Jak nie kochać jesieni.
Tadeusz Wywrocki
Jak nie kochać jesieni, jej babiego lata,Liści niesionych wiatrem, w rytm deszczu tańczących.Ptaków, co przed podróżą na drzewach usiadły,Czekając na swych braci, za morze lecących.Jak nie kochać jesieni, jej barw purpurowych,Szarych, żółtych, czerwonych, srebrnych, szczerozłotych.Gdy białą mgłą otuli zachodzący księżyc,Kojąc w twym słabym sercu, codzienne zgryzoty.Jak nie kochać jesieni, smutnej, zatroskanej,Pełnej tęsknoty za tym, co już nie powróci.Chryzantemy pobieli, dla tych, których nie ma.Szronem łąki maluje, ukoi, zasmuci.Jak nie kochać jesieni, siostry listopada,Tego, co królowanie blaskiem świec rozpocznie.I w swoim majestacie uczy nas pokory.Bez słowa na cmentarze wzywa nas corocznie.
Taki wiersz znalazłam, spodobał mi się. Niech nam towarzyszy jako tło w tym miesiącu.
Zaczynamy najpiękniejszy miesiąc w roku, najbardziej złoty, purpurowy, brązowy, rudy. Kolory się mienią w nieśmiałych promieniach słońca.
A na chłodne wieczory zapraszam do kominka, pierwsze grzańce, gorąca herbata i pogaduchy w naszym gronie.
Bawmy się dobrze...
Witam Was pięknymi widokami z naszych Appallachow. Być może nie istniejących, zalanych błotem. Miejscowość, w której wtedy spaliśmy zniszczona. Na pewno niedostępnych na tą chwilę.
Witaj Ekkore
Cóż za wspaniałe wprowadzenie w pełną kolorów atmosferę pięknej jesieni.
Z przyjemnością dosiadam się do kasztanowego stolika dodając ,że październik to także mój ulubiony miesiąc. Za nieco 3 tygodnie kończę pół wieku ,więc tym bardziej jest dla mnie wyjątkowy. Witam serdecznie Gospodynię ,Smakosię i Wszystkich którzy może dołączą do nas. Jesień też ma swój urok zwłaszcza w październiku
Witam wtorkowo w tym nowym miesiącu
Ekkore stworzyłaś piękny i nastrojowy początek nowej i już prawdziwie jesiennej Kawiarenki. Poczułam, że utożsamiasz się prawdziwie z tą radością - cała Ty
Dziś od rana walczę że swędzącymi plecami po ukąszeniach, zimnem, które jakoś mocniej odczułam, niż w Dusseldorfie, ale... Od pół godziny wpuszczają nam ciepłą wodę do kaloryferów. Jak dla mnie to najmilszy akcent na początek miesiąca Teraz tylko małe światełko z lampki, blask świecy, herbata z imbirem i wtedy dużo łatwiej myśleć o deszczu za oknem.
Byłam zrobić zakupy. Póki co głowa oderwana od przyjemności więc i nie mam apetytu. Odnotowuję, co mam zrobić najpierw i włączam pranie za praniem. Opłaty, przelewy, telefony do najbliższych a na koniec obiad czyli kalafior z masłem i bułką tartą. Na nic innego nie mam chęci.
Jutro odwiedzę po pracy rodziców a na czwartek umówiłam na popołudnie hydraulika. Spłuczka w toalecie długo nie działała i pewnie wpadły jakieś zakamienione kawałki. Woda ciągle napełnia muszlę. Ot, taka niespodzianka po powrocie.
Jutro trzeba będzie stawić czoła nawałowi obowiązków w pracy. Zawsze najgorszy jest ten pierwszy dzień a tu jeszcze przełom miesiąca Zawsze się trochę stresuję, ale zawsze jakoś to mija.
Póki co jesienny obiad czyli kalafior i trzeba poszukać w szafie ciepłych rzeczy
Ekkore, dziękuję za ten wiersz - nie znałam a faktycznie bardzo ładny.
Dobrego popołudnia
U Ciebie hydraulik, u mnie mechanik samochodowy.. Nawaliła skrzynia biegów. Najpierw zaczęło brzydko pachnieć,a potem dym. Myślałam, że to sprzęgło a jednak dużo poważniejsza sprawa. Jutro odstawiamy na warsztat. Ile skrabnie po kieszeni, to nie wiem,ale tanio nie będzie na bank. W dodatku opony już się nadają na śmietnik. Po zmianie zimowych czeka kolejny wydatek.
Ja też nie znałam, sam się pokazał z wyszukiwarki, spodobał mi się.
My ciągle na klimie, w dzień 28-30 stopni, rano 20. J duża wilgotność.
Zapłaciłam rachunek za prąd, dobrze, że się przypomnieli, jakoś mi umknęło w tym miesiącu.
U nas jak woda zaczyna non stop napełniać zbiornik. I wypuszczać po troszeczkę to znaczy, że taka gumowa część zatykająca dziurę wypływowa się wyrobiła i nie jest szczelne, trzeba wymienić. Kilka dolarów, kilka minut na wymianę i 1 kilogalon wody oszczędności, gdy zaczyna być regularnie.
Nie wiedziałam skąd dźwięk, zawsze jak patrzyłam do środka to było ok.
Dopiero większe zużycie wody kazało mi szukać w necie przyczyny.
Teraz jak tylko zaczyna przepuszczać, od razu wymieniam.
Ja ciągle żyję kataklizmem w zachodniej części stanu.
Pojawiają się pierwsze relacje ludzi, którzy przeżyli to, w miarę jak jest przywracany prąd i zasięg telefonów komórkowych.
Koszmar. Huragan wszedł między góry, był jak w tunelu i szalał wiatrem i wodą. Na otwartej przestrzeni byłoby mniej szkód w jego zasięgu. Ludzie opisują strach spowodowany siłą wyjącego wiatru, łamanymi jak zapałki drzewami.
Autostrady nie ma w kilku miejscach, nie ma całego kawałka zbocza, odbudowanie zajmie długo, a zima za pasem. Nawet jak łagodna, to w górach zawsze ze śniegiem i dłużej.
Autostrady objazdowe teraz będą zakorkowane, bo poza normalnym swoim ruchem przejmą ruch z głównej w stanie.
A my jedziemy po 20.
Musimy pewnie zrezygnować ze zwiedzania po drodze. Albo coś bez rezerwacji, żeby łatwo było najwyżej nie pojechać, gdyby natężenie ruchu było większe.
Mamy ponad 14 godzin czystej jazdy, rozłożonej na dwa dni.
Zobaczymy, co ma być to będzie. I tyle.
W pracy mam teraz luźno, przychodzę i wychodzę, bardziej niania taxi niż realna praca.
Malutka jest super. Bardzo ciekawska. Nie ma dwóch tygodni a już za wszystkim wodzi wzrokiem. A jak do niej mówisz to robi fajne miny akceptacji i jej braku, jakbyś niewiarygodne bajki opowiadała.
Najstarsza się cieszy na indywidualne jeżdżenie. Skończyła 5 lat i bardzo wydoroślala przez weekend.
Najgorzej znosi chłopak. Nawet nie siostrę, bo z nią to by się pobawił, jak na dwulatka wielkoluda w krainie liliputow jest naprawdę delikatny (o ile to określenie można użyć do tego wieku). Ale boi się, że mama zniknie, że pójdzie do pracy. Przyzwyczai się, idzie lepiej. Najgorzej rano, gdy przychodzę, bo to ten strach. Ale potem mogę go spokojnie położyć spać. Jeszcze kilka dni i się przyzwyczai.
Witam środowo
Powoli dobiega końca pierwszy dzień w pracy. Nie było tak źle. Jakoś się płynnie wciągnęłam. Miło jest widzieć, że ktoś się cieszy na nasz widok
Rano trzeba było rozłożyć parasol. Teraz chmura na chmurze, ale mam nadzieję, że nie będzie padać, bo jadę do rodziców i w planach są zakupy.
Moje kreteńskie pogryzienie, mimo smarowania i jakiś tabletek ciągle doskwiera. Dochodzę do wniosku, że to musiały być jakieś pluskwy po oglądnięciu różnych zdjęć z internetu. Br!
Kupiłam wczoraj imbir i planowałam dziś wypić pyszną herbatę, ale odkryłam go w torebce dopiero teraz. Będzie na jutro rano. Zrobię duży dzbanek i zostawię na podgrzewaczu. Przyjdziecie?
Miłego popołudnia
Jak były pluskwy to wszystko do prania co miałaś i z czym był kontakt, dobrze byłoby wyprasować. U mnie pakuje się do suszarki.
Bo mogły przejść z jednej części ubrania na drugą.
A jak się rozmnożą w domu...
Oby nie trafiły się takie z chęcią do podróży i żeby wszystkie zostały na Krecie.
Herbatę zawsze i wszędzie i tylko gorącą. Z imbirem nie za bardzo lubię, ale pijemy ze względu, że działa przeciwzapalnie. A teraz to szczególnie ważne, gdy nadeszły chłody. Co ciekawe w potrawach to kłącze wręcz uwielbiam. Dodaję nawet plasterek lub dwa do rosołu. Zaostrza wtedy jego smak.
Witam czwartkowo
Jak obiecałam, tak zrobiłam - herbata z imbirem czeka Dla zdrowotności!
Kurna Olek ziiiimno mi. Niby ciepło się ubrałam, ale już mam dłonie zgrabiałe. U mnie to norma. Jak tylko idzie okres jesienny, to zaczynam marudzić Oooo, przypomniało mi się, że przecież można do herbaty dodać jeszcze goździki.
Dziś dzień deszczowy więc zrobiłam sobie w pracy nastrój czyli zapaliłam świecę i takie małe lampeczki, które mam w wazonie. Lubię, gdy przez przezroczyste szkło przenika ciepłe, żółtawe światło.
Dziś po pracy wracam prędko do domu, bo ma przyjść hydraulik. Oby tylko udało się szybko zrobić, co trzeba i wrócić do normalności kibelkowej
Co macie na obiad? Ja muszę skończyć kalafiora. Do tego będzie jajko sadzone.
Dobrego dnia
U mnie na obiad kapuśniak ze skwarkami. O tej porze roku nr 1 u nas. Potem może naleśniki, bo dawno nie było
Hej, hej już czwartek.
Nawet w ograniczonym wymiarze pracy, czas leci nieubłaganie do przodu.
U mnie na obiad pewnie kiełbaski z grilla, dawno nie jedliśmy. A na śniadanie była jajecznica na boczku.
Wczoraj zrobiłam pieczoną fete z pomidorkami, paprykami, kaparami i oliwkami. I nawet sporo ich zjadłam, choć nie lubię kalamat. Ale słoik domagał się utylizacji. I powiem Wam, że w tej kompozycji mi smakowało, bo normalnie to kalamaty wygrzebuję dla męża. Generalnie dla mnie każda ilość oliwek to za dużo, zawsze mi zostają, zjem tyle ile tworzy balans z resztą.
Nie zmarnuje się, razem z resztą oliwy wylądują w sałatce w niedzielę.
U mnie nadal ciepło.
Ale wczoraj musiałam w oponach wymienić powietrze na zimowe, hehehe. Złapało mnie poniżej poziomu, jako, że opony mają wysoki poziom, samo nie miało szansy się wyrównać. A denerwuje mnie pikanie co rano. Zawsze o tej porze roku niższe ciśnienie na zewnątrz obniża to w oponach. Ale myślałam, że styknie ns dłużej.
Ruszam do pracy, samo się nie pójdzie
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Nie wiem czemu, ale każdego dnia zasypiam już o 21-ej. Normalnie padam. Mam wrażenie, że to przez to "pioruńskie" swędzenie po ugryzieniach jestem tak zmęczona. Ale już widzę poprawę więc zaczynam się cieszyć
Wczoraj hydraulik wymienił zawór napełniający na nowy i po problemie. Spłuczka działa prawidłowo. Niby taki drobiazg a ile było utrudnień.
Dziś nie pada. Super! Jak jest sucho, to zupełnie inaczej wygląda "świat" Po pracy idę do fryzjera. Czas podciąć włosy, które na Krecie rosły (takie mam wrażenie) dwa razy szybciej. Paznokcie też.
Wczoraj udało mi się zrobić zakupy na weekend. Znowu nie wiedziałam, co chcę. Stałam patrząc na regały jakoś tak bez chęci. Ostatecznie w koszyku znalazły się pomidory, fasolka szparagowa i nabiał. Ot całe, wielkie zaopatrzenie Czekam na jakieś natchnienie. U mnie po lecie to norma. W głowie mam tylko surówki i sery typu feta albo twaróg. Teraz chyba jest najlepsza papryka więc kupuję raz za razem i zajadam taką na surowo. Nie przepadam za gotowaną.
Zrobiłam herbatę z cytryną, imbirem i goździkiem. Częstujcie się.
Dobrego dnia
Smakosiu to masz jak ja. W sen zapadam po 21 z groszami Mężowski mawia ,że chodzę spać z kurami,ale tak już mam. Chyba,że sprawy zdrowotne nie pozwalają. Za to regularnie się wybudzam o 1 w nocy i nie śpię jakiś czas,ile nie wiem,w każdym bądź razie potem pobudka po 5 i tak już zostaje do 21:00
Witam sobotnio
Jej, jak mi dobrze Spokój, cisza, ciepło i nie muszę nigdzie wychodzić. Póki co audycja muzyczna Marka Niedźwieckiego, herbata z cytryną, miodem, imbirem i goździkiem. Śniadanie było o 9-ej więc teraz relaks. Popołudniu wpadnie przyjaciółka na pogaduchy.
