drugiego dziecka - które musi już walczyć o przetrwanie, już wie, że nie jest samo. I to ona zazwyczaj jest sprytniejsze, pewniejsze siebie.
A odnośnie wyjazdu. Ja bym nie broniła. Twój syn ma prawie 17 lat - to już prawie mężczyzna, za rok według dowodu będzie dorosły. A że nigdy nie jechał pociągiem sam - kiedyś musi być ten pierwszy raz. Na pewno, jak każda matka będziesz się zamartwiać, że coś się stanie. Ale jak wiesz, że jest rozsądny - na tym zlocie spotka zapewne takich samych zauroczonych komputerem.
Mój syn też w tym roku jedzie pierwszy raz bez mamy - na obóz harcerski, też się zastanawiam czy da radę, czy spartańskie warunki go nie przestraszą, co z jego roztrzepaniem, ile rzeczy zgubi... Ale chce, niech jedzie. I juz nam powiedział, żebyśmy nie przyjeżdżali, bo to obciach. A my i tak przyjedziemy - z tego co wiem sporo rodziców robi sobie dodatkowe wakacje i jedzie na weekend, rozbijając się tam z namiotem i wykupując wyżywienie i byłoby mu przykro, że jednak nikt się nie zjawił.
Ja swoją pierwszą samodzielną podróż po VII klasie (czyli obecnej pierwszej gimnazjum). Miałam 14 lat i perspektywę wakacji w domu (w styczniu urodziła się moja najmłodsza siostra i mama nie wybrałaby się nigdzie). Po zakończeniu roku spakowałam manele (od taty - kawalarza dostałam pół bochenka chleba, abym z głodu nie padła, wciśnięty na dno torby. Nim doszłam do dna, chlebek był lekko chodzący) i pojechałam - na drugi koniec Polski, ponad 600 km, z dwiema przesiadkami kolejowymi no i potem autobusem do babci
Użytkownik ekkore napisał w wiadomości:
> I juz nam powiedział, żebyśmy nie przyjeżdżali, bo to obciach. A my i
> tak przyjedziemy - z tego co wiem sporo rodziców robi sobie dodatkowe wakacje
> i jedzie na weekend, rozbijając się tam z namiotem i wykupując wyżywienie i
> byłoby mu przykro, że jednak nikt się nie zjawił.
Ekkore piszę z doświadczenia zarówno uczestnika jak i późniejszej kadry obozów harcerskich - jeśli syn nie chce to go nie odwiedzajcie. Mnie też rodzice (i dziadkowie) odwiedzali i zawsze musiałam rezygnować (jako uczestnik) z jakichś ciekawych zajęć, dlatego dla mnie te odwiedziny wcale nie były miłą niespodzianką, a nawet byłam wręcz zła, że muszę czujz jakiegoś wyjścia czy zajęć w gronie nowych przyjaciół. Natomiast z punktu widzenia kadry pamiętam, że takie odwiedziny bardzo dezorganizują funkcjonowanie obozu, a ponadto niektóre dzieci świetnie się czujące i bawiące na obozie, po odwiedzinach rodziców raptem się rozklejają, tęsknią, chcą wracać i przez kilka dni jest z nimi problem. Podsumowując, moim zdaniem nie ma nic gorszego niż odwiedziny rodziców ;)
"moim zdaniem nie ma nic gorszego niż odwiedziny rodziców ;)"
... zwłaszcza jeśli to są Teściowie :))))))))))
popieram till, popieram :)))))))))))))))
ej, dziewczyny, nomenklatury odpowiedniej używajcie
odwiedziny teściów to wizytacja....
p.;))
Użytkownik libra_bb napisał w wiadomości:
>
> że muszę czujz jakiegoś wyjścia czy zajęć w gronie nowych przyjaciół.
że muszę zrezygnować z jakiegoś wyjścia... miało być :))
Ja też z doświadczenia uczestnika, co prawda nie obozu, tylko kolonii wiem, że bardzo przeżywałam brak rodziców w każdą niedzielę (a kolonie trwały kiedyś 21 dni).
Za pierwszym razem - miałam 8 lat- w dniu wyjazdu na kolonie urodził się mój brat - i nikt mnie nie odwiedził. A za ostatnim (w sumie trzy razy byłam na koloniach) - tata w trakcie trwania kolonii miał wylew i mama większość czasu spędziła w klinice w Gdańsku.
Nie wiem czy byłabym zadowolona z przyjazdu rodziców - ale tego nie miałam i czułam się bardzo samotnie, gdy rodzice zabierali dzieci na cały dzień nad jezioro, można się było kąpać bez ograniczeń.
Też się załapałam jeszcze na te 21-dniowe :)) i też moim pierwszym wyjazdem była kolonia w wieku 8 lat, którą w całości wspominam niemile łącznie z odwiedzinami dziadków, bo właśnie musiałam zrezygnować z jakiegoś wyjścia. Natomiast od 10 roku życia niemal co roku jeździłam na obozy harcerskie i wszystkie wspominam bardzo mile, na większości nikt mnie nie odwiedzał, nie brakowało mi tego wcale i było super. Rodzice odwiedzili mnie na dwóch obozach, ale to już byłam nastolatką (w szkole średniej) i byłam bardziej kadrą niż uczestnikiem.
Fakt, że dzieci są różne, mają różne potrzeby, dla jednych 3 tyg. bez rodziców to za długo, inne nie mają z tym problemów :))
Uważam jednak, że skoro syn sam prosi żeby go nie odwiedzać to powinniście uszanować jego prośbę, ewentualnie przed planowanym przyjazdem spytać go jeszcze telefonicznie (zakładam, że takowy będziecie mieli), czy na pewno nie chce, czy może zmienił zdanie.
Ja rowniez jezdzilam na takie trzytygodniowe kolonie i to jezdzilam co roku przez cala podstawowke .
Musze przyznac ze uwielbialam takie wyjazdy , mimo kiepskich warunkow ...( brak basenu , i rozrywek) i tak czekalam na nie co roku.
Zawsze odwiedzali nas rodzice i cieszylam sie okropnie bo przywozili mase slodyczy i truskawek .
Wspominam te kolonie do dzis i opowiadam o nich z lezka w oku moim chlopakom .
Monika, podklejam się pod Twoją wypowiedź ale dotyczy to wszystkich "nadopiekuńczych" rodziców (czyt. mam ).
