Nie sądziłam , że mój poprzedni wątek o moich najbardziej oddanych przyjaciołach, wzbudzi takie zainteresowanie!! Bardzo się cieszę!! Tamten wątek zaczęłam od mojej małej Pegi ale zakładając go nie wiedziałam jeszcze że będę adoptować psa ze schroniska. To było moim marzeniem ale właściwie nie do zrealizowania. Nie wiedziałam również że to będzie mastiff ang.
Mój mąż był przeciwny więc nie rokowało to powodzenia... a jednak!!!!
Szukałam bardzo długo przez internet po schroniskach, w hodowlach, na Allegro itd... w końcu zapisałam sie do molosów (zrobiłam to dlatego że koniecznie miał być podobny do mojego bullmastiffa Bango, którego tak bardzo kochałam - a on był molosem). Zupełnie przypadkiem jedna dziewczyna z dogomanii wstawiła wątek o Leo i jego zdjęcie - opis był bardzo porywający za serce, aż się pobeczałam jak czytałam jego historię ( w tym momencie nie miało znaczenia że był molosem, gdyby był kundelkiem to też byłby mój). No i zaczęła sie lawina zdarzeń....
Nie sypiałam po nocach, łaziłam jak głupia bez określonego celu, myślałam i myślałam.. Mąz mnie musiał bacznie obserwować, bo po kilku dniach spytał czy bierzemy tego biednego psa!!!
Jak wchodziłam na molosy, czy str schroniska w Zgierzu ( tam był mój pupil) to mąż zaglądał mi przez ramie czytając co mi odpisują na moje pytania. Decyzję podjeliśmy w ciagu tygodnia. Bardzo sie bałam czy dam rade, naprawde, mimo że tak bardzo kocham wszystkie zwierzaki to nie wierzyłam w swoje możliwości
. To Leo w czasie gdy był w schronisku. Był chudy, miałam wrażenie że skóra jest przyrośnięta do żeber.
Jego historia jest bardzo smutna - mężczyzna który był właścicielem Leo dostał pracę w Anglii i musiał wyjechać, zostawił psa swojej sąsiadce, płacąc jej 20 zł dziennie na jego utrzymanie. Pani niestety każdą sumę przpijała a psa wsadziła do klatki 1m/1m i pies tak sobie rósł, nie mógł się poruszać więc skakał, jeść dostawał może raz na tydzień. Inni sąsiedzi wezwali policję i tak Leo trafił do schroniska. Nie będę opisywać jak długo kontaktowałam sie z Medorem( schronisko) bo szkoda czasu. 4 marca Leo został przywieziony do nas. Jak wysiadł z samochodu to pocałowałam go nos(spory nos),oczywiście pobeczałam się a jakże. Pies był spokojny ( w miare). Drugi i trzeci dzień też jakoś przeżyliśmy. Następne dni były coraz gorsze... i doszło do tego sądnego dnia kiedy pies mnie zaatakował w ogrodzie ( ręce pokrwawione, sine, nogi też sinie), zaczełam krzyczeć i mąż usłyszał, przybiegł szybko i ta moja chudzina rzuciła sie na tego psa całym ciałem i go powaliła - no i teraz jest jego Panem a ja?? Tyle się poświęciłam, karmniłam, kąpałam, dawałam smakołyki.... a on mnie gryzł!!!
tak wyglądał mój ogród przekopany przez Leo, tragicznie. Oj!!! chyba za dużo opisuje tą swoją historie, w końcu któryś moderator mnie pogoni!!! Jeszcze tylko troche napisze!!
Podjęłam decyzję o oddaniu psa!!! No i Ci z molosów skontaktowali mnie z Aldoną (Pani która układa psy), zrobili to żeby mi pomóc, no i udało się.Wy też mieliście swój udział w tym żebym nie oddała Leo, podtrzymywaliście mnie na duchu i jestem Wam wszystkim bardzo wdzięczna.Pokochaliśmy się strasznie z Leo ale ile to mnie kosztowało to tylko ja wiem.
Teraz kilka zdjęć tego mojego bandyty!!! te zdjęcia są sprzed 1,5 miesiąca, resztę wstawię pózniej jak wgram z aparatu. Teraz Leo wygląda inaczej, jest potężny, przytył ( na początku w pierwszym tyg zjadł 15 kg karmy nie licząc warzyw , mięsa). Reszta bedzie póżniej.......