Z rana oglądałam filmiki pewnego podróżnika. Ten jeździ po całym świecie. Najbardziej odradzał wyjazd do Mauretanii. Co prawda nie planowałam, ale oglądając Jego relacje z podróży zrozumiałam, że niepotrzebnie omijam ciągle Tunezję. Kojarzyła mi się tylko z dużą ilością turystów a tymczasem pokazał taką stronę tego państwa, która pozwoli mi snuć marzenia na następny rok Mam nadzieję, że świat nie zwariuje i będzie szansa na normalne życie. To, co się ciągle dzieje i to, jak politycy rządzą i myślą o przyszłości lub raczej słabo myślą nie jest do końca optymistyczne. No ale...nie ma co gadać... Póki co sobotnie przedpołudnie i cieszmy się wolnym dniem
Na śniadanie miałam twarożek z czerwoną papryką. Uwielbiam to połączenie. Zjadłam też jajko na wpół miękkie. Kupiłam je od osoby, która ma kury, ale tylko na własne potrzeby. Ech, nie do wiary! To jajko faktycznie było inne od "0" , które kupuję , jako BIO. Pyszne! Tym sposobem czuję, że jednak "szpachlują" nas klientów przy zakupie jajek ekologicznych.
Ktoś się skusi na herbatę? Czestujcie się póki gorąca.
Dobrego dnia
Ja się chętnie skuszę nawet na dwie herbaty. Wyjątkowo chce mi się dzisiaj pić
Być może dlatego, że od rana sprzątam i końca nie widać. Mam sporo rzeczy do poukładania ,sporo do worka. Co roku mniej więcej o tej porze robię dokładny przegląd szafy i co roku jestem zdumiona skąd mam tyle ciuchów i po co mi one jak w nich nie chodzę oczywiście nie tylko moje,ale to ja zawsze muszę się tym zajmować
W międzyczasie robię obiad. Dziś pieczonki z kwaśnym mlekiem. Dostałam 2 litry od ciotki bratowej która ma jeszcze krowę. Nie przepadam za słodkim ,dlatego zlałam na zsiadłe. Pachnie pysznie. Planuję też na wieczór zrobić na nim racuchy. Smak dzieciństwa. A Wy lubicie takie mleko?
Ja nie znam takiego mleka prosto od krowy z dzieciństwa. Babcia kupowała w sklepie, kiedy do Niej jeździłam. Raz próbowałam, gdy byłam z Połówkiem na wsi w Jego rodzinnych stronach, ale jakoś tak...bez zachwytu było. Wolę ukiszone Bezpieczniej, bez rewolucji
Moje wakacyjne dzieciństwo to było mleko dojone do kubka, ciepłe, jeszcze z pianką.
I do tego pajda chleba z gs-u ze smażonym agrestem.
Wstawałam wcześnie rano, żeby być na udoju.
Po latach, gdy inne sprawy już zajmowały wakacje, gdy byłam na wsi u rodziny (już po śmierci babci) mleko mocno pachniało mi krową, do tego piekielnie tłuste.
Może fakt, że córka na całą ciążę wyeliminowała mi mleko z diety, nigdy nie wróciłam do regularnego picia, a wcześniej mleko było napojem, popijałam kiszona kapustę mlekiem, przyczynił się do tego.
Teraz nie dam rady wiejskiego mleka, nawet schłodzonego.
Ja od dziecka nie lubiłam mleka,jedynie pod postacią zsiadłego albo budyniu ,no i jeszcze kakao. Mama zawsze gotowała,nie tak jak dziś,że wsypujesz do kubka,zalewasz mlekiem i gotowe. Z kolei mój brat uwielbiał i uwielbia takie prosto od krowy. Za to nie ma problemów z kośćmi,a mnie strzela jak tylko uklęknę. Nie wiem,czy to faktycznie z braku nabiału czy po prostu taka moja ''uroda'' jak mawia doktor
Strzelanie to chyba nie z kości a ze stawów, brak smarowidła na łączeniach.
Tak czy siak warto sobie zrobić badanie gęstości kości.
W moim przypadku to takie gadanie, bo już od 5 lat mi przysługuje jako profilaktyka. Ale lekarz do tej pory nie wspominał, pewnie ubezpieczyciel trzyma rękę na pulsie, jak się nie upomina to nie przypominać.
A ja przypomnę sobie jakiś czas po wizycie.
Kolejne profilaktyczne w ciągu roku kasuję, bo ubezpieczyciel pokrywa jedną wizytę, szkoda mi ponad dwóch stówek na dialog: dzień dobry, dzień dobry. Coś dolega. Nic. To do zobaczenia za 4 miesiące.
Nie mam czasu i wolnych środków na takie pierdoly, gdy nowi pacjenci czekają ponad pół roku na pierwszą wizytę.
Będzie coś dolegało, zapiszę się do lekarza.
Oj chyba dzień mi uciekł.
Rano szłam wcześniej do pracy, potem dłużej w. Mała chyba podnosi bunt w spaniu, trudno się dziwić 5 lat ma, który 5latek jeszcze śpi. Ale mama się upiera, bo wieczorem pada na pysk i jest bardzo niedobra, a oni chcą mniej rozkapryszone dziecko, w końcu mają ją kilka godzin tylko. No i ciągle zasypia jeszcze. Tyle, że wczoraj siedziałam z nią ponad godzinę. Jak normalnie była zmęczona i mówi, że nie chce, tak wczoraj widać było, że na siłę.
Fala powodziowa dociera do nas. Mamy szczęście, że nie padało porządnie, tylko krótkie przelotówki.
Fala jest duża, nie wiem czy pamiętam wodę tak wysoko przy naszych huraganach od strony oceanu. Tyle, że teraz rzeka idzie powoli, leniwie, szeroko, nie buzuje jak zazwyczaj.
Nie wiem czy to już koniec przyrostu, czy było więcej wody, w każdym razie większa część parku odgrodzona, żeby nie chodzić tam, ale jest sucho. Alarm jest dalej.
Kilka zdjęć. Pomost dla wędkarzy wygląda jakby odpłynął.
Witajcie kochani :)
Udało się przyjechać do Polski i mogę się w końcu zalogować, wiec korzystam z tego na maxa :)
Milo Was spotkać kochane zarloczki, tak pięknie piszecie, ze często człowiek ma ochotę odpisać, ale nie ma jak... Zdjęcia są pięknym uzupełnieniem i pobudzają wyobraźnię
Trochę się zrobiło chłodno i słońca brak, ale zapowiadają, ze od poniedziałku maja być ostatnie podrygi lata, a wiec ciepło i słonecznie
Dzisiaj spacerując w kierunku lasu, zobaczyłam pole przepięknych słoneczników, aż dech zapiera na sam ten radosny widok
Ciekawa jestem jakie u Was są jesienne widoki, co u Was słychać i czy jesteście zdrowi?
Pozdrawiam i przesyłam moc buziaków - nadia
Nadia, jak miło Cię poczytać. Oby stan zalogowania został na dłużej, żeby Cię nie wywaliło po powrocie.
Odpoczywaj, ciesz się chwilami w Polsce.
Dziękuję Ekkore i serdecznie pozdrawiam
Nadia czy ja dobrze widzę?? To Ty? O jak miło Cię tu widzieć i jak się cieszę ,że będąc w Polsce odrazu do nas się odezwałaś. Oj jak brakuje tu Twoich wpisów ,pięknych zdjęć z potrawami ,kawą i herbatą oraz robótek ręcznych.
Jak fajnie ,że jesteś,mocne uściski i bądź z nami jak najdłużej
Nadia przyszła! Nadia, nasza Nadusia! Jupi!
Jak fajnie, że spróbowałaś się zalogować i, że o nas pomyślałaś Tak miło znowu Cię "usłyszeć". Oby tak zostało gdy już wrócisz do siebie.
A póki co ciesz się polskimi widokami, odpoczywaj i jak znajdziesz chwilę zaglądaj do Kawiarenki.
Napisz jak się miewasz, czy jesteś zdrowa itp.
Ściskam Cię mocno, mocno, mocno
Dziewczyny ja zawsze jestem z Wami, tylko trochę tak jak duch, bo ja Was widzę a Wy mnie nie
Witam niedzielowo
Ale cisza w domu. Sąsiedzi chyba jeszcze śpią, bo nawet nie słyszę szmerów. Samochody też jakoś rzadziej przejeżdżają - uwielbiam takie chwile.
Przyjaciółka posiedziała wczoraj do późna, bo tematów było bez liku Potem szybko ogarnęłam naczynia i do spania.
Wyszłam rano na ogródek przy balkonowy pozbierać pigwę, która już pospadała i byłam zaskoczona, bo całkiem przyjemnie na zewnątrz. Nie ma tego przenikliwego zimna.
Oby taka pogoda była w tym nowym tygodniu. Już nie liczę na wielkie ciepło, ale chociaż to, co poczułam teraz.
Dziś na obiad fasolka szparagowa z masłem i bułką. Mogę się założyć, że u Was będą smakołyki
Zostawiam herbatę z pigwą, czestujcie się.
Dobrego dnia
Jeden z moich ulubionych letnich obiadów, fasolka szparagawa z bułką tartą. Drugi to kalafior. I tylko to, nic więcej.
U mnie jest tylko zielona fasolka, ale ona smakuje inaczej, nie lubię jej z bułką tartą (w innych postaciach już tak)
U mnie dziś na obiad sałatka z fetą, oliwkami, tuńczykiem z puszki. I makaronem. Nazywamy ją sałatka z Monfalcone, bo robili ją nasi znajomi stamtąd
Jak nie lubię fety, tuńczyka z puszki i oliwek, tak w tym połączeniu to jedna z moich ulubionych sałatek.
Jak pierwszy raz miałam ją jeść, nałożyłam na talerz grzecznościową łyżkę, licząc, że przesiedzę nad tym cały wieczór (pracowaliśmy wtedy wakacyjnie w muzeum w Austrii, przyjeżdżali ludzie z różnych krajów pomagać). I nie mogłam przestać jeść.
Dzisiaj będzie na makaronie z soczewicy.
Skoro jest taka okazja ,że Nadia choć na trochę jest z nami do herbaty którą stawia Smakosia daję Metrowca. Pamiętacie jeszcze to ciasto? Ostatnio wzięło mnie na wspomnienia z dzieciństwa i postanowiłam upiec to ciasto,a dodam,że ostatni raz robiłam go bagatelka ponad 30 lat temu! Nie wiedziałam nawet czy mi wyjdzie,ale ku mojemu zdziwieniu wyszedł Zapraszam Dziewczyny
Jaki pyszny metrowiec.
Realnego jadłam raz w życiu.
Nigdy sama nie zrobiłam, jakoś wydawało mi się to piekielnie skomplikowane.
Wspaniały! Nigdy nie robiłam tego ciasta, ale dużo o nim słyszałam
Warto spróbować,jest naprawdę wyborny,można by rzec ,że klasyk choć pewnie nie tak jak WuZetka. Jak się cieszę ,że jesteś Mam nadzieję,że na dłużej
Chwile są ulotne jak motyle, ale są, wiec cieszmy się każdą chwila
Hej, hej niedzielnie.
Wczoraj mieliśmy polskie party z mężami, tylko mój Polak.
Oczywiście były dwa obozy, męski i żeński.
My w domu, oni na zewnątrz.
Jedzenie pyszne i jak zawsze w nadmiarze.
Mąż jednej z koleżanek się dziwił o czym my możemy tyle gadać, skoro dopiero co widziałyśmy się trzy razy w tygodniu.
Następne spotkanie w listopadzie.
Teraz głowę zaprząta kolejny huragan na Zatoce. Wejdzie na ląd ciut niżej niż Helene, ale to nie ma znaczenia, bo ta szła przy brzegu, więc zniszczenia były, przejdzie całą Florydę wszerz (nie ma wiele) i jako huragan na ocean. Zobaczymy czy skończy na oceanie, czy wróci na ląd, bardzo blisko mnie. Nadzieja w gwałtownym ochłodzenie, nie będzie takiej siły zniszczenia.
Ech, macie ciągle o czym myśleć. Szczerze współczuję.
Witam poniedziałkowo
Weekend zleciał w mgnieniu oka. Bardzo był mi potrzebny. Co prawda w sobotę byłam przyjaciółka do późna więc nawet nie wiem kiedy ten dzionek zleciał, ale niedziela została tylko dla mnie. Hm...teraz mi się przypomniało, że miałam ze trzy godziny rozmów przez telefon więc chyba nie do końca dla mnie Jestem na etapie, kiedy czuję, że potrzebuję snu i wyciszenia. Nie wiem o co chodzi. Może to jakieś jesienne przesilenie...? Przestawiam się po urlopie na niskie temperatury...? A może to po tym pogryzieniu organizm wymusza jakieś "spowolnienie"...? Póki co smaruje maścią i widzę znaczną poprawę. Swędzenie jest, ale to już "inny kaliber" dolegliwości.
Dziś rano było 7 stopni, ale zrobiłam sobie spacer, bo nie czuło się wilgoci. Teraz zaświeciło słońce. U mnie jutro jakieś opady, ale podobno ma być nawet 21 stopni w najcieplejszym momencie dnia
Dziś w planach obiadowych sałatka grecka. Mam jeszcze jednego ogórka przywiezionego z Krety. Nie pamiętam, czy wspominałam o tym nietypowym gatunku, który smakuje jak młody, zielony groszek. Aaaaa, chyba pisałam. No to czas go wykorzystać, bo mi zwiędnie i wtedy będę "płakać".
A co u Was na obiad, że tak zapytam tradycyjnie? A! Wczoraj oglądałam jakiś filmik podróżniczy na YouTube i facet pił koktajl z mleka, awokado i (chyba) miodu. Ktoś z Was próbował? Przyszło mi na myśl, że może bym zrobiła coś takiego, ale z kefirem albo jogurtem, bo nie lubię mleka migdałowego czy owsianego - te roślinne mi nie smakują.