Jeździłem na kolonie i obozy harcerskie najpierw jako uczestnik potem jako kadra. Nigdy mnie Mama nie odwiedziła ...po prostu nie mogła sobie na to pozwolić ze wzgledów finansowych. Odwiedziny innych rodziców przeżywałem "wyśmiewaniem sie z maminsynków"...zauważycie zapewne, że z mojej strony było to maskowanie smutku z tego powodu ... byłem wszak też dzieckiem, tylko gorzej sytuowanym, nie mieliśmy samochodu etc.etc..
Czy uważacie, ze dziś dzieci są inne, że te do których nikt nie może przyjechać będą się czuły dobrze?...zastanówcie się RODZICE (!)
Takie odwiedziny to po prostu Wasz ...egoizm.
To po pierwsze.
Po drugie. Jeśli teraz będziecie odwiedzać wasze dzieci ...to za parę lat będziecie "wizytowac" ...
A kiedy przyjdzie czas na tą odrobinę samodzielności ...na tą naprawdę odrobinkę???!!!
A teraz troszkę jeszcze o swoich doświadczeniach: nie pozwalałem na odwiedziny w swoich podobozach harcerskich (właśnie opierając się na swoich przeżyciach i kolegów i koleżanek kolonijnych!!!)., Na zebraniach z rodzicami przed wyjkazdem zapowiadałem, że odwiedziny równają się zabraniu dziecka z obozu, uzasadniłem dlaczego. Może zdziwicie się; nie było sprzeciwów, a największe poparcie miałem wśród rodziców bardzo dobrze sytuowanych(!!)
Pozdrawiam
Janek
Uzupełnię ...jeden przypadek taki miałem...tylko widząc łzy dziecka odpuściłem, cóż ważniejsze było dziecko niż "sobkostwo" rodziców. Na następny obóz...nie chcieli dziecka oddać pod inna opiekę.
To była dla mnie największa nagroda(!), nawet na zebraniu przed następnym obozem podali swój przykład, że może jestem twardy ale i ich córka nie chciała innego opiekuna. Dziś ta dziewczynka jest nauczycielką i nawet uczyła moją córkę ...ale to już inna hiostoria.
Janek
Janku ja niestety jestem taka nadopiekuncza mama ale jak na razie nie widze w tym nic zlego .Co prawda nie latam za nimi do szkoly ze sniadankiem i nie podpowiadam im w co sie maja ubrac i gdzie chodzic ale po mojemu to daje im rady ktore w moim zyciu mi sie sprzydaly . Czy to zle ?
Co chodzi o kolonie to rodzice mnie odwiedzali bo mieli taka mozliwosc .Kolonie byly z zakladu pracy mamy i zaklad dysponowal autobusami ktore przywozily rodzicow w odwiedziny . Do wszystkich dzieci ktos przyjezdzal i nikt nie byl osamotniony .
A za pare lat bede jak to piszesz wizytowac moje dzieci bo chce aby i one kiedys odwdzieczyly mi sie tym samym ...pozdrawiam monika
Niby mówimy o tym samym ale nie o tym samym. Co innego jeśli autobus zakładowy przywozi rodziców (organizator kolonii organizuje odwiedziny!!!), i rodzice mają mozliwość za darmo lub za przysłowiowy grosz odwiedzić dziecko, chociaż ...
Rady daje się dziecku przez całe życie, no chyba, że przypominasz sobie o tym dopiero jak dziecko pojedzie na kolonie (!).
Tak ogólnie, nie zrozum tego jako przycinekto(!!!), jednak niezbyt pojęłaś sens mojej wypowiedzi.
Pozdrawiam
Janek
Z tych wszystkich twoich wypowiedzi ktore dotad czytalam ty lubisz wszystko wiedziec najlepiej i chyba malo kto rozumie sens twoich wypowiedzi .
Ja uznaje krytyke ale szanuje zdanie innych i staram sie dyskutowac a nie wymadrzac sie . Z pozdrowieniami monika
Właśnie , na tym polega DYSKUSJA, a Ty moje wypowiedzi uważasz za wymądrzanie się. Dlaczego twierdzisz , że mało kto rozumie moje wypowiedzi. Rozumie ten kto czyta, analizuje wypowiedź i wypowiada się na temat, a nie w temacie.
Jeśli tego też nie rozumiesz to nie moja wina.
Jeśli twierdzisz, że ja się wymądrzam to, a jednocześnie szanujesz krytykę ...to coś mi tu z logika Twojej wypowiedzi nie bardzo.
Ja mam szanować Twoją wypowiedź(!!) i nie krytykować pewnych określonych działań, które są przedmiotem wypowiedzi, bo jak się w rezultacie okazuje ... nie lubisz krytyki.
Pytam po raz kolejny więc: co oznacza słowo dyskusja?
Może to przeczytanie wypowiedzi nt. działań osób zakładajacych wątek, wpisnie tekstu swojej wypowiedzi "wylukrowanego, ...pod publiczkę"??
Zarzucasz mi ( na forum takich osób jest wiecej !!), że lubię: " ...wszystko wiedzieć najlepiej ...", a czy TY nie chciałabyś też tego samego??!!!
Ja po prostu zabieram często głos w DYSKUSJACH na różne tematy ...mam szerokie spektrum zainteresowań, a że mam czasem rację to właśnie boli niektórych i Ciebie widocznie też.
Ja nie zajmuje sie tylko gotowaniem, dzieci już wyrosły, nie cierpię na kobiece choroby, czasem mnie zalewa głupia(!!) dyskusja np. o grzybicy nadządów rodnych kobiety, pań które pytają na forum jak leczyć zamiast iść do ginekologa.Chodzą widocznie do okulisty.
Ciekawe co powiedziałybyście gdyby któryś z nas, chłopaków założył wątek o nadwyżce serka pod napletkiem i nieuzasadnionym wycieku z cewki (powstałym nie po wyskoku "na łajdactwo").
Przegiąłem powiesz, może jeszcze ktos też mi zarzuci "przegięcie"...
Oczywiście przegiałem, zapomniałem o "lukrze". Trudno lukier jest do słodyczy , ale do befsztyka po tatarsku cukru się nie używa.
Pozdrawiam
Janek
P.S.