Danusiu --- ale jesteś kochana !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Dziękuję bardzo za opowieść i fotorelację !!
No i czekam na najświeższe relacje i nowe zdjęcia Twoich ( i już naszych ) pupili !!!!!!!!
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję TAK wielkiego serca !! Elek
Kochana prześwietny pies ma Ciebie !!!
Widać od razu, że psiak jest kochany i szczęśliwy. Masz dobre serducho i widać po pyszczku Leo, że TO CZUJE !!!
Ja za to mam suczkę za 5 zeta (córka przytargała) i tak Piątka została od (! ::) ) 5 lat już właśnie :)) A... jaka jest kochana!!!
Pozdrawiam was serdecznie. ANUTSCHKA.
Saba ma śliczny pyszczek!! Ach te psiaki!! Są kochane!!
Moj syn kiedyś w szkole podstawowej tak napisał wypracowanie o mamie - " Mama wraca z pracy i nie całuje dzieci tylko wita się z psem a póżniej z nami".. i właśnie od wtedy mam wyrzuty że dzieci tym krzywdziłam.. Tak to jest z tymi psimi mamami!!!!
Danusiu - bardzo, bardzo jesteś kochana i ......odważna. Masz ogromne serce pełne miłości dla tego nieszczęśnika i dlatego MUSIAŁAŚ zwyciężyć ! Ja tez mam psa ze schroniska (a nawet dwa) ale takich problemów nie miałam..... Uściski.
Leo jest piękny !!!!
PS. Ja też jestem taką "mamą" i rodzina wie, że psy sa na pierwszym miejscu. Najpierw się witam z psem a potem z reszta rodziny..
No i ja musze sie przyznac - tez witam sie najpierw z moja sunią - a to dlatego, że ona wszystkich wyprzedza, jak którys domownik wraca do domu i tak sie wita, jakby nas miesiąc w domu nie było a nie tylko kilka godzin. Uwielbiam ją.
Czytając historię Twojego psa az mi sie "oczy spociły" w pewnym momencie... Wzruszająca opowieść o miłości do zwierząt, odwadze, umiejętności przebaczania i dawania, a nie tylko brania. Jesteś naprawdę Dobrym Człowiekiem Danusiu i masz ode mnie pychola. Będę wdzięczna za dalsze opowieści o losach Leo w Twoim domu. Ewa
Ech, Ewuniu nie jestem pewna co do tego dobrego człowieka!!!! Przecież miałam chwile zwątpienia i chciałam go oddać, myśle że każdy kto kocha psy zrobiłby to samo, pozdawiam i ucałuj swoją psiunie ode mnie danka
Dalsze losy...
Aldona nauczyła mnie nie bać się Leo, miała wpływ nie tylko mojego psa ale przede wszystkim na mnie. Jest świetnym psychologiem, pokazała jak mam szkolić Leo i tak sie zaczęło..
Szkolenie codzienne zabierało mi bardzo dużo czasu ale efekty były zdumiewające- pies reagował na kliker, na gwizdek no i okazał sie bardzo mądrym psem. Oczywiscie mielismy kilka ciekawych przygód z nim: np. zjedzony sernik, który piekłam na przyjazd Aldony, oj były też kotlety sciągnięte z talerza, teraz mi sie przypomniało jak ostatnio szukałam jabłka , kóre zostawiłam obrane na stole (Leo kończył na swoim posłaniu), ot tak sobie jabłko leżało niechciane to zjadł! Nie wspomne już o moich kapciach wiecznie zjadanych, notatkach córki i jeszcze było wiele zjedzonych rzeczy (ręczniki paapierowe, papier toaletowy). Najciekawsze było jak on szedł z tym ręcznikiem i zjadał go szybko bo ja biegłam za nim. Robiliśmy remont kuchni bo Leo zjadł troche tapety i w którymś momencie Leo wyszedł z łazienki z wałkiem do malowania w pysku, cały w farbie, bardzo żałowałam że nie miałam pod ręką aparatu. Widok był niesamowity i nie mogłam go ukarać bo wiaderko z farbą stało na podłodze niedaleko jego miski ( pies kojarzy sobie że co na podłodze jest jego), było dużo mycia i śmiechu. Najciekawsze jest to że okazało sie ile mniej wiecej ma lat mój pies!!! Jest dużym szczeniakiem o sile konia conajmniej. Ma około roku wiec wybaczyłam jemu wszystkie agresje i podszczypywania mnie. Jest wielkim szczeniorem!!! ale jakim kochanym już, warto było walczyć o jego miłość. To zdjęcie zrobił nam mąż przy porannej kawie, ja w piżamie i fartuszku (Leo mnie strasznie brudzi śliną), śmiejemy sie oboje z niego!!! Czasami wyglądam jak ofiara przemocy w rodzinie, ośliniona , posiniaczona i okłaczona!!