OK, czas wracać do papierów na biurku.
Standardowo zostawiam gorąca herbatę.
Dobrego dnia
Nie próbowałam,ale brzmi ciekawie ten koktajl. Na obiad dziś ziemniaki z sosem z grzybów mieszanych i ogórki konserwowe. Jutro planuję krupnik,a w najbliższym czasie bigos.
Budzik zadzwonił...
Na telefonie wiadomość, wysłana po północy, mam wolny poranek, bo Mała chora, nie idzie do szkoły. Musiała naprawdę kaszlec, bo oni prędzej wysla do szkoły niż zostawią w domu. Okaże się czy idę na 3 po południu.
Skoro i tak się obudziłam to wstałam, poranna kawa z telefonem.
A potem śniadanie- dzisiaj ciasto warstwowe- a la biszkopt, galaretka z żurawiny, galaretka z jabłek, krem z sera philadelphia i masła, posypane płatkami migdałowymi. Zobaczymy co wyszło.
I jak tu nie wierzyć w leczniczą moc piwa.
Mąż ma tendencję do tworzenia kamienia w nerkach. Taka jego uroda. Zawsze powtarzał, że piwo to powinien mieć na receptę.
Bardzo lubi, ale nigdy nie ciągnęło go do samodzielnego picia (ja teraz mam "odwyk" dla wątroby, do Thanksgiving okres bezalkoholowy, co roku sobie robię). W tym roku we wrześniu zrobił sobie kilkudniową sesję. Po pracy piwo na tarasie.
Kamień się ruszył.
Przerwa na wyjazd do Kanady, żeby nie trafiła mu się kolka na wyjeździe.
Po powrocie znowu kilka dni pod rząd. I wiecie, wczoraj były narodziny. Jakiś miesiąc od pierwszego bólu.
W dni, kiedy nie pił piwa kamień siedział cicho, w piwne przemieszczał się.
Dobrze, że obeszło się bez kolki tym razem.
Pysznie wygląda, chętnie się skuszę na kawałeczek. Lubię kwaskowe ciasta
Niestety jak ktoś ma tendencję do kamieni to raczej będzie miał. Moja Mama miała kilka operacji usuwania kamieni z nerek. Co trochę jej się tworzyły. W dodatku chore nadnercza,przez co miała nadciśnienie. A zmarła (+35) na zator mózgu... A co do piwa ,to faktycznie jest dobre. Pomaga rozpuszczać kamyki. Mój Tato się o tym przekonał,bo też na starsze lata go dopadły.
Mój mąż ma odkąd go znam.
Dobrze jak skończy się na bólu związanym z ruchem kamienia. Gorzej jak dojdzie do kolki.
Mimo wszystko współczuję facetom, pod tym względem mają gorzej.
I cieszę się, że u niego nie robi się wielki blok, tylko małe kamyczki albo piasek są gotowe do wyjścia na świat.
Tak naprawdę to kamień tworzy się wtedy, gdy nie ma dobrego przepływu żółci i są zastoje, a na to najlepsze jest tłuste jedzenie, czyli rożne goloneczki, mięsiwa (ale nie słodycze). Wtedy ten tłuszcz zmusza żółć do pracy i jak jest ciągły ruch, to kamienie się nie tworzą. To tak w wielkim skrócie. Pozdrawiam :)
Witajcie :)
Dzisiaj byłam w Inowrocławiu. Piękne miasto i piękne Solanki, gdzie znajdują się tężnie solankowe. Jeśli kiedyś ktoś chciałby skorzystać z sanatorium, to to jest idealne miejsce, szczególnie jeśli ma kłopoty z drogami oddechowymi, ale nie tylko - Polecam z całego
Polska to jednak jest piękny kraj, drugiego takiego nie znajdziesz. Człowiek docenia to, dopiero jak jest na emigracji, bo przedtem miał to w zasięgu ręki i myślał, ze to dane mu było na zawsze, a jednak się mylił...
Piękne zdrowe i smaczne jabłka, winogrona ciemne, jasne, mieszane, pójdziesz do lasu i masz piękne, dorodne i przepyszne grzyby za darmo.
Teraz jest jesień, owoce aż się proszą, żeby je zerwać, spróbować, zaprawić
Gdybym mieszkała tutaj, to zapewne zaprawiałabym ile się da, zbierałabym orzechy i kasztany, piekłabym szarlotki, jabłeczniki, czy placek ze śliwkami właśnie z tych jesiennych owoców
Goplana cos wspominała o piwie na kamienie, a ja mogę dodać, ze wystarczy zjeść 1 jabłko dziennie i cały układ trawienny zaczyna się regulować. oto siła polskich owoców, warzyw i ziół.
Pozdrawiam ciepło - jesiennie nadia :)
Wklejam link z Czterdziestolatka o kobiecie pracującej i placek ze śliwkami
https://www.youtube.com/watch?v=_20sIRfrQsw
Brawo Nadiu! Piękna refleksja o Polsce.
Będzie źle z huraganem (Milton). Już jest major, z prędkością obrotu/wiatru 160 mil na godzinę, to jest 256 km. A to miało być dopiero w pobliżu lądu.
Porusza się do przodu jedynie 9 mil na godzinę.
Z prognozy wychodzi, że przejdzie na otwarty ocean też jako ten najsilniejszy (major). Przy tej sile, to zniszczenia będą straszne
Dla mnie samej pocieszające, że pójdzie w ocean, a nie przy brzegu, teoretycznie będziemy bezpieczni.
Wszystko to prognozy, zobaczymy co będzie w praniu.
Już jest 175 mil, to jest 280 km na godzinę.
Witam wtorkowo
Kolejny poranek bez deszczu więc póki co mogę sobie robić poranny spacer.
Przyszło mi na myśl, że czas najwyższy zrobić coś, wysilić si w temacie kulinarnym i postanowiłam, że w weekend upiekę pasztet z selera. Chyba dodam cukinię. A Wy coś teraz pieczecie? Może robicie jakieś pasty z warzyw?
Wczoraj pałaszowałam na obiad zaplanowaną sałatkę grecką. Skroiłam połowę ogórka, który Wam tak wychwalałam. Szkoda, że w Polsce nie sprzedają takiego gatunku. Wkleję fotkę
Dziś po pracy jadę do rodziców więc powrót do domu wieczorem. W planach zakupy i wspólny obiad - smażony morszczuk argentyński (z Lidla) i tarte buraki z cebulą.
Dobrego dnia
Milton ciutke osłabł.
Ale dalej jest kat 5 huraganem.
Zmierza do pobicia rekordu najniższego ciśnienia, najmniejszego oka huraganu i ma szansę na osiągnięcie teoretycznego matematycznego maksimum (to według wzoru, biorącego pod uwagę warunki zewnętrzne, czysto teoretycznego obliczenia, nie sprawdzone jeszcze w praktyce). Miejmy nadzieję, że nie będzie dążył do tych rekordów. I tak jest silny, przyniesie ogromne zniszczenia.
Wczoraj czytałam, że film geostorm, będący fikcja zaczyna wyglądać bardzo prawdopodobnie.
Nie dojdzie do nas bezpośrednio. Ale od wczoraj jestem bardzo niespokojna wewnętrznie. Mam za dużo czasu na czytanie, trzeba koniecznie wracać do pracy, gdy nie masz czasu na nic.
Mogłabym się zacząć pakować na wyjazd. Ale ciągle pogoda się nie wyklarowała, tam jest cieplej niż u nas na tą chwilę. Tyle, że to będzie koniec października, ochłodzenie z lata do zimy może przyjść z dnia na dzień.
Dużo ciuchów trzeba zabrać...
Witam środowo
Dziś bardzo deszczowy poranek. Ciapie z nieba ostro, ale nie ma wiatru więc to żaden problem.
W moim biurze zrobiło się nastrojowo. Mam pokój jednoosobowy więc tak, jak sobie go zagospodaruję, tak będę miała. W wazonie palą się małe światełka z ciepłymi, żółtymi lampkami. Pali się świeca otoczona kasztanami, które wczoraj zebrałam. Mam też taki fajny, szklany czajnik z podgrzewaczem. Herbata w nim wygląda trochę jak lampka. Kolejne światła są na biurku i na komodzie. Jest tak nastrojowo, że deszczowa jesień już mi nie straszna Często jak ktoś wchodzi do mojego biura, to słyszę, że tutaj jest jak w pokoju, w domu, że nie czuje się, że jest się w instytucji. Ja jestem z tego bardzo zadowolona mam nadzieję, że wtedy każdy czuje się dobrze
Dziś w planach obiadowych druga porcja sałatki greckiej. Druga, bo została połowa tego pysznego ogórka więc zrobię sobie pyszną "michę" Już się cieszę.
Dobrego dnia
Kochani, przyszło mi się z Wami pożegnać na jakiś czas, bo jutro wyjeżdżam z Polski.
Chciałam serdecznie podziękować wszystkim za mile powitanie, bo aż buźka sama się uśmiechała, a naprawdę nie spodziewałam się tego
Jak wiecie moja mama odeszła w styczniu tego roku i teraz przyjeżdżam do taty, żeby go podnieść trochę na duchu, wlać w jego serce radość i nadzieje, oraz zachęcić do wysiłku i do stawiania sobie drobnych wyzwań, bo to idzie w parze ze zdrowiem.
Został mi jeden rodzic, wiec najważniejsze to spotykać się i wspólnie rozmawiać, pośmiać się i popłakać, ale najlepsze rozmowy są przy wspólnej pracy np. przy robieniu grzybów (czyszczenie, suszenie, krojenie, nawlekanie na nitkę etc.) Wtedy i czas szybciej leci i atmosfera jest zupełnie inna
Trzymam kciuki za Ekkore, żeby tam żadne arkany jej nie sięgały i żeby wnuki zdrowo się chowały. Pozdrawiam kochana Smakosię i Goplanę, a także Smosię i Almankę, oraz wszystkich którzy tu zachodzą, ale czytają te posty w ukryciu, bo albo nie mogą wejść, albo się wstydzą , jeśli to drugie, to zachęcam do wejścia do kawiarenki, bo tutaj wszyscy są dla siebie mili i można naprawdę się zrelaksować.
Jeszcze raz pozdrawiam i życzę przyjemnego, ciepłego i kolorowego czasu październikowego
Do zobaczenia następnym razem i CARPE DIEM
Nadiu, iskierko nasza. Wracaj szczęśliwie do domu i obyś mogła odblokować wejście do Kawiarenki czyli na serwis WŻ.
Jak dobrze, że choć chwilę byłaś z nami. Masz w sobie tyle pozytywnej energii...
Uściski, jak nie wiem co!
Szkoda, że nie możesz z nami zostać na stałe. Ale było miło Cię poczytać.
Oby Twój tata pozbierał się do samodzielnego życia.
Mój teść niestety nie. Uciekł w demencję, wyparł żonę z bliskiej pamięci, wie że ją miał, ale dawno, dawno temu. I że zniknęła. Wiek robi swoje, w grudniu 93 lata.
To nie moje wnuki. Choć może i trochę tak - służbowe. Wychowuję cudze dzieci.
Huragan nam nie grozi, ale nz Florydzie będzie źle. Oby wszyscy zdążyli się ewakuować, autostrada zakorkowana.
Dzisiaj w nocy wejdzie na ląd.
Oby nie był większym huraganem niż jest w tej chwili. Rekord pobił, wystarczy.
Jak ten czas leci, już prawie 1/3 miesiąca za nami.
My wyjeżdżamy 26 rano, 27 wieczorem jest rozpoczęcie konferencji pierwszą częścią artystyczną- czyli wieczór społecznościowy, z jedzeniem i piciem.
Potem do czwartku, mąż na posiedzeniach, ja na wycieczkach. W środę będziemy mieli wieczór w ogrodzie botanicznym, z pokazem jakiegoś sławnego magika.
Jedzenie, magik pal licho, ale nocny spacer po ogrodzie. No i fakt jedzenia tam (a nie co na talerzu), pomiędzy roślinami.
I w piątek w drogę do domu. W sobotę dojedziemy
A w niedzielę mąż leci do Norwegii.
Mój syn zdał egzamin na operatora maszyn wielozadaniowych. Wreszcie odnalazł swoje miejsce, oby na stałe. Ciężka praca, uczciwie wynagradzana wybija złe myśli (bo padasz na pysk po pracy).
Teraz musi zrobić prawo jazdy kategorii C i D, żeby móc przewozić sprzęt z miejsca na miejsce.
A potem chce jeszcze zostać operatorem dużych maszyn.
Jestem dumna z niego.
Że zaczął ogarniać własne życie.
W Stanach prime day. Największa kaszana w dotychczasowej historii. Kompletnie nie ma czego kupić, nawet na zasadzie niepotrzebne, ale fajne.
Większość z napisem big deal, tyle, że to co mam zachowane w koszyku u siebie, żeby może kiedyś kupić, choć nie ma musu, ma wyższą cenę niż miało regularnie.
To wspaniała wiadomość! Wiem, że martwiłaś się o syna i to nie bez powodu. Może sytuacja Go zmusiła i zobaczył, że bez kasy i pracy daleko nie ujdzie...? Tak czy siak, trzymam za Niego kciuki. Co by nie robił zawodowo, to każdy krok jest lepszy od tego, co było. Mogę się tylko domyślać ile to znaczy dla Ciebie i Twojego męża.
Ja myślę, że sięgnął dna, na jego szczęście na tyle solidnego, że go nie wciągnęło na amen, tylko miał od czego się odbić.
I oby tak zostało, niech sobie poukłada swoje życie, reszta sama się ułoży.
Witam czwartkowo
Dzień zaczął się bardzo wcześnie, bo musiałam być w pracy o szóstej. Ale tez będę wychodzić z biura godzinę wcześniej więc jest OK.