Jeżeli teraz też, ktoś ma problem ze zrozumieniem mojego "wymądrzania się", to trudno ... każdy pisze jak umie i ...czyta jak umie.
To mogę tolerować i toleruję.
J.
Janek, błagam... ja już kiedyś oficjalnie ogłosiłam, że nie będę czytać wątków o grzybkach, żylakach pewnych okolic i innej radosnej twórczości, ale one zazwyczaj mają jakieś ostrzeżenie w tytule... a teraz czytam sobie ufnie waszą rozmowę, a tutaj... brrrrrrrrrrrrrrr.... proszę nie podawać mi takich skojarzeń kulinarnych, bo doprawdy każdego nabiału mi się odechciewa...
Till przepraszam ale nie miałem jak uwidocznić niestosowność pewnych tematów na forum i użyłem tak drastycznego "srodka wyrazu".
Przepraszam jeszcze raz za to, Ciebie i inne Dziewczyny...
Janek
Janku...to, co Ty określasz mianem lukru jest dla mnie jednoznacznie brakiem kultury, niestety.
Wypowiedź Twoja, wybacz, ale naprawdę jest, dla mnie, nieczytelna. To brzmi jak wałęsowskie "...jestem za,a nawet przeciw ..."
Co według Ciebie, jest "kulturalne" ... wymiana poglądów pod ustalony schemat?
Co to jest: brak kultury? ...
Janek
Tak myślałam ... i nie zawiodłam się Czytelność mojej wypowiedzi jest dla Ciebie nie do zrozumienia a w związku z tym nie do przyjęcia To tyle.Bez lukru...
Do mojej wypowiedzi wkradł się błąd, "połknęłam" jeden wyraz i rzeczywiście sens wypowiedzi był mało sensowny...:)))
Miało być : Janku...to, co Ty określasz mianem braku lukru jest dla mnie jednoznacznie brakiem kultury, niestety.
Przejęzyczenie sprawiło, że moja wypowiedż stała się nieczytelna i za to przepraszam. W obecnym brzmieniu sens mojej wypowiedzi podtrzymuję. Nie podtrzymuję natomiast tematu, bo myślę, że został wyczerpany.
Po pierwsze uwazam ze sie wymadrzasz gdyz piszesz jakbys posiadl wszystkie madrosci swiata .Odsylasz czesto do encyklopedii zebysmy byli swiadomii co to np.polityka,dyskusja itp.
Krytyke owszem szanuje ale zarzucanie mi ze czegos nie pojmuje czy nie rozumie to juz nie krytyka to dla mnie wlasnie twoje wymadrzanie sie .
Uwazam ze pisze to co mysle i czuje a ze nie wszyscy posiadaja dar do wypisywania encyklopedycznych slow to chyba nie powod do tego abym sie czula gorsza .
Jezeli jak to piszesz ..."o wylukrowanych slowach pod publiczke " moje zdanie jest takie ... nie podoba mi sie to nie biore udzialu w dyskusji..A pytanie do mnie" czy chciala bym wszystko wiedziec najlepiej" ....brzmi NIE . Gdyz uwazam ze tacy ludzie sa zarozumialcami .
Ja zajmuje sie dziecmi ,domem ,kuchnia itd. i wlasnie lubie poznawac takich ludzi jak ja i nie uwazam ze poza tematami rodzinnymi nie mamy nic wiecej do powiedzenia .
Na temat nadwyzki serka pod napletkiem nie mam nic madrego do powiedzenia i dlatego nie wziela bym udzialu w waszej dyskusji .
Pozdrawiam monika
Ostatnia moja wypowiedź w tym wątku brzmi:
spłyciłaś temat do napletka, a ja pisałem o czym innym. Pisałem o niektórych tematach poruszanych na forum i .."dyskusjach " na te tematy. I to dość jasno napisałem.
Również piszesz..."... nie podoba mi sie to nie biore udzialu w dyskusji..."...po co więc ze mną dyskutujesz. Zaprzeczasz sama sobie.
Pozdrawiam
Janek
P.S.
Znów się wymądrzam (jestem "niemiły"?): faktem jest że sprawia mi troszkę trudności odzczytywanie dłuższych tekstów pisanych kursywą ale ... są różne sposoby na "wyróżnianie się" ...
(Jestem już złośliwy?!)
J.
No widze ze juz ci argumentow braklo i czepiasz sie kursywy .Nastepnym razem napisze DRUKOWANE .
Chciałam przypomnieć, że konflikt w tytule wątku nie jest zachętą do praktycznego zastosowania... Monia, Janek... nie wygląda na to, żebyście byli na najlepszej drodze do wypracowania jakiegoś wspólnego stanowiska.... to może chwila przerwy?...
Do nadopiekuńczości mi daleko.
I generalnie bym nie jechała, gdyby nie fakt, że wiem iż inni rodzice się wybierają (i pamiętam jak przeżywałam brak moich. Może wcale ich nie potrzebowałam, gdyby przyjeżdżali może bym się złościła, ale ich nie było). Jako, że hufiec ma przygotowane obozowisko dla rodziców większość traktuje to jako darmowe wakacje dla siebie (a przynajmniej weekend). Moim zdaniem to przesada, ale skoro jest takie pozwolenie...
A poza tym ciekawość, nawet nie koniecznie dawania sobie rady przez moje dziecko - jak w dniu dzisiejszym wygląda obóz harcerski, na ile przepisy i wygodnictwo wzieły górę nad urokiem spartańskiego życia harcerzy.
No to wyjazd zaliczony, pojechało dziecię... jak na razie wrażenie nie specjalne. to ma być harcerstwo, obóz z dyscypliną, ze zbiórkami?
Zbiórka miała być na 9.30, wyjazd o 10 - chyba większość była punktualnie. pani komendant zjawiła się po godzinie 10, okazało się, że autobus ma być (na tą jest zamówiony) przed 11 - szkoda, że nie poinformowano o tym uczestników i ponad godzinę tkwiliśmy na boisku. potem bałagan organizacyjny, nieumiejętność zmobilizowania tej sporej grupy do posłuszeństwa. pojechali po 11
oby tylko to było pierwsze wrażenie, aby tam nad jeziorem jakoś się pozbierali
Ekko, Matko Polko, pozbierają się z całą pewnością... a Ty kombinuj teraz co zrobić z Martą i zaczynaj śpiewać: wyjechali na wakacje wszyscy nasi podopieczni, gdy nie ma w domu dzieci to jesteśmy niegrzeczni;)))))))
oj miło by było, ale dziewcze jeszcze nie dojrzało do samodzielnego sprzedania, a reszcie rodziny (czyli dziadkom już w tym roku dosyć zalazła za skórę i nie bardzo ją chcą). Także ona jest udomowiona.