Ja wcześniej nigdy nie byłam wielbicielką psów. Ja się ich po prostu bałam (miałam bardzo przykrą historię z psami). Aż do pewnego czasu. Mój (wtedy jeszcze przyszły) mąż miał dobermana ( niestety zdechł 3 tygodnie temu), którego uwielbiał. Ja na początku bałam się go bardzo. Szczególnie, że chirurg miał co robić, gdy tylko ktoś chciał go dotknąć. Z czasem jednak przekonałam się do niego. Pilnowałam się aby tylko nie zbliżyć twarzy do niego. Ale na najbliższe wtedy urodzino-imieniny dostałam wyżła niemieckiego szorstkowłosego. Mąż chciał mnie przekonać do psów. I przekonał. Aż za bardzo. Zwariowałam na punkcie Kaktusa. właśnie skończył 3 lata (psie). Jest bardzo mądry, czuły i kochany. Niestety mogę z nim być tylko raz na kilka dni. Przebywa w domu męża na wsi, gdzie ma bardzo dużo miejsca do biegania. U mnie w bloku chyba by nie wytrzymał. Ale i tak wie kto jest jego "panią". Zawsze wyczuwa kiegy mam przyjechać i czeka przy bramie. Radość jaką okazuje aż trudno opisać. Zawsze "opowiada" mi co się wydarzyło, w swoim psim języku. Jest zwariowany i bardzo wesoły. łapie mnie zębami za rękę i oprowadza po podwórku. Zaciąga mnie na trawnik, gdzie zaczyna się zabawa. Ja też czasami jestem podrapana i całe ręce mam ze śladami zębów. Czasami trafi się i siniak gdy skoczy na mnie, gdyż jest bardzo potężnym psem (waży ok. 40 kg). Ale nigdy nie naruszył mi nawet skóry. Chodzi za mną krok w krok. Zauważyłam, że mąż jest czasami zazdrosny o tę jego psią miłość do mnie (i vice versa). Ma jedną wadę. Jest bardzo zaborczy. Gdy żył jeszcze Gero (doberman), nigdy nie pozwalał mi go pogłaskać. Aż Gero zdechł i mój Kaktus bardzo to przeżył. W dniu kiedy Gero zdychał, pozwolił mi być przy nim cały czas. Od tamtej pory stał się taki bardziej dojrzały ale i smutny. Nie chciał jeść. Teraz zaczyna dochodzić do siebie. W niedzielę ganiał ze mną jak za dawnych czasów. Bardzo się cieszę że dochodzi do siebie. I nigdy bym go nie oddała nikomu za żadne pieniądze.
Krysiu bardzo mi przykro z powodu odejścia Gero, pewnie oboje z mężem to przeżyliście. Został jeszcze Twój ukochany Kaktus, Teraz będzie Was kochał za siebie i Gero, wiem coś o tym bo jak odszedł mój Bango to dostawałam wariacji z tego powodu a moja Pegi za siebie i Bango dawała mi tyle miłości że była wręcz chwilami nie do zniesienia. Nie opuszczała mnie na krok, mimo że też to bardzo przeżyła. Psy to są bardzo mądre istoty, jestem przekonana że Kaktus będzie się też tak zachowywał jak Pegi. Życzę Tobie i mężowi żeby Kaktus tak właśne Was kochał, pozdrowienia danka
I tak właśnie się zachowuje. Oboje z mężem myślimy o kupnie drugiego psa. Obawiamy się tylko cz Kaktus go przyjmie. Gdy jego kupiliśmy, to też był problem bo Gero tylko szukał okazji żeby go ugryźć. A czynił to bardzo dotkliwie i Kaktusowi zostało kilka szram. Jak był młody (bo trudno powiedzieć mały, gdyż jako szczeniak był już duży), to chował się pod samochody, gdzie Gero nie był w stanie go dostać. Jakieś pół roku temu, pokazał że to on jest silniejszy i mądrzejszy i odgryzł się (w przeności i w pełnym tego słowa znaczeniu). Od tego momentu Gero obchodził go szerokim łukiem, gdy oba psy były w domu. Na podwórku bawiły się dalej w najlepsze. Leczenie Gerego z odnisionych ran trwało około trzech tygodni. A wszyscy przekonali się że Kaktus maże być bardzo groźnym psem, pomimo że ciągle domaga się pieszczot i głaskania. Gero zdychał mi na rękach i ja buczałam jak głupia. Jeszcze teraz łzy kręcą mi się w oczach. Bardzo cierpiał. Co prawda trwało to kilkanaście godzin i w tym czasie było czterech weterynarzy, lecz żaden nie chciał go uśpić. Dali tylko kroplówki i środki przeciwbólowe. Dzięki za zrozumienie i współczucie.