Standardowo niebo szare, przelotnie pada i zapowiadają jakieś duże wiatry.
Ekkore, jak sytuacja u Was. Mam nadzieję, że wielka woda Was ominęła...?
Na śniadanie bułka z awokado i do tego papryka. Ostatnio mam smaka na nią i mam wrażenie, że jest bardzo apetyczna - soczysta i słodka i nie ma tego, dziwnego zapachu (który nie raz się wyczuwa).
Zmykam do papierów na biurku.
Dobrego dnia
Hej, hej. I mnie w końcu udało się dotrzeć. Huragan już od rana na Atlantyku, idzie w przeciwnym kierunku niż normalnie.
U mnie ochłodzenie znaczne, wieje lodowaty wiatr. Może to oznaczać zakończenie sezonu huraganowego.
Oby.
Wystarczy zniszczeń na ten rok.
W pracy dzisiaj miałam dłuższy czas z Malutką. Mama poszła z Małym na gimnastykę, potem pojechała odebrać Phoebe od psiego fryzjera, a jeszcze potem po Małą do szkoły. Przyjeżdżała w międzyczasie nakarmić Malutką, bo nie ma tyle pokarmu, żeby ściągać. Wczoraj udało jej się może z 15 ml.
Z Grayem to miała tony mleka.
Jutro mam cały komplet dziecięcy na trochę. Zobaczymy jak to jest. Bo już zapomniałam.
Ekkore, czy u Ciebie dobrze? Jak sobie poradziliście z huraganem?
Do nas nie miał dotrzeć.
Co najwyżej ciut deszczu z oceanu.
Tyle, że nigdy nie wiadomo do końca jak pójdzie, lepiej być przygotowanym.
Helene nie była spodziewana w górach, miała bardziej środkiem stanu iść.
A ona nabrała rozpędu i wlazła w dolinę pomiędzy górami.
Najtrudniej było na Florydzie. Bo nie zdążyli ogarnąć domów z Helene, a już Milton przyszedł, dobrze że słabszy niż można było przypuszczać.
Ale jest teoria, że tylko kobiece huragany sieją wielkie spustoszenia. Faceci straszą, puszą ogony, a potem słabną.
Jak do tej pory się generalnie sprawdza. Bo są wyjątki.
Huragan jest huragan, bez względu na imię, mniejsza lub większa prędkość działa destrukcyjnie. Sieje spustoszenie, niszczy dorobki życia, zabiera najbliższych.
Witam w deszczowy piątek
Deszczowy ,ale ciepły, takie bynajmniej odnoszę wrażenie jak wyszłam na dwór wynieść śmieci. O dziwo udało mi się wejść na stronę ,bo od 3 dni miałam z tym kłopoty.
Nadia wielka szkoda ,że musiałaś już wracać,myślałam,że będziesz dłużej. Oby Ci tam w końcu ''pozwolili'' zalogować na Wielkie Żarcie ,choć jak widać nawet tutaj nie jest to takie oczywiste. Planowałam dziś jechać na cmentarz by pomyć pomniki a tu leje. No nic takie uroki jesieni. A tymczasem czas wypić herbatę bo z gorącej robi się letnia a ja nie za bardzo takiej lubię Na śniadanie pasta rybna z plasterkami białej rzepy,którą apropos uwielbiam. Czarną też chętnie zwłaszcza w surówkach. Dobra też na włosy,konkretnie sok
Pozdrawiam i życzę miłego dnia
Piątek, piąteczek, piątelunik
Witam w zimny poranek. Ja już przed szósta byłam przy biurku więc dla mnie bardzo wczesny. Teraz przerwa na herbatę w Kawiarence
Och, jak jutro się wyśpię Co prawda będę miała w południe albo i przed południem gości, który zostanie na obiad, ale grunt, że nie trzeba będzie się zrywać przed świtem.
Chyba się wreszcie "odetkałam", bo ruszyłam z konkretnymi zakupami. Ostatnio jak szłam do sklepu, to praktycznie na nic nie miałam ochoty a wczoraj kupiłam rybę, warzywa, nabiał, potem parę produktów w ekologicznym sklepiku i przytargałam dwie torby. Dziś już nie muszę biegać między regałami. Wczoraj też wysprzątałam mieszkanie. Na dzisiaj zostało pranie. No i tak zleciał cały dzień.
Za oknem tylko 6 stopni, ale ustał wczorajszy, szalejący wiatr.
Pobudka! Herbata czeka
Ja też się cieszę, że piątek.
I dwa dni wolnego.
Co prawda jak zawsze będą bardziej zabiegane niż pracowe (bo pracę trzeba szanować, hehehe. A w domu to konieczność do zrobienia), ale to już dla siebie a nie dla kogoś.
Dzisiaj mam trójkę przez chwilę. Muszę odebrać Małą i potem położyć spać Małego.
Mała dzisiaj idzie do koleżanki, więc będzie bez spania.
Pora podgrzać mleko, nakarmić i w drogę.
Dziś jest zimniej niż wczoraj, ale nie ma wiatru. Teraz jest 15 stopni, sprawdziłam specjalnie, a w bluzie gorąco.
A to dopiero po 10. Ale to dobrze.
Rano grzałam kominkiem, pierwszy raz w sezonie, jak się przyjemnie zrobiło.
Witam sobotnio
Poranek pogodny, nawet słońce się pojawiło. Dziś obudziłam się z uciskiem w zatokach , ale znam to. Pojawia się czasami rano, sporadycznie nawet, ale zwykle w ten sam sposób. Wzięłam Ibuprom zatoki i za 20 minut mogłam wstawać. Mam nadzieję, że nic mi się nie rozkręci.
Ostatnio przez dwa poranki wstawałam przed 4 żeby być wcześniej w pracy, to dziś chciałam się "wybaczyć", ale ja jednak nie potrafię.
Zrobiłam kawę ze spienionym mlekiem. Ktoś reflektuje? Pyyyyszna.
Do południa będę miała gościa i zostanie na obiedzie więc pewnie sobota zleci bardzo szybko.
Jak się uda, to jeszcze pod wieczór podskoczę do Lidla, bo mają serię przetworów (na ten tydzien chyba jakiś rzut badający rynek) a wśród nich powidła śliwkowe z doskonałym składem czyli bez zbędnych dodatków. Przydadzą się do piernika świątecznego.
Pisałam do Was, coś mnie oderwało. Przychodzę teraz i nagle zaskoczenie, że nie dokończyłam i nie wysłałam
No to prędko!
Życzę super słonecznej i radosnej soboty
U mnie na zatoki nie działają żadne przeciwbólowe.
Cierpię aż nie wypłucze.
Odkąd doprowadziłam się do stanu, że żadne antybiotyki już nie działały, przeszłam diagnozę raka mózgu, odkryłam, za radą Makusi irygator do nosa, wyleczyłam tym stan zapalny, tak od 8 lat, gdy tylko czuję, że mam brak ciągu w nosie rano, nie ważne czy to będzie alergiczne, czy przeziębieniowe, od razu zaczynam plukanie nosa. Żeby mi się bakterie nie zaległy w tych najdalszych zatokach.
Teraz jednak mam bóle głowy. Myślę, że związane bardziej z przesileniem sezonu.
Bo od nie pamiętam kiedy miałam na wiosnę, teraz doszła jesień.
Czasami zastanawiam się czy to może migrena. Ale sama sobie daję odpowiedź nie. Bo to przychodzi i odchodzi, trwa kilka minut, nawet nie ruszę się po tabletkę jakąś i przechodzi. Ale jak jest to aż do uczucia nudności czy plam przed oczami. Na krociutki okres. Potem wraca następnego dnia. Albo za kilka dni.
Diagnozę mózgu miałam w zeszłym roku, więc nie myślę, aby coś mi się zaległo w głowie.
Z moich obserwacji to byłoby z neuropatii, gdy fronty się przewalają moje nerwy to odczuwają, zaczynają puchnąć (tak jak barkowe czy przy dolnym kręgosłupie), uciskają na zatoki, wydzielina gdzieś zalega.
Jak się pogoda stabilizuje, wszystko mija, jakby mi się tylko wydawało.
Sobota, jak to mówią, urodziny kota.
Pora zacząć dzień, kawa wypita, ale nie wymyśliłam co na śniadanie. Chyba najpierw pójdę pod prysznic, bardziej mi się rozjaśni w temacie.
Plan na dzisiaj to najpierw zakupy, nastawić roombe, niech pracuje jak nas nie będzie, jakieś pranie. No i pora przymierzyć się do pakowania, żebym potem się nie zdziwiła, że ubrałam i nie wyprałam.
Na popołudnie wywar na barszcz czerwony (robię z przepisu ajry), trzebz zjeść uszka, bo zaraz następne będą. Oraz mielonki z szynkowara, bez mielenia. Kroję mięso w kostkę i mieszam robotem, końcówką do ciast ubijanych, aż się mięso zacznie łączyć. Kurczak idzie szybko, wieprzowina potrzebuje więcej. Ale przynajmniej nie muszę wyrabiać rękoma.
Jeszcze jakiś chleb trzeba upiec.
Żytniego na zakwasie nie mogę, a taki dobry i tak pachnie. Ból brzucha jest potem ogromny. Może owsiany, twarogowy, pomyśle.
Miałam pokazać moje persimony. Zerwałam je, bo ponad miesiąc nie zmieniły koloru. Teraz w dzień wygrzewają się na słońcu od południa, ca na noc idą do pomidorów, które podobno przyspieszają dojrzewanie. Może za tydzień zjem je. O ile nie były zerwane za wcześnie.
Oraz moja cytrynka meyer. Mam ją już ze 3 lata. Kwitnie jak głupia, kilka razy w roku.
Ma nawet owoce, zawsze wielkości paznokcia od małego palca, nawet dojrzewają na żółto a potem same opadają. Na ostatnim zdjęciu.
Ta jest pierwsza, która urosła taka "duża".
I jeszcze wypatrzyłam dwie figi, ale one raczej nie dojrzewają, bo już im za zimno będzie. Niemniej będę monitorować.
Wczoraj też zebrałam miseczkę malin, chyba największa jednorazowa ilość do tej pory. I to w miejscu, gdzie ich nikt nie sadził, przeszły ze swojego pierwotnego miejsca tunelami wykopanymi przez nornice.
Tam gdzie powinny być, kompletnie im się nie podoba, jest kilka malin w sezonie.
Persimony,pierwsze słyszę taką nazwę. A je się je na surowo? I do czego można je przyrównać smakowo,do pomidorów?
W Polsce to się khaki nazywa.
Ale też słyszałam nazwę persimona.
Ja też żytniego nie mogę,za kwaśny mi się wydaje i potem jest mi niedobrze na żołądku.
Ja lubię ten kwaśny zapach i smak.
Tyle, że potem to mi żołądek wywraca się na drugą stronę. Boli i wierci w środku.
Nie mam wzdęc w postaci wywalonego brzucha, tylko smrodze nieziemsko, tak na żrąco, bo na wyjściu pali jak po zjedzeniu piekielnie ostrego dania.
Ktoś zasugerował, że mogę mieć uczulenie/nietolerancję histaminy.
Jak poczytałam, pasuje do mnie. Większość z tego co powoduje dyskomfort u mnie jest na histaminowej liście.
Ja to eliminowałam bez związku z tym co wyczytałam potem, nie lubię dyskomfortu. No chyba, że to cena, którą jestem gotowa zapłacić.
Diagnozować nie będę, bo pewnie przypiszą kolejne tabletki. A po co mi to, skoro eliminacja działa.
Witam w sobotnie popołudnie
Dziś wzięłam się za mycie wszystkich lamp i kinkietów. Trochę się już przykurzyły więc nie było na co czekać ,a że dzisiaj pogoda fajna,samopoczucie też ,więc prace domowe idą jak z płatka. Na obiad mam bigos który wczoraj ugotowałam. Wyszedł trochę kwaśny,bo kapusta była kwaśna mimo wcześniejszego przepłukania. Zwykle tego nie robię,ale czasem po prostu trzeba.
Poza tym dzień jak co dzień,zawsze jest coś do zrobienia. Ważne ,żeby zdrowie jako takie było,a sezon grypowy to już norma. Gdzie nie słyszę to wszyscy chorzy. My póki co jakoś się trzymamy.Oby tak dalej. A zatoki to niestety lubią się powtarzać. Mój brat ma z tym problem,nie ma roku,żeby nie chorował. Zresztą ja też miałam taki okres ,a głowę to mi chciało zwłaszcza w czole rozerwać,nawet miałam rezonans robiony czy coś poważniejszego nie mam. Wyszła jakaś plama,ale powiedzieli,że to zatoki. Mimo wszystko 1,2x w miesiącu jak mnie dopadnie ból to żadna tabletka nie pomoże. Taka uroda zawsze słyszę...
U mnie też 8 lat temu na rezonansie wyszło "tylko" chroniczne zapalenie zatok.
Zawsze to lepsze niż jakiekolwiek zmiany w mózgu- nowotwór, tętniak, stwardnienie rozsiane (to też charakteryzuje się zmianami w mózgu) itp. Pewnie jeszcze inne też by się znalazły.
Migrena też wychodzi na rezonansie magnetycznym
Oczywiście,że lepsze,choć wiadomo,że chciałoby się,żeby nic nie było,ale tak to już jest. Hm,od lat mam migrenę z aurą a nic nie wspomnino żeby na rezonansie wyszła. A mam niemal wszystkie objawy-światłowstręt,zaburzenia widzenia,chęć na zwracanie.no jednym słowem ból nie do zniesienia. Czasem udaje mi się nie dopuścić do rozwinięcia i za wczasu biorę tabletkę. Często jednak budzę się już z bólem i wtedy nic nie pomoże. 4 dni trzeba odcierpieć.
Tak mi powiedzieli. Że zarowno na rezonansie, jak i na tomografii wychodzi.