A Marcin już stoi na warcie... jak się go spytałam co robi na tej warcie - to się nudzi. Czyli dojechali, autobusy po drodze się nie rozsypały, dziecko radosne, nie będzie źle, przetrwa, zawsze ma szansę pokonać kadrę swoim gadulstwem...
A ile syn ma lat? Rozumie, jakby miał 10 lat to można się o niego martwić. Ale jak ma około 15 to sądzę, że to obciach jechać wbrew jego woli.
W końcu kolonie, obóz harcerski, szkoła przetrwania.... to imprezy na których dziecko uczy się jak dawać sobie radę samemu. Koledzy mogą się z niego śmiać. Niewykluczone. Sama nie odbiegam zbytnio wiekowo od dzisiejszej młodzieży i wiem jak okrutne potrafią być inne dzieci.
Chociaż dla nas to dzieci to często one chcą czuć sie choć przez chwilę dorosłe. Dajmy im szansę.
Jeśli juz zdecydowalismy się na wysłanie dziecka w takie miejsce to uszanujmy jego wolę. Bo może to potrakotować jako brak zaufania do jego osoby.
Trudne. Ale wiem, że największą przeszkodą jesteś sama w sobie. To Tobie trudno przeciąć pępowinę. Nikt nie zagwarantuje Ci, że nic się złego nie wydarzy, bo jak wiesz dorosłym i rozsadnym ludziom przytrafiają się różne przygody. Ja też jeździłam po Polsce jako kilkunastolatka w celu załatwiania róznych spraw (a to szwagier zabrał klucze na uczelnie- 300km-, a to do lekarza do Warszawy, nie pamietam dlaczego sama). Naprawdę czujność wzrasta i rzeczy wydawałoby się niemożliwe sa banalnie proste do załatwienia. Myślę, że sobie poradzi. Wiem co Ty czujesz, moje dzieci (obecnie 15 i 12 lat) od kilku lat same podróżują samolotem do ojca do Szkocji na wakacje, wiem jakie miały przygody, mimo wykupionej UMki nikt się nimi nie zajmował, ani nie mówił co sie dzieje, czemu jest opóźnienie itp. Siedziały z obcokrajowcami w strefie do której nie miałam dostępu i mdlałam ze strachu o nich, chociaź teoretycznie wiedziałam że są pod opieką. Teraz wiem że nie były. w tym roku już nie mdlałam na Okęciu, bo wiem że sobie poradzą. Niestety Ty sama musisz podjąć decyzję i Ty poniesiesz konsekwencje. Kieruj sie sercem, nie strachem. Pozdrawiam,
Irena
Nie wiem czy mogę Ci coś doradzić bo sama mam tylko jedynaczkę i to już dorosłą. Przeczytałam dokładnie co napisałaś i tak sobie myślę... Czy syn nigdy nie opowiadał o swoich internetowych znajowościach, czy nigdy z jego ust nie słyszałaś np. że Marcin to, a Tadek tamto....Jeżeli nie - to nie pozwalaj a jeżeli on stale o tym mówi to po prostu porozmawiaj z nim. A może jemu baaardzo na tym zależy. Ja zrobiła bym tak... jeżeli piszesz, że 3 osoby z Waszego miasta się wybieraja - niech syn nawiąże z nimi kontakt - zaproś ich do domu albo gdzieś na pizzę i ich po prostu poznaj ! I wtedy wyciagniesz wnioski!
Ja swoją córkę pusiłam pod namioty z chłopakiem jak miała 14 lat, chłopaka znałam krótko. I wiesz co - to była jej najpiękniejsza wyprawa. Mieli mnóstwo ciekawych przygód - do dzisiaj opowiada, jak łowili ryby, jak potem je piekli na ognisku i im wpadały w żar.... Wtedy okropnie sie o nia bałam a dzisiaj uważam, że podjęłam słuszną decyzję !!! Chociaż znajomośc z chłopakiem się rozpadła to do dzisiaj jest mi wdzięczna za tamte wakacje ....
Porozmawiaj z synem o swoich obawach niech on je rozwieje......Pozdrawiam Cię serdecznie i napisz koniecznie jak skończył sie Twój problem. Będzie dobrze.
Osobiscie nie pozwolilabym jechac pod namiot swojej corce z chlopakiem ktorego jeszcza zna od niedawna... 14 lat to dziecko.
7 klasa podstawowki/1 gimnazjum.
Nie mialabym z tego powodu wyrzutow.
I to nie ma nic wspolnego z zaufaniem., raczej z odpowiedzialnoscia.
Aga - a dlaczego ??? Ja uważałam, że skoro ją wychowywałam 14 lat to wiedziałam czego się mogę po niej spodziewać. Moje największe obawy wcale nie dotyczyły np. sexu !!!! Zarzucasz mi że byłam mało odpowiedzialna???? Czas pokazał, że miałam rację !!!!
A poza tym to JA go znałam krótko a nie ona !!!!!
Piq niczego Ci nie zarzucam. Napisalam ze ja bym tak nie zrobila. Nie chodzi tylko o seks. Po prostu moje zdanie jest takie ze moja 14-letnia corka powinna zyc jeszcze w swiecie bardziej dzieciecym niz doroslym. W swiecie trzymania sie za reke, a wspolne spanie z chlopakiem pod namiotem (nawet bez pieszczot) to troche za wczesnie. Wakacje bez nadzoru doroslych to tez za wczesnie.
I to nie ma nic wspolnego z zaufaniem.
I zaznaczam po raz drugi ze Cie nie oceniam, wyrazam tylko swoje zdanie na temat wychowywania 14-latek.