Wspaniała opowieść !!! Cos czuje, że byłyby z tego wspaniałe artykuły na naszym WŻ. Masz Danusiu "lekkie pióro" i dobrze się czyta Twoje opowieści. Czekam na dalsze...
Danusiu, ale zrobiłaś mi miłą niespodziankę wklejając ponownie zdjęcia swojego "przyjaciela". Zaczytałam się i "zaoglądałam" i znów wzruszyłam a przecież znam Twoją opowieść. Wszystko dlatego, że jesteś taka ... "niesamowita". Masz takie dobre serducho i tyle ciepła oraz wyrozumiałości, że pewnie pół zwierzyńca dało by się tym obdarować. Będę czekała z niecierpliwością na nowe zdjęcia. Ściskam serdecznie. Emila.
Leo jest przepiękny - a Ty masz ogromne serce - prosto jest kochać psy, kiedy są maskotkami łaszącymi się do nóg, natomiast gorzej to wygląda, gdy zaczynają się problemy, gdy pies ma trudny charakter, bywa agresywny - tym bardziej podziwiam Twoją postawę, życzę powodzenia i samych radosnych chwil. Kochamy z mężem molosy - to naprawdę wspaniałe psy - czego Leo jest znakomitym przykładem - pogłaskaj go od nas za uchem i po brzuchu - pewnie to lubi jak każdy facet Pozdrawiam!
Danusiu, Twoja opowieść o Leo pozwoliła bliżej poznać Cię jako człowieka. Jedno jest pewne : serce masz wielkie i to juz wystarczy... Myślę, że niejeden pies chciałby być Twoim podopiecznym. Swoją drogą to niezły przystojniak z Twojego pupila :))) Czekam na dalszą relację i zdjęcia .
Uważam, że jeśli ktoś kocha zwierzęta to z ludżmi tym bardziej obchodzi się łaskawie. Tak trzymaj, podziwiam Cię za cierpliwość i poświęcenie :)))
Wklejam kilka zdjęć Leo: Tutaj obserwuję Pegi zza krzaka, tutaj udaje głupa heheh, to zdjęcie zrobiłam kiedy tak bardzo mnie prosił o wyjście- takie duuuże niepokorne ciele, tutaj z kolei próbuje wleźć na Pegi posłanie ale tylko wszedł łeb i kawałek karku i łapy przednie, może myślał że ona ma wygodniejsze, no i oboje śpią jak praaaaaawie aniołki, pozdrawiam danka
Danusiu - ale sprawiłaś mi miła niespodziankę !!
Właśnie myślałam dzisiaj o Tobie i Twoich czwopronożnych przyjaciołach i miałam zagaić Cię o wpisanie tego, co u Was nowego słychać:))))
Jakoś przed wyjściem z domku nie zdażyłam napisać do Ciebie - a tu po powrocie patrzę i aż się usmiechnęłam , bo są nowe zdjęcia Twoich psinek !!
Leo się fantastycznie prezentuje !!
Dziekuję i pozdrawiam !! Elek
Danusiu - na tych zdjęciach widac jak duży kawałek roboty zrobiłaś. Leo juz pieknie wyglada, nie jest takim chudziną ze sterczącymi żebrami... No i na każdym widać jaki jest szczęśliwy, nawet z Pegi sie zaprzyjaźnił !.... ściskam Cię bardzo mocno.
Piq, wyjęłaś mi to z ust. Oj, szczęściarze te Twoje psiaki.
Bardzo lubiłam czytać ten wątek ...i cieszę się,że powrócił !!