Mąż miał tylko tomografię, bo wiedzieli czego szukają.
I potwierdzone. Inaczej by nie dostał swoich leków.
A i tak ma przypisane na miesiąc, ubezpieczenie gwarantuje cenę na 6 dni teraz (a było na 10). Gdyby potrzebował więcej to 700 dolarów. Ta gwarantowana cena też nie jest niska, ponad 40 dolarów za 6 tabletek. Dopiero jak osiągniemy poziom wydatków medycznych w roku, wtedy 20 % z tego.
Oszczędza jak może, zawsze próbując innymi tabletkami najpierw.
Witam w niedzielę
U mnie jak to zwykle rano bywa rosół się już gotuje. Zapach przyciąga domowników,najchętniej zjedliby go na śniadanie A jeśli o tym mowa ,to zrobiłam dziś sałatkę z pomidorów. Na obiad wspomniany rosół a na drugie roladki z indyka,kluski śląskie i czerwona kapusta. Do tego kompot winogronowy a na deser biszkopt z kremem budyniowym i galaretką.
A u Was co dzisiaj na obiad?
Witam w niedzielę
U mnie jak to zwykle rano bywa rosół się już gotuje. Zapach przyciąga domowników,najchętniej zjedliby go na śniadanie A jeśli o tym mowa ,to zrobiłam dziś sałatkę z pomidorów. Na obiad wspomniany rosół a na drugie roladki z indyka,kluski śląskie i czerwona kapusta. Do tego kompot winogronowy a na deser biszkopt z kremem budyniowym i galaretką.
A u Was co dzisiaj na obiad?
Alman już dawno Cię nie było w kawiarence,co się dzieje,proszę odezwij się ,jakoś tak bardzo smutno bez Ciebie i Smosi
Witam niedzielowo
Poranek był z kawą i filmikiem o podróżach na YouTube. Super dziewczyna prowadzi kanał, jest dużo rzeczowych informacji, świetna narracja i doskonały montaż. Polecam bardzo. Wkleję dla przykładu link do jednego z filmików. Ten o Chinach, ale nietypowy, bo opowiada o...aaaa sami zobaczcie.
Goplano, Ty to masz obiady! Piękna tradycja i to "całą gębą" , że się tak wyrażę. Nawet kompot i deser. Oj, dobrze mają z Tobą w domu Mam nadzieję, że doceniają.
Hm... U mnie będzie totalnie prostacko - pierogi ruskie z masłem. Do tego surówka (ze słoika) z kapusty kiszonej z papryką. Na deser lody. Mam jeszcze trochę w pudełku, ale postanowiłam, że już nie będę kupować. Lato się skończyło więc zamykam ten rozdział.
Przyniosłam herbatę gdyby ktoś miał ochotę. Czestujcie się.
Dobrego dnia
Ps. Link do wspomnianego filmiku:
https://youtube.com/watch?v=vqu7bD0wPIc&si=c68jvWm2kaEL4BDa
Hej hej niedzielnie.
Wczoraj była bardzo pracowita sobota. Zakupy, pranie, sprzątanie to taki standard.
Poza tym umyliśmy kolejną część domu, zostało jeszcze na raz.
Mąż na drabinie myl, ja na dole zmieniałam ustawienia myjki ciśnieniowej- piana, woda, żeby nie musiał schodzić co chwilę.
A w międzyczasie jeszcze ganialam doglądać wędliny w szynkowarach. Plus jedną w słoiku, dwumiesna, dwustronna. To co mi zostało wpakowałam do słoika, żeby się nie zmarnowało.
U mnie dzisiaj barszcz z uszkami.
Nie wiem co dodałam z przypraw, bo bardzo ostry. Musiałam pomylić pojemniki, bo nigdy na ostro nie robię. A ostatecznie doprawiam jak już jest przecedzony, czysty barszcz.
I jak nigdy wszystkie poskładałam do szafki zaraz po użyciu. Zazwyczaj zostawiam na blacie, gdyby jeszcze miały być potrzebne.
Nic to, zjemy na ostro.
Jutro też będzie barszcz z uszkami. A co zostanie do słoików i zrobię placuszki-ciasteczka mięsne. Zamiast pasztecików będą.
Smosia to chyba naprawdę się pożegnała. Szkoda, gdyby to miało być prawdą.
Alman mnie martwi.
Dziewczyny odezwijcie się, niech ten nasz kawiarenkowy ogień się nadal pali.
Witam poniedziałkowo
Dziś rano w autobusie wyświetliła się informacja, że mamy 288 dzień roku a do końca roku pozostało 78 dni. O ludzie! Kiedy to zleciało?
Zimno i szaro za oknem. W pracy mam jakąś nerwową atmosferę. Wszyscy się wściekają, brzęczą coś pod nosem. Nie wiem jak, ale udało mi się zamknąć na te emocje. Robię swoje, muzyka płynie z głośnika a czas leci. Jak dobrze mi na mojej "wewnętrznej emigracji". Obym częściej umiała się "wyłączyć", kiedy trzeba. Muszę to zapamiętać...
Na dziś nie mam obiadu. Chyba sięgnę do zamrażarki albo pójdę na łatwiznę i ugotuję kaszę. Zawsze coś się do niej znajdzie w lodówce Ale nim zjem obiad trzeba będzie zmierzyć się z lekcją angielskiego. Miesiąc przerwy miałam więc wróciła lekka trema
Dobrego dnia
Ja mam wolny poranek. Idę dopiero na popołudnie do pracy. Będzie krótko. Coś ze 2 czy 3 godziny.
Czas wykorzystam na fryzjera. Żeby mi włosy nabrały fasonu do wyjazdu. Nigdy nie lubię zaraz po ścięciu. I potem jakieś zakupy, po drodze.
Obiad mam gotowy.
Więc też szybko.
Wczoraj zamówiliśmy wina.
Najpierw był fajny zestaw białych i czerwonych, do niego dwa kolejne kryształowe (cienki kryształ) kieliszki i półtora litra wina.
W międzyczasie mąż sprawdził oferty do karty, a tam jak kupisz za określoną kwotę, to 50 dolarów zwrotu.
No to zdecydowaliśmy na drugi zestaw. Ale koszt wysyłki podwójny, za każdy zestaw osobno.
No to kolejna zmiana. Członkostwo premium z bezpłatną dostawą na rok, które się zwraca na urodziny, jako bonus do zamówienia. I inne wina, do których były 3 inne w gratisie.
I jeszcze wino musujące w gratisie. To akurat najmniej potrzebne, bo nie lubię.
Dużo tych gratisów.
I tak byśmy zamawiali wina, teraz będzie się gromadzić. Nie zginie, pójdzie na przelew (jak to mawiała moja koleżanka).
W środę koniec aparatu na zęby. Odkleją mi cypki. Coś mi się kojarzy, że w kwietniu mówiła, że jeszcze jakiś czas będę nosiła całą dobę i dopiero potem tylko na noc, do końca życia. Teraz nic nie wspominała o tym. Jak będzie czas pokaże, co ma być to będzie. I już.
Pora się zbierać, samo się nie pójdzie
U Was to istne szaleństwo z tymi rabatami. Jak ktoś nie jest tak wnikliwy, jak Wy albo nie ma czasu i głowy na porównywanie ofert, to pewnie kupuje, bo jakiś rabat czy gratis. Widać warto szukać. W Polsce, jak się pewnie orientujesz nie ma takich różnorodnych ofert w jednym asortymencie żeby aż tak wertować internet. Ja, jeśli mam być szczera jestem oporna na różne akcje promocyjne. Gratisów i "przydasiów" unikam. Jak mi na czymś zależy, czy bardzo potrzebuję, to wtedy wertuję oferty i oczywiście najkorzystniejsza wygrywa. Ot, tak wyglądają moje korzyści rabatowe
Wino kupujemy w jednym miejscu, oferty (katalog) przychodzą do domu okresowo. Ten akurat jest świąteczny (Thanksgiving), to dają więcej. Gratisowe wino się nie zmarnuje.
A karta kredytowa ma też oferty, na nasze wino już kilkakrotnie, wiemy że są. To tylko sprawdzić na stronie banku czy czegoś nie ma przed płaceniem.
Osobiście też nie lubię jakiś śmieciowych dodatków. Ale obniżki cen już tak. Staram się omijać dwa za jeden, szczególnie w produktach świeżych, bo to oznacza, że zazwyczaj są na granicy. No chyba, że wiem, że mi są potrzebne i zużyjemy więcej.
Stany zniżkami i kuponami swoją- ludzie wycinają je z gazet.
Ja ograniczam się do zniżek członkowskich (wiele spożywczych marketów ma karty lojalnościowe, ceny z kartą są niższe na określone produkty okresowo) oraz przeglądania gazetek (teraz online często, ale zawsze w wersji gazetkiwej. Produkty jeden pod drugim, gdy nie mogę ogarnąć wzrokiem całości, denerwują mnie, wtedy odpuszczam) przed planowaną wizytą i wpisaniu tego co tańsze i potrzebne na listę zakupów.
Lidl ma aplikację, po zeskanowaniu niektóre produkty potrafią być nawet o 50 % taniej dla posiadaczy.
Już dawno wyleczyłam się z kupowania tylko dlatego, że przecena czy promocja, jeżeli nie jest mi to potrzebne.
Niemniej czekam na oferty, bo może akurat jak będzie potrzebne, to trafi się promocja. Zawsze to jakaś oszczędność przy okazji.
Witam wtorkowo
Dziś zapowiada się spokojny dzionek w pracy. Pewnie wczorajsze emocje (nie moje) oklapły i zrobi się w miarę normalnie Wszędzie, gdzie są ludzie trzeba się, że nie zawsze będzie miło
Poranek chłodny. Nie zrobiłam spaceru, bo miałam ciężką torbę do tachania. Idę do rodziców i mam trochę zakupów.
Patrzyłam, że w sobotę ma być znośna pogoda więc chyba się zmobilizuję i podjadę na cmentarz posprzątać groby.
A właśnie! Ekkore, jak to wygląda u Was - ludzie chodzą na cmentarz 1 listopada?
Gorąca herbata z pigwą czeka więc pobudka!
Smakosiu
Wszystkiego naaajlepszego z okazji 20 rocznicy na Wielkim Żarciu
Jesteś jedną z niewielu, które wciąż są i zachwycają w Kawiarence swoim urokiem, wytrwałością, dobrym smakiem i stylem. Dziękuję Ci, że jesteś
100 lat
I ja się dołączam do gratulacji.
20 lat, piękna rocznica!
Ło matulu! Jak Ty to wypatrzyłaś? Ja totalnie nie pamiętam o takich datach.
Dziękuję Wam dziewczyny jak nie wiem co. To naprawdę bardzo miłe.
Już po dwunastej więc stawiam procenty - częstujcie się
Ps. fotka z internetu
Zajrzałam kiedyś w Twój profil i zapamiętałam datę Już tak mam jeśli chodzi o daty. Po prostu pamiętam, a że przy okazji lubię celebrować święta większe czy mniejsze ,to dlaczego nie rocznice na naszej stronce. A przyznaj, że 20 lat to kawał czasu. Powiedz jak Ci minęły te dwie dekady, jak tu trafiłaś i jakie były początki. Pamiętasz?
Po pierwsze, chcę żebyś wiedziała, że było mi ogromnie miło czytając rano Twoje słowa... Dziękuję
No właśnie...jak ja tu trafiłam? Pewnie szukając jakiegoś przepisu, ale autentycznie nie pamiętam. To była moja oerwsza strona, w którą wsiąkłam tak na 100% . Czułam, że jestem jej częścią, że zostawiam coś od siebie, po części też tworzę. Ludzie byli różni, ale bardzo przyjaźni i ciekawi. Każdego dnia coś mnie "zatrzymywało" tutaj na dłużej. Za niektórymi osobami tęsknię do dziś. Ale jest, jak jest - została nas mniej, niż garstka i szanuję to i cenię i myślę, że to też stanowi jakąś wartość, samą w sobie. Cieszę się, że trwamy na swój sposób. Jeśli ktoś nowy dołączy, bo nabierze chęci czy odwagi, to będzie super. Jeśli wrócą "starzy"bywalcy, to będzie pięknie, ale póki co dajemy radę same a co z tego wyjdzie, to czas pokaże.
Chcę tylko żebyście wiedziały, że ta nasza anonimowość mi bardzo odpowiada. Po latach mogę powiedzieć, że nic nie zmieniło mojego podejścia do komentarzy - ciągle są szczere, nikogo nie chcę udawać. Dobrze mi w tym "smakosiowym" ubranku
Doskonałe pamiętam nasz zlot, kiedy zjechało się bardzo dużo ludzi i świętowaliśmy zakup serwera przez dwa dni. Świetne spotkanie. Pomyśleć, że zjechało się tyle ludzi i to z różnych zakątków świata. Fajne wspomnienia Pewnie gdzieś, na forum są jeszcze zdjęcia z tego spotkania.
Dopisano 2024-10-16 9:12:39:
http://wielkiezarcie.com/artykuly/otomin-13-14-wrzesnia-2008-nadmorski-zlot-zarlokow-30049042
Ja 20 obchodziłam w marcu.
Goplana pamiętała, ja ciągle muszę sprawdzać ile to już lat, przy kolejnych naszych rocznicach.
Też sobie cenię naszą pół anonimowość. Bo mimo wszystko kto będzie chciał, ustali kim jesteśmy w realnym życiu.
Zresztą cały wirtualny świat jest tylko tym co napiszemy o sobie, w jaki sposób, zawsze to tylko interpretacja rzeczywistości i obraz stworzony na podstawie.
Z rozrzewnieniem wspominam stare czasy. Często było bojowo, wielkie odejścia. Ale pomiędzy wspaniałe czasy, radości, smutki. Byliśmy kiedyś wielką wirtualną rodziną.