Nie mozesz zabronic mu jechac. Chlopak rosnie i dorosleje, napewno jest odpowierdzialny. Moja corka (20 lat) tez jezdzi na zjazdy muzycznego forum internetowego, jedzi na koncerty. Mieszkamy we Wloszech, ale mlodziez jest jednakowa na calym swiecie. Rozmawiaj duzo z synem, niech robi zdjecia, niech Ci opowiada kto jest kto, co robili, jak bylo, nawiaz z nim kontakt i nie boj sie. Musisz sie przyzwyczaic, ze to prawie dorosly mezczyzna. Postaraj sie podejsc do tego optymistycznie i nie boj sie, ze cos mu sie stanie. Najwazniejszy jest dobry kontakt synem. To musisz sobie wypracowac. Zaufaj mu i daj mu szanse. Opowiedz potem jak bylo... Pozdrawiam!
Moje dzieci są dużo starsze i też miałam takie problemy. Myśle że powinnaś pozwolić jemu jechać, wiem strach o niego jest paraliżujący ale trzeba dać dzieciom szansę!! On musi sie odnaleźć a to jest akurat szansa na to, predzej czy później i tak to zrobi więc w tym przypadku Ty zyskasz w jego oczach pozwalając jechać a on spróbuje jak to jest samemu i może nawiąże nowe znajomości. Daj mu szansę!!!!!!!!
Nigdy w życiu nie zgodziła bym się na taki wyjazd, mam syna w tym samym wieku.
tak daj mu szansę, bo
zawsze owoc zakazny bardziej smakuje,
trzeba wierzyć,że nic się nie stanie, zaufac,zaufać jeszcze raz zaufać
ale przed wyjazdem porozmawiaj z nim Należy przedstawić swoje obawy jakie niosą w zwiazku z jego wyjazdem, szczera rozmowa działa cuda a i my jestesmy spokojniejsiże bo zrobiłyśmy co możliwe
powodzenia
Dziękuję z całego serca za wszystkie opinie. Nie wiem jaką podejmę decyzję - jest jeszcze trochę czasu. Zjazd ma się odbyć w miejscowości Września koło Poznania. Syn na moją prośbę napisał do organizatorów. Odpisała dziewczyna, że będzie to wynajęty budynek w ogródkach działkowych. Jest to zjazd dwudniowy, opłata 30 zł. Można skorzystać z kuchenki, spać pewnie będą na podłodze. Impreza rozpoczyna się o 9 rano stąd konieczność jazdy nocą. Uwierzcie mi, że gdyby to było w moim mieście nie byłoby to żadnym problemem. Syn niewiele mówi o tych internetowych znajomościach, nie używa imion, raczej nicki. Z naszego miasta te osoby, które jadą to chłopiec młodszy o rok i dwóch sudentów. Przynajmniej tak o sobie piszą. Ja też nie chcę zabraniać, wiem,że niedługo będzie pełnoletni. Znam podobną sytuację, u mojej znajomej, której syn właśnie sie nie "wyszumiał" będąc nastolatkiem i jak skończył 18 tkę to kompletnie mu odbiło. Efekt - zdolny chłopak ledwo skończył maturę nie poszedł na studia, chyba z cztery lata z nim się tak męczyła - a on jej tylko odpowiadał jestem dorosły nic mi nie zabronisz. Tylko, że mój syn nie przejawiał nigdy ochoty do wyszumiania się, wręcz to ja próbowałam go gdzieś wypychać. Przecież ja też byłam nastolatką i wiem teraz jak życie przelatuje. Martwię się odległością, a z drugiej strony nie chcę go rozczarować. Jesteście kochani, pisząc. Dziękuję za życzliwość.
Efka, a co bys zrobila gdyby syn przyszedl z wiadomoscia, ze go wybrali na roczny pobyt np. w Ameryce i ze leci tam tez dwoch nieznanych osobiscie /jemu i Tobie/ kolegow. Tez bys miala opory? Nie puscilabys go? Ja uwazam ze 17-letni chlopak to juz prawie dorosly czlowiek, pewno za pare miesiecy skonczy 18 lat i wtedy juz bedzie mogl?
Teraz mlodziez szybciej sie usamodzielnia. Moze rozwazcie mozliwosc dostania sie tam autobusem PKS? Bezpieczniej niz w pociagu a jest sporo nocnych autobusow. Pozdrawiam.
Mama zawsze boi się o swoje dziecko.
Mój syn juz sam powinien sie bać o swoje dzieci,niestety ich nie ma.Mieszka razem z nami i ja zawsze gdy budzę się około 4-5 rano gdy nie ma go w domu ,zastanawiam sie co się stało?Mogę mu wierzyć, nigdy mnie nie zawiódł,a ja tak sie boję o niego.
Inaczej jest z córką,która już ponad dziesięć lat mieszka poza domem.Ona ,mieszkając we własnym mieszkaniu jest dla mnie osoba odpowiedzialna za siebie i dorosłą.Dlatego też namawiam syna by wyprowadził się od nas .Wtedy będzie dla mnie w pełni dorosłą osobą.
Basiu moj syn tez zapowiedzial ze nigdzie sie nie wyprowadzi ( az sie boje bo mam trzech synow ).W Ameryce to troche nienormalne bo tu dzieciaki jak najszybciej chca byc dorosle i samodzielne .
Widze, ze watek cieszy sie wielkim wzieciem, bo niezaleznie od wieku naszych latorosli, kazda z nas sie martwi i o dzieci i o to czy slusznie postepuje.
To tez dobrze, pokolenie naszych rodzicow bylo pewne swoich racji - szczegolnie dotyczacych wychowania.
Ja mam dwoch synow 21 i 19, moznaby nazwac ich doroslymi ludzmi, obaj studiuja, klopotow dotyczacych nauki nigdy z nimi nie bylo,wiec niby wszystko dobrze.
Jeszcze przed przyjsciem na swiat dzieci postanowilismy z mezem,ze nie bedziemy rodzicami toksycznymi, ze wychowamy dzieci w szacunku dla innych i dla nich samych,
ze.....Z tych "ze" uskladaloby sie z 5 litanii rodzica nowoczesnego, w rezultacie jakiekolwiek kary zredukowane do absolutnego minimum, w mysl -jak nie ma kar, to nie ma po co klamac.
Klamia jak z nut!
Wychowani w kompletnej tolerancji potrafia byc tak nietolerancyjni dla kazdego kto mysli inaczej, ze po pare razy dziennie zalamuje rece, nad efektem naszego wychowania.