Zapomniałam dopisać o wizycie mojej córki w domu!! Reakcją Leo byliśmy wszyscy zaskoczeni. Kasia weszła do domu, była troche przestraszona ( w końcu nie znała Leo i on jej również), Leo ppzyjął ją jakby znał ja od wieków, skakał, lizał, podgryzał ( nie powiem żeby mi było przykro z powodu podgryzania - a co! tylko zawsze ja!!). Miłość aż kipiała między nimi, bardzo sie z tego cieszę ( miałam obawy co do reakcji Leo na dzieci). Teraz czekam na wizytę syna, myślę że Leo zachowa się podobnie, pozdrawiam danka
Znaczy domownik całą gębą ... to jest paszczą. Albo po prostu bardzo mądry pies. Wie, że w tym domu nikt go nie skrzywdzi a raczej więcej rąk do głaskania i serc do kochania... Naprawdę mądra psina. Ściskam Cię mocno. Poszmyraj Leo i Pegi za uszkami..
Danusiu, ciesze sie, ze odnowilas ten watek z Twoimi czworonoznymi domownikami - jak poprzednio - z przyjemnoscia czytam o Twoich przygodach z nimi.
A Leo to juz nie do poznania, zupelnie inny psiak niz ten na pierwszych zdjeciach. Powodzenia i radosci zycze - maryla :))
Dzieki dziewcyzny, miło sie czyta takie odpowiedzi ( cos mi nawala klawiatura, wszystkie litery mi sie przestawily, zeby cos napisac musze naciskac kazdy klawisz zeby znalezcz ta odpowiednia), jeszcze raz dzieki za zainteresowanie, pozdrawiam Wszystkich i lizanko od Leo i Pegi.
Nadstawiam się :-) Oj, fajne te Twoje psiny. Pamiętaj Danusiu o tym wątku i napisz do nas co jakis czas. Leo, to prawie nasz pies :-D
Smakosiu masz racje po troche to też Wasz pies!! Ostatnio zauważylismy że Leo ma bardzo mocno rozwinięty instynkt terytoriałny ale nie tylko!! Instynkt własności (nie wiem czy dobrze to określam), pilnuje swojej pierwszej poduchy , którą dostał od nas na przywitanie, jest troche podarta a raczej pogryziona. Mielismy taki troche śmieszny przykład ( a moze wcale nie śmieszny) w ogrodzie: mój młody sąsiad, który często u nas wita na kawe ( Leo lubi go i jego żonę też) pożyczał taczkę z ogrodu. Leo zazwyczaj leci i sprawdza czy wszystko stoi na swoim miejscu a tu nie ma taczki!! Obleciał cały ogród i zauważył sąsiada z naszą taczką w jego ogrodzie, tak strasznie zaczął szczekac ( rzadko to sie zdarza), że ten przestraszony postawił ją pod naszą bramka i dopiero pies się uspokoił. Obwąchał ją całą czy cos nie brakuje i musiałam ją postawic na swoim miejscu bo cały czas mnie pukał pycholem aż nie stała tam gdzie poprzednio.Sąsiada już tak radosnie nie witał!!! Troche mnie to niepokoi ale z drugiej strony molosy tak mają, prawie jak pies ogrodnika, sam nie zje i drugiemu nie da hehehe Całe szczęście że moge w domu przestawiać garnki bo dopiero by było gdyby ich też pilnował, to tyle, pozdrówka od psiej sfory, danka
Ach! Jak ja lubię czytać te Twoje psie opowieści... Uściski i drapańce dla całej sfory :-)
... i ja też , j............ja też !! :)))) .... i ode mnie też , ............ode mnie też :)))))))))))
Zapomniałam opisać Wam bardzo ważne wydarzenie!!! Właściwie może nie tyle ważne co dość straszne, ach ten Leo, wywinął nam taki numer że wszyscy sąsiedzi stali na bacznosc( hm.. co niektórym to dobrze zrobiło). Siedzieliśmy sobie na kawce w ogrodzie z gośćmi ( mam dwa ogrody, jeden jest mój a drugi Leo), ogród mój jest naprzeciw moich okien od kuchni i wejscia do budynku i nagle słyszymy taki piskliwy głos mojej sąsiadki " Danka twój pies idzie do Ciebie", struchlałam!!!! No i rzeczywiście mój kochany bandzior, lata sobie przed bramką i tak raz do sąsiadki (biedna była blada jak prześcieradło), raz do sąsiada i jego psa (oni oboje stali bez ruchu) a ja latam za nim i nie moge go złapać!! Goście bali sie wyjść bo nie wiadomo jak zareaguje, dopiero mąż wpadł na pomysł i pobiegł po kolczatkę. Ja wpuściłam tego bandziora do swojego ogrodu( poszło troche kwiatków) i trzymałam biednego za łeb bo inaczej sie nie dało. W tym wszystkim najciekawsze jest to że pies był bardzo szczęśliwy a drzwi otworzyła moja kochana sąsiadka , która wchodzi bez pukania!! Leo nie atakował tylko ich witał serdecznie ale jak widzą takiego olbrzyma to nawet to witanie jest straszne. Och , jeszcze zachowanie mojej suni było takie , że zaganiała Leo do mojego ogrodu heheeh taka z niej mamuśka. Leonek sie wybiegał i był szczęśliwy.