Szkoda, że ten etap za nami.
Jak teraz robiłam zakwas na chleb - poczytałam stare przepisy, artykuły, komentarze.
Smakosiu to dzięki Tobie (i Dorocie zza płota) zaczęłam przygodę z chlebem.
O kurczę! Aż mam "gęsią skórkę" , jakieś emocje mną trąciły. To niesamowite. Naprawdę ja mogłam być jakoś pomocna? Trudno mi w to uwierzyć, bo ja raczkująca i to nieustająco jeśli chodzi o wypieki. Chyba zatrzymałam się na etapie chleba żytniego i pszenno-żytniego na zakwasie. Dorota zza płota, to fajna kobieta. Miałam okazję rozmawiać z Nią przez telefon. Jej wiedza i wszechstronność były i pewnie są imponujące. Szkoda, że tu nie zagląda. Hm...a może jakoś telepatycznie, myślami Ją przywołam...?
A skoro mowa o chlebie, to w sobotę wyciągnęłam z zamrażarki zakwas i zaczęłam dokarmianie. Dopiero wczoraj ruszył. Ale się ucieszyłam! Fajnie jest zobaczyć, że nic się nie zmarnowało, że dalej można będzie cieszyć się własnym wypiekiem Zawsze, kiedy rusza centralne ogrzewanie, ja startuję z "domową piekarnią".
Dorota chyba odeszła całkowicie, po którymś z gorących zawirowań.
Ja też z nią rozmawiałam przez telefon, zazwyczaj jak byłam w Niemczech.
Ciepła, miła kobieta.
Obejrzałam i poczytałam Wasz wyjazd w 2008 roku. Nie do wiary,że 16 lat minęło. ja dołączyłam 6 lat później. W sumie w listopadzie też mam rocznicę-10 lat z Wami. Jakby na to nie spojrzeć też sporo,ale 20 to dopiero coś!
Szkoda ,że Alman zamilkła ,bo Ona razem z Ekkore tyle samo są na Wielkim Żarciu. No niestety ludzie przychodzą i odchodzą ,także na zawsze jak np Bahus czy Makusia...Do tej pory ciężko mi w to uwierzyć..
Bahus i Makusia, to dwie osoby, które włożyły ogrom pracy w tworzenie WŻ. Bahus przepisami a Makusia jeszcze dodatkowo jako (anonimowy) moderator.
Święto Zmarłych jest w kościele katolickim.
Są intencje, msza z okazji.
I to wszystko.
Na cmentarz to indywidualnie.
Część ludzi swoich bliskich trzyma na kominku, nie ma obowiązku pochowania do ziemi.
Oczywiście skremowane, w specjalnej urnie.
Ale możesz podzielić prochy na porcje i przekazać rodzinie, jeżeli sobie życzy.
Tak jest u sąsiadki mojej koleżanki. Mąż w domu, a druga urna u jego matki, gdzieś w Stanach.
Jak jest teraz w Polsce z przepisami?
Jak moja mama zmarła, to już będzie 12 lat to trzeba było pochować wszystko w jednym miejscu.
Można było urnę z prochami przewieźć samochodem prywatnym (moja mama tak podróżowała), ale w określonym limicie czasu dostarczyć do zakładu pogrzebowego. Bo inaczej to przestępstwo.
Mojej koleżance tutaj było trudno zrozumieć to. Że nikt jej nie odsypal prochów syna, gdy ten zmarł w Polsce, w pandemie.
Wiecie, że jesteśmy na półmetku października? Kiedy to przeleciało.
Z fryzjera nie jestem zadowolona. Jak zwykle po swojemu, dobrze, że wycieniowane i krótko, choć nijak nie przypomina zdjęcia, które pokazałam.
Zobaczymy jak będzie odrastać.
Wczoraj był zakręcony dzień.
Córka w weekend pisała, że akumulator jej siada. Ale oczywiście nie pojechała do sprawdzenia.
No i wczoraj jej nie odpalił.
Zabrałam z domu starter, tyle, że rozładowany. Od niej wróciłam do domu sprawdzić czy mamy kable, nie. Do sklepu kupić.
Potem do niej, odpaliliśmy momentalnie.
Pojechałam za nią. Kupiłyśmy nowy akumulator. Już nie czekałam na nią.
Dojechałam do domu, zrobiłam sobie coś do jedzenia i telefon, że samochód jej stanął na skrzyżowaniu.
Znowu za kierownicę, do niej. Kabie były za krótkie, do odpalenia samochód za samochodem. Same byśmy nie przepchaly. Zresztą i tak by nic nie dało. Bo akumulator był źle zamontowany.
To do sklepu jeszcze raz, niech myślą co z tym zrobić, oni sprzedali, oni montowali.
W międzyczasie córka sama zadzwoniła, pani jej powiedziała co może być przyczyną i dlaczego. I dobrze. Bo ja bym awanturę zrobiła, że hoho
Podjechała jeszcze do naszego mechanika, założyli akumulator jak trzeba.
A ja wróciłam do domu coś zjeść i do pracy.
I tyle z leniwego przedpołudnia było.
I dziś już jesteśmy w drugiej połowie miesiąca.
U mnie kilka chłodniejszych dni, ale potem ciepło wróci, tyle, że już będzie chłodniejsze niż teraz, bo ziemia się wychlodzi.
Wczoraj zrobiłam na obiad taco z mięsem z kurczaka porosolowym i surówką z czerwonej kapusty z gruszką. Jakie to dobre było.
Na patelni zapowiadało się ostre bardzo (od sosu z tomatillo), ale potem gdzieś zniknęło, w połączeniu z kapustą i serem.
Walizkę na wyjazd już spakowałam. Jeszcze tylko buty i kurtki, ale to luzem, gdy już będzie orientacyjna prognoza pogody na czas, gdy tam będziemy.
Na razie mają cieplej niż my.
A to może oznaczać potrzebę letnich butów.
Witam środowo
Krążę myślami, że chyba coś mam do zrobienia i nie mogę się nadziwić, że jednak nie. To oznacza, że po pracy wracam do domu i skoczę po znicze do "Biedronki", bo mają ofertę w dobrej cenie.
Za oknem słońce. Jest tylko 11 stopni, ale świat wygląda dużo ładniej w tych promieniach
Została mi kasza z poniedziałkowego obiadu więc dziś ją dokończę a do tego jajko sadzone i sałata, bo już muszę koniecznie ją zjeść. Obiad bez szału. Ot, wyjadanie resztek
Dobrego dnia
Witam czwartkowo
Zimno (9 stopni) i słonecznie. Dzień zapowiada się dobrze. W planach małe zakupy i potem prosto do domu. Musze się wygrzać, bo coś mnie katar bierze, ale szybko zaaplikowałam sobie Ibuprom i mam nadzieję, że nic się nie rozwinie. Do tego herbata z imbirem i z cytryną. Mam nadzieję, że wszystko będzie OK, bo na jutro zaplanowałam podjechać na cmentarz żeby posprzątać pomniki a mam do zrobienia 3 więc trochę mi zejdzie.
Ekkore, jak nastrój przed wyjazdem?
Zmykam do swoich papierów na biurku.
Dobrego dnia
Dzisiaj sama z Malutką w pracy, na chwilę dłuższą.
Na obiad planowane kiełbaski na kiszonej kapuście.
Na wyjazd się cieszę, jak zawsze.
Trochę obaw, bo to będzie wyjazd z mężem, ale jednak samodzielny.
A co, jak mi się nie spodoba? Najbardziej będzie mi szkoda zmarnowanego tygodnia wakacji. Ale to tylko obawy, bo program zwiedzania mam napięty. A ja we wszystkim umiem znaleźć radość ze zdobywania wiedzy, lubię oglądać, słuchać, podziwiać, dowiadywać się. Nota bene w planach jest popołudniowa wycieczka energetyczna (zawodowa) z mężem. Jedna, bo druga już miała wszystkie miejsca oblężone.
A może będzie super. I na kolejne takie wyjazdy będę czekała z niecierpliwością.
Jak nie spróbuję i nie przekonam się w praktyce, to zawsze będę miała wątpliwości.
Na rejs też nie chciałam. I gdyby nie sytuacja przymusowa nigdy bym nie dowiedziała się jakie to fajne
Tez tak myślę, że będziesz bardzo zadowolona. Przy Twojej ciekawości świata nie może być inaczej
Piątek, piąteczek, piąteluniek!
Nie pada i jest szansa na słońce. Super, bo w planach mycie pomników. Chcę się zwolnić z pracy godzinę wcześniej żeby mnie ciemność nie zastała podczas sprzątania Oczywiście mogłabym pojechać jutro, ale fajnie będzie mieć to dziś załatwione a jutro nie spieszyć się nigdzie. Chcę się trochę wygrzać w domu w ten weekend i oczywiście wyspać
Wczoraj zrobiłam zakupy, ale nic szczególnego nie było. Nakupowałam sobie mąki, bo w planach pieczenie chleba. Ciesze się Nie dość, że pachnie wtedy nieziemsko, to na dodatek jest szansa na pyszne, zdrowe pieczywo. Oby tylko urósł, bo pierwszy, po długiej przerwie, to może być różnie...
Zrobiłam dzbanek gorącej herbaty - częstujcie się.
Dobrego dnia
Ja też się cieszę na piątek.
Jeszcze bardziej, bo mam wolne, taka niespodziewajka.
Może pranie nastawię, pojadę na zakupy, generalnie polenie się trochę.
Na obiad mahi mahi z surówką z białej kapusty z mango i ostrą papryką.
Moje ostatnie dwa luźne tygodnie w pracy. Zaraz po powrocie z wyjazdu początek długich dni.
Pierwszy tydzień będzie straszny, żeby to wszystko ogarnąć. A ja będę wykończona. Potem już będzie normalnie.
Z włosów jestem kompletnie niezadowolona.
Jak oglądam się w lustrze to jak tył jeepa compassa, okulary podnoszą mi prosto ścięte włosy.
Mam fryzurę taką na lata 20, lata 30, proste ścięcie boków, tylko grzywka z przedziałkiem. Moje włosy nie lubią tego stylu, układają się po swojemu, co mi się kompletnie nie podoba. Coś jak na zdjęciu tylko ciut krócej, do pół ucha.
Na chwilę udaje mi się coś zrobić, że mam przebłysk, o tak jest fajnie, ale zaraz wraca do nie lubię.
Zaraz po obcięciu one były w wersji fajnie, inaczej. Ale nim dojechałam do domu już było nie lubię.
Nawet nie mam co iść z reklamacją, bo są krótkie, wycieniowane, więc poprawki mogą oznaczać męskie cięcie.
Chyba pora wrócić do mojego fryzjera, który może i artystą nie jest, ale przynajmniej rozumie moje włosy i ładnie odrastają.
Witam sobotnio i porannie
Ciasto na chleb wstawione do wyrośnięcia. Mam nadzieję, że wszystko się uda i na śniadanie zjem kromkę swojego pieczywa
Tymczasem popijam świeżo zaparzoną kawę ze spienionym mlekiem. Czy można sobie życzyć lepszego poranka? Można, ale nie ma takiej potrzeby. Ten jest doskonały
Wczoraj udało mi się szybko uwinąć z tym myciem pomników. Ludzi za dużo nie było, ale pojawiały się autobusy wiozące ludzi z pogrzebów więc czułam się bezpiecznie. Pogoda była piękna. Słońce świeciło cały czas. Piękny ten cmentarz w moim mieście. Patrzyłam na ceny kwiatów. Malutkie doniczki po 20 zł , średnie 30 zł a te okazałe to już więcej i różnie. Na sztuczne stroiki nie patrzyłam. Rozglądając się dookoła mam wrażenie, że jeszcze bardzo dużo liści jest na drzewach. A może zawsze tak było, tylko mi się coś wydaje ..?
Co otwieram Wielkie Żarcie, to rzuca mi się w oczy przepis na racuchy. Już je robiłam nie raz i wiem, że są pyszne więc chodzą mi po głowie. Mam ochotę na takie z kwaśnym jabłkiem. Produkty mam więc kto wie, może usmażę dzisiaj na obiad.
A! Zapomniała bym podzielić się swoją, małą radością - wczoraj wieczorem zarezerwowałam apartament nad morzem na Sylwestra i Nowy Rok. Jupi! Cieszę się jak dziecko Oby tylko była aura dobra na spacery. Mamy żałobę więc to najlepsza opcja na spędzenie tych dni. 31-go zrobimy sobie kolację z winem i jak zawsze coś tam sobie jeszcze wymyślimy. A 1 dzień stycznia, to idealny czas na spacery nad morzem. Wieczorem można zrobić w termos grzańca i znowu cieszyć się naturą. Oby tylko nie padało. Apartament jest 5 minut na piechotę od morza więc idealnie. No dobra, niech mnie ktoś przystopuje, bo to przecież jeszcze ponad dwa miesiące
Idę sprawdzić jak się sprawuje ciasto na chleb i zrobię herbatę.
Zostawię jak zawsze w dzbanku na odwiedzających po cichu i na "głośno"
Dobrego dnia
Witam sobotnio
Pogoda zapowiada się bardzo ładnie. Podobno na 1 listopada ma być jeszcze lepiej. Tymczasem ja chwilowo nieobecna ,bo powoli przygotowuję się do swoich okrągłych urodzin. Impreza już za tydzień ,a ja nawet nie mam kreacji. Jak nie uda mi się kupić ,pójdę w tym co mam. Zresztą nigdy specjalnie nie przywiązywałam wagi by na każdą uroczystość mieć nowy ciuszek
Poza tym dzień jak co dzień. Po raz ostatni w tym roku wykosiłam trawę, no chyba ,że jeszcze urośnie. A tymczasem pora na kawę, napijecie się?