Przyzwaczajani do dzielenia sie, patrza gdzieby tu uszczknac dla siebie lepszy kesek!
Maja przyjaciol, zwlaszcza starszy ktory jest wielkim ekstrawertykiem, ale ci ich przyjaciele tez troche samolubni. Czasem mam wrazenie, ze dziela nas cztery pokolenia roznicy.
U nas w domu od lat panowala niekonczaca sie dyskusja nad wszystkim, nad zakazami, nad motywacjami tychze. I tak w kolko panie Macieju, od parenastu lat.
Ja juz czuje sie tym zmeczona, jak rowniez przypominaniem, ze na brudne skarpetki jest kosz, a nie podloga w lazience, ze czasem mozna pojsc do sklepu po
chleb.......Mnie sie wydaje Efciu, ze to czy pozwolisz wyjechac Twojemu synowi na ten zjazd, czy zabronisz (ja bym pozwolila), nie bedzie mialo pierwszorzednego znaczenia w wychowaniu. Ja nie wiem juz sama gdzie popelnilam blad.
Kokilko, współczuję Ci. Ja jestem zadowolona ze swoich efektów wychowawczych, może nawet są za dobre moje dzieci, zbyt wrażliwe, za często niosą pomoc i udzielają się (proszę się nie łudzić, niekoniecznie w domu ), mają przyjaciół a mino to nie wiem czy poradzą sobie, bo nie nauczyłam rozpychać się łokciami, iśc przebojem przez życie nie oglądając się na nic. Porazki przeżywaja bardzo. A życie płata rózne figle. To jaki jest efekt wychowania można oceniać po kilkudziesieciu latach, myślę więc że Twoje dzieci jeszcze Cię zadziwią. Trzymaj się cieplutko!
Irena
Kokliko, nie popelnilas zadnego bledu.....kazde dziecko i pozniej czlowiek sa inne i to sie wlasnie przejawia w takich zachowaniach .....
Nie oskarzaj sama siebie, nie obarczaj sie odpowiedzialnoscia za to co w sumie nie istnieje .......pomysl o tym troche inaczej, spojrz na sytuacje z innej strony....
Ja wiem, ze balaganiarstwo i samolubnosc doprowadzaja nas rodzicow do pasji, ale to przeciez nie "koniec swiata" .....21 i 19 lat to dorosli mezczyzni i tak ich potraktuj, z tego co piszesz wnioskuje, ze mieszkasz poza Polska....nie wiem czy Twoi synowie pracuja czy sie jeszcze ucza, ale moze daj im wynajac osobne mieszkanie, w ktorym Ty nie bedziesz zbierac tych wszystkich skarpetek i same tez sie nie pozbieraja .....Jesli jeszcze nie sa na tyle dorosli i sie ucza, to wrzucaj te ich brudy do ich pokoju i nie pierz im ..... Ja przestalam prac dla mojego syna jak mial 13-14 lat i to byl jego obowiazek, Ty zrob to teraz, nie podpisywalas chyba zadnego kontraktu na bycie sluzaca....Wiesz mojemu tez bylo daleko do doskonalosci (nikt nie jest doskonaly - my tez nie) ale jak sie wyprowadzil w wieku 23 lat to zaczal sprzatac, gotowac, robic zakupy i po prostu zyc normalnym zyciem doroslego czlowieka ......a wczesniej tez bylo tak, ze ja przed kazdym zmywaniem naczyn musialam zajrzec czy czegos tam nie "przechowuje" w swoim pokoju, gotowac umial i robil to ilekroc nie mial ochoty na to co ja ugotowalam, jesli ja zapomnialam kupic chleb to nie bylo, bo ksiaze nie pomyslal o tym, zeby po drodze wejsc do sklepu.... Z tym gotowaniem to byl wogole taki personalny "protest song" bo robil to osentacyjnie tak samo z praniem i prasowaniem wlasnych ubran..... wiesz w mezczyznach czesto jeszcze tkwi to przeswiadczenie, ze my (matki, siostry, zony) jestesmy odpowiedzialne za to jak oni wygladaja .........(!!!!!!!) Ja sie nigdy w zyciu z tym nie zgadzalam w stosunku do nikogo ani brata, meza wiec dalczego nagle syn mialby wzbudzic we mnie tyle poczucia winy, ze bede jego sluzaca ......Nie przejmuj sie nie popelnilas zadnych bledow, bo ich nie ma po prostu, tak jak nie ma regul na wychowanie, co dziala w stasunku do malego Jozia, nie musi dzialac w stosunku do Wladzia ....przestan sie biczowac, czego nie chcieli sie nauczyc pod okiem kochajacej Matki tego nauczy ich zycie .....
Jesteś bardzo mądrą kobietą, uwielbiam czytać Twoje komentarze. Pozdrawiam!
Efko ja bym puściła spokojnie syna na spotkanie kumpli komputerowych. Też mam takiego syna jak opisujesz w Tym roku się ożenił i to z dziewczyną zupełnie odmienną co do zainteresowania syna kompem. Piszesz, ze syn mało ma kolegów, nigdzie nie wychodzi tylko godzinami siedzi przed ekranem. Pozwól mu wyjechać. Dla niego to nowe doświadczenia i przebywanie poza kompem też podziala dodatnio na jego zdrowie. Niech koniecznie wezmie ze soba komórke, byś miała kontakt z nim w razie jakiejś nieprzewidzianej sytuacji.( Nie dzwoń za dużo) Pare ładnych lat temu moj syn dostał się na studia do Gliwic. Zawiezlismy go tam samochodem. Stęskniony za rodzinką i podejrzewam komputerem postanowił w pierwsza sobotę wrócić do domu na 2 dni. Uśmieliśmy się jak opowiadał o swojej pierwszej podróży pociagiem do domu. Ubaw też miała kasierka na stacji PKP. Syn wogóle nie był zorientowany w którym kierunku ma jechać do domu. Jednak udało się! Zjawił się cały i szczęsliwy, choć dłużej jechał. Taki wyjazd Twojego syna może zaowocować nowymi przyjazniami i doswiadczeniami zyciowymi. Może się zaprzyjazni z chłopakami z Waszego miasteczka?