dopiero teraz przeczytalam historie Twoja i Leo - i...... poprostu piesior ma takie szczescie jak by Pana Boga za nogi zlapal :)
Danusiu- Leo sie po prostu straaaaasznie za Wami stęsknił.!!!! Bardzo przyjemnie sie czyta jego aktualne przygody....Uściski i oczywiście szmyranko dla piesków.
Piq, szmyranko było!!! Leo dziękuje i Pegi też, i od nas dla Twoich pupili też prosimy o szmyranko koniecznie za uchem, pozdrówka danka
Zrobione - za uszkiem, po brzuszku, pyszczek obowiązkowo no i ukochany kuperek (z brakiem ogonka u Dinalka) też. Dziękujemy i ściskamy Waszą gromadkę.
Miauko nie tylko on ma szczęście, my również!! Dobrze jest nam z nim a jemu z nami, pozdrówka danka
Moi kochani muszę Wam opowiedzieć historię , która zdarzyła się z kleszczami i burzą!!!! Leo dostał kapsułkę na kleszcze ale kleszcze sobie z tego nic nie robiły, właziły w ten ogromny łeb i wpijały sie, więc ja jak zawsze za przyrząd i dalej do usuwania (kleszcz podobno może być 24 godz i nic nie zrobi ale po 24 godz może zarazić)!! Za oknem gromadziły się chmury czarne - szła burza!! W domu też sie gromadziły i to chyba większe niz na zewnątrz!! Moja mała Pegi bardzo boi sie burzy!! Właściwie to wskakuje mi na ręce i tak musze ją trzęsącą nosić. Leo przygotowywałam do zabiegu ( nie życzę nikmu żeby jemu wyjmowałał kleszcza)! Tu burza się zbliża, zaczyna grzmieć a ja latam za moim Leo po domu próbując go złapać! Pegi lata za nami próbując wskoczyć mi na ręce, mąż przezornie zamknął sie w pokoju co by nie musiał mi pomóc (psy w czasie burzy bezpiecznie czują sie tylko przy mnie - tak mąż mówi hehehe). Wyjęcie kleszcza z głowy psa takich rozmiarów graniczy z cudem!!!! Cud niestety sie nie zdażył!! Leo był bardzo zdziwiony, że Pegi tak lata za mną !! Więc stwierdził , że on też może latać , no i role sie odwróciły!! Teraz dwa psy latały za mną!! W końcu piorun strzelił i cała trójka wylądowała na Leo posłaniu!! Psy leżały jak trusie , ja cała mokra, musiało to nieżle wyglądać, ja w srodku psy po moich bokach!! I tak czekaliśmy do zakończenia burzy!!! Oj!! Życzę sobie i moim psom żeby nie było burz wiecej!!! Kleszcz został usuniety następnego dnia po zaaplikowaniu środka uspakajającego !! pozdrawiam danka
Masz się, Danusiu, z tą "sforą", miło się czyta Twoje opowieści.
Pozdrowienia dla Ciebie i drapanki dla sfory
Jestes niesamowita !!!! Mam nadzieje, ze nie bedzie burzy jak ja przyjade w przyszlym roku :))) ja jesli bedzie to chyba razem z Pegi wskocze Ci na rece :)))Masz sie Ty z tymi Twoimi psiunkami zawsze wywolujesz usmiech tymi opowiadaniami, milo sie czyta te przygody:))) ale nie powiem czasami mam cicha nadzieje, ze uda Ci sie jeszcze bardziej uajrzmic Leo przez ten rok, bo nie powiem, ale momentami to mam stracha.....chyba, ze dam mu Charliego na pozarcie :)))