Jak się widzi taki chleb to aż się chce jeść i robić.
Ja nastawię zakwas, jak wrócimy, też jednorazowy, bo na dokarmiany jest za duża wilgotność u mnie. Tym razem mam ochotę zrobić pszenny na żytnim zakwasie. Akurat jak mąż wróci z Norwegii będzie czas na pieczenie.
Wow,ale pysznościowy bochenek,a ta kromka ,mmm. Narobiłaś mi takiego smaka ,że chyba sama upiekę, zwłaszcza, że dawno nie robiłam swojskiego chlebka.
Tymczasem biorę od Ciebie pajdę i zjem z wielką przyjemnością
O jak fajnie będzie jeśli dołączysz ze swoim chlebem do kawiarenkowego stołu
Ja dokładam racuchy z jabłkiem. Ale mam dzień! Cały na mące
Myśmy dwa tygodnie temu kosili trawę ostatni raz. No chyba, że jeszcze trzeba będzie, ale zimne poranki nie dają siły wzrostu. Jak będzie mus to się skosi.
Na górze przełączyliśmy na grzanie już, w nocy ciągnie zimnem. Na dole ciągle trzymamy klimatyzację (wersja oszczędnościowa, nie będzie dmuchać), bo kotom nie trzeba więcej ciepła, a jak zejdę to włączę kominek.
Wczoraj nawet miałam otwarte drzwi tarasowe.
Dzisiaj w planach zakupy. A potem mycie podjazdu i pozostałych z poprzedniego tygodnia drzwi do garażu.
Myśmy je myli jako pierwsze, przy pierwszym użyciu myjki na próbę, żeby zobaczyć jak działa, teraz trzeba dokończyć porządnie.
Na obiad sałatka z serem kozim, blue cheese (trzeba zużyć) i granatem.
Już się cieszę.
I cieszę się z Tobą Smakosiu na sylwestrowe plany, fajnie gdzieś pojechać.
My to w domu, dobra serowo mięsna kolacja, drinki i lulu o polskiej północy. No trochę później. Rano też będzie Nowy Rok.
Oglądam relacje z gór po huraganie Helene.
Poza tragedią, jaka dotknęła ludzi, widać ich siłę, jedność, pomoc wzajemną. Pracują wszyscy, oczyszczają, budują drogi, mosty wyrównują teren.
Teraz oglądam na FB stronę gościa, operatora maszyn ciężkich, właściciela firmy, który za darmo już prawie trzy tygodnie odkopuje ludzi. W zeszły weekend dał post, że potrzebna pomoc do usunięcia szlamu z domu - dół był pełen plus ponad metr na górze. Zjawiło się 40 osób, tak znikąd. W jeden dzień skończyli.
I takich przypadków jest mnóstwo.
Humorystyczne napisy- widzieliście nasz dom. Jeżeli go zobaczycie, powiedzcie, że ma wrócić. Humorystyczne odpowiedzi - że uciekł z garażem sąsiadów, że będzie uziemiony za karę. W tej tragedii tylko poczucie humoru daje szansę na przetrwanie, żeby nie oszaleć.
Albo jeszcze taki przykład. Goście mieli pastwisko dla krów, płaska łąka. Teraz środkiem płynie rzeka, nie przeskoczysz jej, o korycie zagłębionym w gruncie na jakieś półtora metra.
Przykłady można mnożyć.
Sylwester w domu też jest fajny, pod warunkiem, że spędzany go z ważną czy bliską nam osobą.
Te dramaty ludzkie, które opisujesz pozostawiają człowieka z refleksją. Ogólnie, kiedy patrzymy na to, co dzieje się na świecie czasami aż ciężko złapać oddech... Trzeba cenić to, co się ma i cieszyć najmniejszymi radościami.
To co wydarzyło się u nas w górach, to największa rejestrowana tragedia w historii.
Przynajmniej tak mówią.
Do tego minimalna pomoc ze strony rządu dla osób indywidualnych, przyznane 750 dolarów, o które trzeba aplikować i sporo wniosków jest odrzucanych. Organizacja odpowiedzialna za dystrybucję środków wydała większość na pomoc nielegalnym imigrantom.
Ludzie pomagają sami sobie, dary idą z odległych części kraju, ludzie z doświadczeniem w odbudowie pakują manele i jadą pomagać.
A sylwestra od lat spędzamy w domu, sami. Bardzo sobie cenię ten leniwy wieczór, w towarzystwie męża, dobrego jedzenia i dobrego alkoholu.
Niby jak zwykle, ale jednak inaczej.
W tym roku może być ewentualnie impreza u koleżanki.
Bo przylatuje do córki z Niemiec (córka zamężna z Amerykaninem), młodzi sobie gdzieś lecą, a ona mówiła, że robi imprezę.
Ale do sylwestra daleko, tam u siebie poznała pana, więc może i nie przyleci.
Jak ms być wielka imoreza, to będzie. A jak nie, też żalu nie będzie.
Zresztą ja pewnie z pracy wrócę późno, nie patrzyłam jak wypada.
Witam niedzielowo
Dwie kawy za mną. Spokojny poranek i całkiem pogodny, ale nadciągają chmury.
Wczoraj udało mi się sporo zrobić więc miałam pracowitą sobotę. Zawsze w domu jest coś, co się odkłada na później, ale potem już nie ma zmiłuj
Teraz czas na herbatę malinową. Kupiłam świetny syrop w Lidlu. Skład idealny, bo z malin i cukru a nie z koncentratu i innych syropów glukozowych. Polecam. Cena za 250 ml 10 zł. Wstawię fotkę.
No to zmykam do kuchni.
Dobrego dnia
No to trochę nam dłużej zejdzie na sprzątaniu dookoła domu.
Wczoraj mąż wyrywał chwasty ciśnieniem spomiędzy betonowych delatacji na podjeździe.
Nie wszystko się dało, bo ma za głęboko korzenie. Wczoraj zepchnął wodą ten szlam i roślinne resztki na drogę, dzisiaj musimy to posprzątać szufla i wynieść nad kanał. Wczoraj było za dużo wody w tym.
Podjazd mamy teraz w esy floresy.
Dokończenie w listopadzie, jak już będziemy w domu.
Najważniejsze, że dom umyty.
Dziś na obiad (i jutro) gumbo. Już się cieszę.
A potem w kolejce pozole rojo i verde. I jeszcze jakiś hinduski gulasz z kurczaka.
Ale to trochę czasu zejdzie.
Na śniadanie pewnie zrobię gofry.
Bo mam już obranego granata. I resztę śmietany kremówki do zużycia.
A powtórka będzie z jabłkiem i serem pleśniowym.
Musimy powyjadac w tygodniu wszystko co pootwierane, żeby się nie zmarnowało przez tydzień.
Bardzo apetyczne te gofry, z chęcią zjem dwa. A swoją drogą dawno nie robiłam, chyba z rok temu ostatnio.
Witam poniedziałkowo
Startujemy z tym nowym tygodniem! Ciekawe co przyniesie. Pogodowo chłodno, ale chyba nie będzie jakoś zaskakująco zimno. Dobrze by było żeby chociaż do 1 listopada aura była dla nas łaskawa.
Wspominałyście o koszeniu trawy. Hm...pewnie by się przydało, ale w tym roku już odpuszczę. Na moim trawniku jest albo mokro, albo tak wilgotno, że strach wchodzić z elektryczną kosiarką. Trudno - jakoś to będzie.
Dziś jadę do rodziców więc planów obiadowych nie mam. Będę się gościć
Dobrego dnia
My mamy spalinową, bo elektrycznej nie chciałam. Głównie dlatego, że w mojej miejscowości w ciągu jednego roku zginęły aż dwie osoby. Pierwszy to kolega z klasy mojego brata, a drugi mąż koleżanki. Oboje zginęli najeżdżając na kabel...
To było straszne, chwila nieuwagi i taka tragedia. Dlatego ,jak mężowski postanowił kupić elektryczną, stanowczo się temu sprzeciwiłam i na szczęście wyszło na moje.
My mamy traktor spalinowy. Objechanie "włości" i tak zajmuje mężowi jakieś 45 minut. Ręczną to pewnie pół dnia.
Elektryczne na akumulatory są podkaszarka i wydmuchiwarka.
A na kabel edger, mam nadzieję, że w tym wypadku trudno najechać na kabel.
Spalinowy sporo kosztuje, na nasze małe potrzeby to zz duży wydatek mimo wszystko.
Dziś mam regularny początek pracy. Tak jednodniowo, bo na stałe to za dwa tygodnie.
Myślałam, że będzie gorzej ze wstawaniem.
Ona miała jakieś spotkanie w pracy, ma wrócić koło południa. Ale dzień będzie i tak długi, bo dziś skrzypce i tańce, gdzieś do 5 po południu.
Malutka cwaniara, wie, że na rękach najlepiej.
Jak Mała będzie w szkole, z Małym i Malutką pójdziemy na spacer.
Kupili fajny wózek. Możesz zamontować niemowlaka w foteliku samochodowym.
Możesz zamienić to na zwykły fotelik wózkowy do siedzenia. Możesz ten fotelik założyć na parterze - coś jak przedłużenie kosza. A możesz też dołączyć przystawkę -piedestał do jechania na stojaka dla starszego dziecka.
Przynoszę Wam gumbo, ostre mi wyszło. Dobre.
Dzisiaj powtórka.
Pogoda słoneczna, z chłodnymi porankami i ciepłymi dniami.
Woda z porannej mgły i rosy, rośliny podlane same.
Jak ostre to mężowski by chętnie zjadł, on tylko takie je. Zresztą jak ja i reszta rodziny. Wyjątkiem jest niedziela ,gdzie robię tradycyjny polski obiad.
Witam wtorkowo
Uuuu, ale tu dzisiaj cisza. Ja też nie miałam kiedy zaglądnąć. Co chwilę ktoś do mnie wchodzi i zaczynają się niekończące rozmowy. Tak czasem bywa. Czas mi zleciał bardzo szybko.
Wczoraj Połówek oznajmił mi, że przyjeżdża do domu w sobotę. No super, ciszę się bardzo, ale...teraz trzeba się zorganizować, że tak powiem "po facetowemu" czyli przemyśleć zakupy mięsne. Może wezmę urlop w poniedziałek, wykupimy wjazd na teren cmentarza i wtedy zabierzemy rodziców i siostrę mojego taty żeby mogli odwiedzić groby bliskich. Łatwiej im będzie, bo nasz cmentarz jest bardzo duży i ciężko starszym osobom dotrzeć wszędzie na piechotę. Nigdy jeszcze nie kupowałam takiego biletu wjazdowego i bardzo się zdziwiłam, że to aż 80 zł na 3 godziny. Myślałam, że jakieś 50 zł. A jak to jest w Waszych miastach?
Dziś nie mam planów obiadowych, ale w lodówce czekają pierogi ruskie więc może skuszę się na nie...? Pomyślę jeszcze.
Wczoraj coś mnie wzięło na szukanie przepisu na litewski chleb z kminkiem. Okazało się, że potrzebuje do tego żytniego słodu żeby uzyskać ten charakterystyczny smak. Tak więc zamówiłam i czekam na paczkę. Ciekawa jestem czy wyjdzie mi taki, na jakim mi zależy. Oczywiście musi być z kminkiem
Szybko zrobię herbatę i wracam do papierów na biurku.
Dobrego dnia
Ja nawet nie mam pojęcia czy jest taka opcja na cmentarzu w Jeleniej.
Na stary nie na szansy wjechać autem, bo ciasno i z górki pod górkę. A na nowym to jak w zeszłym roku pojechaliśmy z teściem do bramy najbliżej grobu teściowej. Normalnie sami chodziliśmy z parkingu głównego przez cały cmentarz.
Nasz cmentarz jest bardzo duży dlatego pozwalają za opłatą (oczywiście) wjeżdżać autem. Jednak nie w samo święto, bo wtedy ludzie idą jeden za drugim i nie ma warunków. Wjazd jest tylko do 29-go.
Hej hej we wtorek.
Wczoraj to miałam regularny dzień pracy nawet. Ponad 11 godzin. I wcale nie było źle.
Ale to jeden dzień.
Potem trzeba będzie więcej czasu do aklimatyzacji.
Dostaliśmy program wyjazdu, godzinowy. Intensywnie będzie, szczególnie w poniedziałek. Moja wycieczka wyjazd o 9.30, powrót o 16. I o 18 druga, mężowska, elektryczna. Powrót o 22.
Jeszcze nie pojechałam, a już myślę o marcowej, Dallas
Zobaczymy
Korzystaj póki są siły, zdrowie, chęci i okazje
Wspaniale ,że macie możliwość i chęci na podróżowanie. Świat jest piękny i tyle do obejrzenia. Każda podróż zawsze po sobie zostawia coś cennego i niezapomnianego. Poproszę o zdjęcia z wyprawy
Myślę, że chęci to będziemy mieć zawsze. Nawet jak o chodziku, na wózku. Może stacjonarnie.
Zawsze nas gnało gdzieś, odkąd się poznaliśmy.
Nasza wspólna pasja, zawsze razem, gotowi spakować manele i ruszyć w drogę.
Byle gdzie, zawsze można coś zobaczyć.
Albo poczuć naturę.
Dzisiaj na FB wyświetlił mi się post browaru z jednej z całkowicie zniszczonych w czasie Helen miejscowości.
Byliśmy tam w 2020 roku, w lipcu.
Nasza druga wyjazdowa na dłużej podróż w czasie pandemii (pierwsza była też w tamte rejony, tylko w drugą stronę).
Oddech wolności bez masek na stałe.
Pooglądałam zdjęcia z obu wyjazdów.
Zdjęcia z tego browaru.