Ja w ubiegłym roku tez stanęłam przed takim wyborem - czy puścić moją 15-letnią wówczas córke na konwent mangowców i anime do Warszawy, na dwa dni, z ludźmi których znała z internetu. Na początku powiedziałam, że raczej nie (furtke i jej i sobie, zostawiłam). Czas leciał, czytałam to co mi o tej imprezie podsuwała, poznałam dwie osoby z naszego miasta, które tam jechały i... miękłam. Tez jestem mamą-kwoką, co to najlepiej czuje się jak wszyscy z rodziny sa w zasięgu wzroku, ale chociaż strach wypracowywał w mojej głowie straszne scenariusze, wiedziałam jak jej na tym zależy i że będzie miała miała do mnie żal, za zakaz wyjazdu. Po długich rozmowach-instrukacjach-przestrogach poddałam się... ale nie do końca. Do Warszawy zawiózł ją tata, oglądnął na miejscu jak to wygląda, a wracała już samodzielnie, ze znajomymi z konwentu, pociągiem. Z małymi przygodami, ale było potem przynajmniej co opowiadać. Strachu sie nie pozbędziesz, każda z nas to przeżywa, ale jeśli dowiesz sie o tym wyjeździe jak nawięcej, uda Ci sie poznać kogoś, z kim Twój syn wyjeżdża, może łatwiej Ci bedzie podjąć decyzję. Życzę Wam obojgu powodzenia. Ewa
Czytam ten caly watek i dylemat "odwiedzac czy nie" przypomina mi moje wlasne dziecinstwo. Mialam niecale 9 lat jak wyjechalam do sanatorium (po zoltaczce), rodzice mieli w domu prawie rocznego brata (nieumiejetnosc poslugiwania sie sprzetem dla doroslych) wiec nie bardzo moglam sie spodziewac, ze ktos bedzie mnie odwiedzal. Sanatorium trwalo 2 miesiace i bylo gdzies w okolicach Slaska, pamietam do dzis nazwe miejscowosci - Zawisc i do tego wszystkiego byla zima tak, ze wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywaly, ze raczej nie bedzie zadnych odwiedzin - tak sobie przynajmniej ja sama ulozylam to w mojej glowie. A ze glowa byla od poczatku bardzo samodzielna to oswiadczylam calej rodzinie, ze ja sobie wrecz nie zycze zeby mnie odwiedzano, ani odwozono, czy co nie daj Boze przywozono..... Niestety jechalismy pociagiem i z Kielc bylo nas troje dzieciakow pamietam, ze na dworcu kieleckim (to byl ten wietrzny, bo tak naprawde to jeszcze nie bylo dworca tylko jakas "budka") czekalismy w nocy (nie mam pojecia ktora byla godzina, ale bylo ciemno i zdecydowanie pozno), pociag przyjechal opozniony, pani, ktora miala machac chusteczka z okna na znak do ktorego wagonu nasi rodzice maja nas zapakowac, pokrecila kierunki i machala z drugiej strony (dla nas niewidocznej) i moment konsternacji.....co robic ???? Jedno z rodzicow musi jechac ......i natychmiast moj Tato podjal taka decyzje .... On pojedzie wysoki, silny mezczyzna da sobie rade w najgorszym wypadku nawet z trojka dzieci i walizkami (byla jakas przesiadka i potem jeszcze autobus).
Pamietam, bylam bardzo nieszczesliwa, jak to uslyszalam, majac prawie 9 lat i malego kilkumiesiecznego brata, wydawalo mi sie, ze jestem juz tak dorosla, ze nie potrzebuje opieki....Siedzialam napuszona przez cala droge pociagiem, az do autobusu, w ktorym jakis dzieciak zwymiotowal prosto na moje plecy i trzeba bylo czyscic palto - oj wtedy obecnosc Taty byla bardzo cenna :)))
Dzien odwiedzin byl tak zorganizowany przez kierownictwo osrodka, ze dzieci do ktorych nikt nie przyjechal nie odczuwaly tego, bo po prostu w czasie sniadania wyczytano nazwiska pokaznej grupy dzieci i tym kazano siedziec w jakies sali a pozostali zaczynali normalne zajecia wszyscy rodzice byli zgromadzenie w jednej duzej sali i nikt ich nie widzial. Pamietam, ze nie mialam pojecia dlaczego ja mam gdzies tam siedziec z czescia mojej grupy podczas gdy inni ida gdzie indziej, ale tak zapowiedziano i nikt tego nie kwestionowal, dopiero jak grupa do ktorej nikt nie przyjechal, zniknela z pola widzenia nas zaprowadzono do odwiedzajacych rodzicow. Czy bylam zadowolona???? Nie. Na widok Mamy w towarzystwie jej Brata, mialam zdecydowanie zawiedziona mine i zapytalam dlaczego przyjechali .....potem dopiero minal pierwszy szok i w sumie bylam chyba zadowolona. Ale na koniec wizyty i w kazdym liscie do domu podkreslalam, ze nikt ma po mnie nie przyjezdzac..... No i nikt nie przyjechal, bylam przeszczesliwa .....sama w pociagu !!!! bo opieka obcych to co innego niz rodzice.
Na tym nieszczesnym dworcu kieleckim kiedy wytaskalam sie z waliza i ciagnac ja po ziemi ruszylam w droge do domu ......nagle uslyszalam za soba glos Ojca:
"czy dasz sobie pomoc???" w tym momencie bez zatrzymania ani obrotu glowy pusicilam walize i poszlam dalej ......i tak szlismy Ojciec z waliza ja przed nim bez slowa ......dobre 25 min do domu..... W domu zapytal czy teraz juz bede rozmawiac ????? Hej teraz tak owszem :))))
Zawsze taka bylam i taka jestem "zosia - samosia" :))
ten kielecki dworzec... przysłowie pewnie znasz...
Marylko ta Twoja "inność" jest rozbrajająca :-) Aż jestem ciekawa co Ty wyczyniałaś, gdy byłaś jeszcze w brzuchu mamy, jak okazywałaś tę swoją niezależność :-)))
Jak mama jadła nie to co trzeba (np.mleczną zupę) to kopała bez opamietania i wrzeszczała ...schabowego z kapustą zasmażna...a ziemniaków nieeeeeeeeeeeeeeee...
Janek
Dzieki Marylko za otuche. Ja nie chcialam byc taka Matka Polka co cierpi ,ale poswiecic sie musi. Niestety te cale tabuny ciociobabc, ze o babci nie wspomne, tak im namieszaly w
glowach.... One wszystkie przeszly juz sobie za druga strone lustra, a ja zostalam z rozkapryszonymi dryblasami.
Obaj studiuja na dlugo trwajacych studiach wiec nie tak latwo usamodzielnic ich finansowo, ale bardzo powaznie rozmyslamy z mezem nad wariantem wynajecia malego mieszkania.
Tyle, ze utrzymanie dwoch domow troche przekracza nasze finansowe mozliwosci. Najgorsze, ze oni sie wcale nie kwapia. Ja pamietam,ze za mozliwosc mieszkania bez rodzicow zrobi-
labym kazde glupstwo. Zreszta to byla moja glowna motywacja zeby wyjechac z Polski, a bylam na 2 gim roku studiow.
Od tamtej pory martwilam sie sama o siebie (o rodzine w Polsce tez, ale to juz inna historia).
Zreszta dlaczego mieliby sie kwapic skoro dom gwarantuje komfort, tolerancje i pelna wyrozumialosc.
A mozeby tak skonczyc z wyrozumialoscia, wprowadzic zakazy i nakazy? Chyba jednak bylo latwiej ortodoksyjnym w tradycji wychowawczej rodzicom.
Nie rozumcie mnie zle, u nas jednak w domu najczesciej wesolo i radosnie, ja nie jestem taka zolza na jaka wygladam, a moi synowie tez nie sa potworami.
Czasem tylko szlag mnie trafia.
Tak myslalam, ze ten Twoj komentarz, byl napisany pod wplywem chwilowego "dolka" wszyscy je mamy, ale z drugiej strony jesli cos Cie od czasu do czasu "trafia" to jest to sygnal, ze jednak cos mozna naprawic czy poprawic. W wypadku jesli obydwaj studiuja i to z dobrymi wynikami to faktycznie nie ma szans na szybkie pozbycie sie ich z domu i wynajmowanie osobnego mieszkania, ktroego koszty utrzymania obciaza Was Rodzicow tez jest bez sensu. Ale mozesz troche ograniczyc ten komfort zycia na Wasz rachunek. Wiesz wiekszosc dzieci na zachodzie studiuje i pracuje, jesli oni tego nie musza robic to powinni docenic warunki jakie im stworzyliscie. Ja osobiscie na poczatek zamiast narzekac i biadolic posadzilabym obu i po przedstawieniu sprawy, bez zbednego narzekania, tylko sygnal, ze nie jestem zachwycona sytuacja i zapytalabym co moga zaproponowac od siebie aby pomoc uzdrowic sytuacje i zdjac z Ciebie chociaz czesc obowiazkow.
Spodziewam sie, ze taka dyskusja moze byc zaskoczeniem, nawet dorosle dzieci (chlopcy szczegolnie) nie zdaja sobie sprawy z tego ze cos jest nie tak, dopoki nie popukasz problemem po glowie. Jesli nie beda mieli zadnych propozycji daj im tydzien czasu na przemyslenie i wymyslenie jakichs propozycji na Twoje pytania.
Przez ten tydzien mozesz zasugerowac, zeby starali sie zauwazyc jak pewne rzeczy z ktorych korzystaja na codzien sa zawsze dostepne i pomysleli kto to robi dla nich..... Jesli po tygodniu nie bedzie zadnego odzewu, sama wprowadz warunki na co sie zgadzasz a na co nie i czego oczekujesz (tez sie przygotuj do tej rozmowy w ciagu tego tygodnia) i od tego dnia badz konsekwentna i tyle..... Na poczatek przygotuj sie, ze beda starali sie "postawic Cie pod sciana" takie sytuacje niby bez wyjscia, tylko po to zeby wzbudzic w Tobie poczucie winy....... sukces calego przedsiewziecia zalezy od Ciebie, od Twojej konsekwencji w slowach i dzialaniu, od Twojej odpornosci na wszelkie prowokacje..... Ja np. mojemu synowi powiedzialam, ze nie ma prawa sprowadzac do domu dziewczyn, jesli nie jest zaangazowany na powaznie, bo mieszkanie jest moje i ja jako matka nie mam ochoty na plejade obcasow po schodach ..... Raz przyszedl z pracy, ja czytalam ksiazke, zerknal i powiedzial " Mamo to ty nie wiesz, ze jak mezczyzna wraca z pracy to obiad powinien byc na stole" oczywiscie to mial byc zart, ale ja potraktowalam na serio i znizajac lekko ksiazke odpowiedzialam "skoro marza ci sie takie sytuacje to niestety musisz sie ozenic" po czym wrocilam do czytania.
Nigdy nie bylo klodki na lodowce, ani zakazu jedzenia, ma rece jest dorosly moze sam o siebie zadbac i tyle..... Wiesz jesli ktos stworzylby mnie takie cieplarniane warunki to pewnie tez nie chcialabym odejsc i sie usamodzielnic..... I nawet przez moment nie pomyslalam, ze Twoi synowie sa potworami, albo ze w domu panuje niezdrowa atmosfera ...... tylko dlaczego o te szczesliwa atmosfere masz dbac tylko Ty ???? Ja tam wole byc zolza i niech ktos o mnie tez czasem zadba ;))Szkoda, ze nie masz zadnego kontaktu w Ustawieniach i musialam to wszystko napisac tutaj, ale jesli bedziesz miala ochote to moj email i gg sa w moich ustawieniach i mozesz spokojnie korzystac :))) Trzymaj sie i z doswiadczenia powiem Ci ze potem jak ich nie ma to sa takie dni kiedy sie teskni nawet za tym balaganem ......ech zycie :))))
Smakosiu, nie wiem co robilam, ale Mama do dzis twierdzi, ze przez cala ciaze ze mna miala "zgage" ...... to rowniez jest adresowane do mojego charakterku :))), bo klopoty fizyczne ze "zgaga" ustapily po urodzeniu mnie ...... no coz, wrodzona skromnosc nie pozwala mi na kwestionowanie zdania Matki :))))))
Ekkore, to nie przyslowie - to szczera prawda mnie nawet do Nowego Yorku "wywialo" (slowo wystepujace w przyslowiu moze mi zarobic bana :)))
..."π" ... z.. "dzi "...o to chodziło Maryla?
Pozdrawiam
Janek