Z Lake Lure (gdzie kręcono Dirty Dancing)
Browar od frontu, z drugiej strony kilka pięter schodzących do rzeki
Witam środowo i porannie
Herbata gotowa i nie ma to jak zacząć w pracy dzień od pyszności w kubku
Nie padało z rana więc całkiem przyjemny poranek. Po pracy planuje zrobić jakies małe zakupy. Jeszcze nie wiem co, muszę pomyśleć co się kończy. Aaaa! Papier toaletowy. Bez niego bieda Jak widać, nie mam nic ciekawego do "powiedzenia" więc choć zaznaczę, że zaglądnęłam do Was
Dobrego dnia
Środa, połowa tygodnia.
Czas leci jak oszalały, nie chce się zatrzymać.
U nas coraz cieplej, coraz cieplejsze noce.
Ale nadal grzeję kominkiem rano, bo 12 stopni zamiast 7, to nie jest letnie 20. Żeby zrobiło się przyjemniej.
W St Louise pogoda zapowiada się równie przyjemna, przynajmniej do wtorku, bo tyle widzę.
Chyba przyjdzie przeorganizowac walizkę na więcej typowo letnich ciuchów.
Proces wyjadania zapasów z lodówki, tego co trzeba zjeść trwa.
Staram się też nie otwierać nowego.
Z warzyw został po pomidor, pomidorki, trzy ogórki, kilka papryk.
To trzeba zjeść albo zabrać, bo tygodnia nie przetrwa.
Dzisiaj na śniadanie ostatni gofer z jabłkiem, szpinakiem, miał być ser pleśniowy na górę, ale wczoraj zjedliśmy, trzeba coś innego wykorzystać.
Witam czwartkowo
Dziś mogłam sobie zrobić poranny spacer, bo rano nie było wiatru ani deszczu. Super! Teraz nawet wyszło zza chmur słońce.
Dziś mam sporo zadań w pracy i jedna jest poza biurem więc dzień szybko zleci. Potem małe zakupy (reszta jutro) i chyba ogarnę weekendowo mieszkanie, bo w piątek wrócę do domu później. No i tak pędzi ten czas.
Wczoraj odebrałam paczkę z żytnim słodem i w planach mam pieczenie chleba litewskiego. Jej, ale jestem ciekawa co mi z tego wyjdzie. Jestem nastawiona optymistycznie
Dobrego dnia
Witam czwartkowo.
Lato powróciło, chłodne jak na tutejsze warunki, ale zawsze to na letniaka. I na tą chwilę będzie do środy przyszłego tygodnia, dalej nie widzę prognozy.
Wczoraj trochę przeorganizowalam walizkę, wyrzuciłam nadmiar długich rękawów, dołożyłam krótkie. Sweterki i marynarki miałam zapakowane, w razie czego będzie na cebulkę.
Ciągle zastanawiam się nad kurtką puchową. Leciutka, wrzucę do samochodu, najwyżej się przejedzie.
W pracy coraz częściej i na dłużej zostaję z Malutką. Mama ostatnie dni macierzyńskiego wykorzystuje na starsze dzieci, co zresztą jej doradzałam.
A ja pójdę na spacer dzisiaj, bez Małego, to przynajmniej trochę pochodzę. Bo z nim to drepczę w miejsce- dekoracje na Halloween, dynie, liście, żołędzi, stajemy co chwilę, ja tylko jeżdżę wózkiem do przodu i do tyłu.
Ważne, że na świeżym powietrzu.
Moje ulubione miejsce udekorowane na Halloween. Co roku mają inną aranżację.
Ja nie obchodzę, nie dekoruję nawet jesiennie. Nie mam głowy do dbania o drobne chryzantemy, dynie świeże to marnotrawstwo, a plastikowe ohydki.
Lecę, bo się zapomniałam w czasie, jeszcze spóźnię się do pracy.
Nie dokończyłam rano.
Ale lubię pooglądać.
Dzisiaj na spacerze z Malutką zrobiłam dwie kolejne fotki.
Ten ''cmentarz'' przed domem wygląda bardzo realistycznie. Naprawdę robi wrażenie. Wow
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Witam, w ostatni dzień tygodnia. Jupi! Wzięłam sobie urlop na poniedziałek więc weekend będzie nieco dłuższy. To nie oznacza, że planuję błogie lenistwo Wykorzystamy go na zakup kwiatów i zabierzemy się całą rodzinką na cmentarz. Nie lubię 1 listopada przeciskać się w tłumie z doniczkami i zniczami. Jak jest okazja, to wolę to zrobić wcześniej.
Ekkore, lubię popatrzeć na ozdobione domy, ale jestem minimalistką i sama tego nie robię. Nie lubię tych sztuczności. Dla mnie ozdoba, to świeże kwiaty, rośliny, świece, szkło i inne światełka (byle o ciepłej barwie). Ale jak to mówią...o gustach się nie dyskutuje
Dziś śmigam do fryzjera. Byłam 3 tygodnie temu więc jeszcze bym nie musiała, ale...policzyłam, że jeśli chcę na święta grudniowe zadbać o fryz, to trzeba jakoś mądrze podzielić czasowo te wizyty.
Kolejny dzień pogodne niebo i niech tak zostanie.
Dobrego dnia i miłego weekendu
Ja lubię popatrzeć, podziwiać inwencję, sam fakt, że komuś się chce.
Albo nawet jak go stać to zatrudni firmę. Nie wiem czy na Halloween, cale widziałam już ogłoszenia o dekorowaniu świątecznym.
Ktoś doświadczony przyjedzie i będzie łaził po drabinach i dachach. A skoro są ogłoszenia, znaczy zapotrzebowanie jest.
Co trzy tygodnie do fryzjera... nawet raz w miesiącu.... nie dla mnie. Ja staram się chodzić co trzy miesiące, bo już muszę. Nie cierpię tych wizyt. Gdyby nie fakt, że mi za gorąco, miałabym długie. Ale przy tej gęstości nie wytrzymam.
Moja koleżanka zaczęła sama obcinać i farbować włosy.
I powiem Wam, że jeżeli idzie o fryzurę (ścięcie), to ma najlepszą od czasu, gdy ją znam. Farbowanie na blond siwych nie widzę różnicy.
A ona ma dwie stówki w kieszeni.
Ja u fryzjera byłam wczoraj po 5 miesiącach. Z odcieni szarości jestem znowu blondynką,wszak to mój naturalny kolor.
Super! Tylko pozazdrościć koleżance. Ja też nie lubię tego "fryzjerowania", ale jak ma się krótkie, to już nie ma zmiłuj. Wyjątkowo teraz idę po trzech tygodniach. Normą jest co miesiąc. Farbuje sama w zaciszu domowym
Ja mam krótkie.
Wolę siebie w krótkich - ciut dłuższych, której to długości nie zniosłabym za długo, za gęste rosną.
Te trzy miesiące to jest takie optimum, staram się trzymać najdłużej jak się da, dopóki nie kręcę kucyków na czubku głowy, to jeszcze jestem w stanie znieść jakiś czas oraz włosy nie siedzą mi na karku.
Wtedy lecę w podskokach.
Teraz pewnie będzie krócej, bo nie cierpię tej fryzury.
Rano, jak wstanę stwierdzam, że nawet zaczyna mi się podobać. Dopóki nie ubiorę okularów, włosy mi się podnoszą, tył jeepa compassa jak nic. Próbowałam okulary na włosy, ale są za krótkie, połowa pod zausznikiem, połowa na. Compass lepszy już.
Nie farbuję. Jeszcze.
Miliony kolorów naturalnych jesieni ciągle mi się podobają. Zaczyna dominować siwizna, ale ona ma ciepły, bardziej złoty odcień (lub na tle rudych tak wygląda).
Mam tak samo. Jestem minimalistką przez duże M. A gust jak to gust ,każdy ma inny. Co by to było jakby każdy był taki sam? A tak to jest różnorodność i to jest fajne
I już piątek.
Mam cichą nadzieję, że w pracy będzie krótko, zeby na spokojnie się przygotować do wyjazdu.
Dzisiaj przyjeżdżają dziadkowie, jej rodzice.
Pewnie i urodziny Małego wyprawią. 6 listopada 2 lata.
Ciekawe czy zostaną na tydzień, żeby pomóc.
Nie pytałam.
Wspominasz o urodzinach to wspomnę o swoich Dziś mija magiczne pół wieku.. Z tej okazji przychodzę do Was z torcikiem Proszę, częstujcie się
Goplana wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. I to tych okrągłych, magicznych.
Dobra duszo Ty pamiętasz o naszych, a my już nie mamy takich pamięci do dat.
Tort przepyszny. Przysiadam się.
Jak się czujesz w drugiej połowie wieku?
Jak się czuję? Dobrze, gorzej było jak ''dobijałam'' do 40-tki. Kojarzyło mi się to ze starością. Dziś już tak nie myślę i cieszę się każdym dniem. Rano z życzeniami dzwoniła moja ciocia o 20 lat starsza ode mnie. Mówiła, że się cieszy ,że ma 70,że żyje, że inni jak np.moja Mama nie dożyła nawet 40-tki... co jest bardzo smutne i przykre. Jakby nie było coś w tym jest.
Moja mama jak miała 50 lat była stara, to się czuło (Tata nie, zmarł w tym wieku, jako młody chłop).
Nie było w niej tego powera, energii, sprężystości. Zmarła mając 69 lat. Wtedy to się wydawało tak dużo. A teraz mam koleżanki w jej wieku i one są choć w sile wieku to ciągle młode.
Mam wirtualną koleżankę, która w wieku 70 lat popyla na rolkach, rowerze. Tylko zdjęcie z bliska pokazuje wiek, pomarszczona skóra, czasu nie da się zatrzymać i oszukać, z odległości młodka, bije od niej energia.
To chyba czasy się zmieniły, nauczylysmy się jako kobiety jakieś asertywności, wygospodarowywania czasu dla siebie.
No proszę,to tylko świadczy o tym jak czasy się zmieniły a z nimi i ludzie. Dzisiejsze 60 latki to niegdysiejsze 40 latki. Nawet babcie mające 80 lat wyglądają młodo,a co niektóre widuję nawet w dżinsach,nie jak kiedyś w długiej spódnicy i chuścinie. Mimo wszystko mam sentyment do ''tamtych babć. Może dlatego, że moja taka była? Babcinka na co dzień w chustce i podomce,ale za to zawsze w ufarbowanych włosach ,bo nie znosiła siwizny Do samego końca pełna życia. Jeździła na wycieczki z Koła Gospodyń do którego należała od kiedy powstało Koło ,do sanatorium co 2 lata a kiedyś nawet co roku jak była możliwość. Wszędzie jej było pełno i nawet leżąc na szpitalnym łóżku niespodziewała się,że odchodzi,bo planowała w którym miejscu posadzi ziemniaki...
Goplano, mimo, że z poślizgiem, to biegnę do Ciebie z moimi najszczerszym i życzeniami. Niech nigdy nie brakuje Ci zdrowia, bądź radosna każdego dnia i niech Twój organizm daje Ci zawsze taki zastrzyk energii żebyś mogła "fikać" jak młoda sarenka. Bądź zawsze sobą, bo jesteś wspaniałą Kobietą.
Ściskam Cię bardzo mocno!
Ps. Przesyłam naturalny bukiet - bo pewnie do Ciebie pasuje.
Smakosiu, dziękuję Ci ślicznie za piękne życzenia. Jest mi niezmiernie miło Zdrowie najważniejsze i żeby go było ciut więcej to byłoby super
A bukiet jak najbardziej w moim stylu ,dziękuję
Witam sobotnio
Przychodzę ze świeżo zaparzoną kawą. Czestujcie się.
Wczoraj upiekłam chleb litewski. Wyjęłam go o 22-ej i zostawiłam do wystudzenia a sama poszłam spać . Obudziłam się koło drugiej i ten zapach nie pozwalał mi ponownie zasnąć. Miałam ochotę wstać i zaspokoić ciekawość próbując odrobinę, ale resztki rozsądku zwyciężyły Za to rano czyli o 5.30 prawie wbiegłam do kuchni. Melduję, że wyszedł i faktycznie smakuje, jak ten, który kiedyś jadłam. Uf! Cieszę się Jest specyficzny w smaku, bo mocno słodowy i wyraźnie kminkowy. Bałam się, że będzie zbyt zbity, ale dałam odrobinę drożdży oprócz zakwasu i wyszło super.
Tak się rozbrykalam z tym piekarnikiem, że następny chleb już jest w środku i zaczyna się pięć. Tym razem orkiszowy (z mąki typu 1850) na żytnim zakwasie. No a następna w kolejce jest szarlotka sypana. Zaraz obieram jabłka boskop i szykuję tortownicę. Ech, jaki fajny poranek! Połówek już w drodze do domu i powinien być na miejscu po 12-ej.
Życzę miłego weekendu
Oj chętnie się napiję kawy ,do tego ten chlebek, energia na cały dzień. Dzięki
Witam sobotnio
Październik powoli zbliża się do końca. Trudno uwierzyć, że czas tak szybko leci. Za chwilę Wszystkich Świętych, a potem już do Świąt jak z pejcza strzelił. Niebawem jak co roku będę zarabiać na Piernik Staropolski ,tylko, że ja zamiast masła daję smalec. Od dawna mam taki przepis ,podany od cioci ze starej książki kucharskiej z XIX wieku. Zachwycona jestem tą książką, ale kiedyś mówiła ,że podaruje ją synowej.
Oj smalec? A to zaskoczenie. Powiedz jaka jest różnica w konsystencji ciasta po upieczeniu i czy zmienia się smak?
Smak jest zachwycający. Moja rodzina i znajomi zajadają się tym piernikiem. Poza tym konsystencja taka jak ma być,w smaku w ogóle go nie czuć. Zresztą istnieje tu przepis na piernik staropolski ze smalcem. Taki sam jak ten ze starej książki. W ogóle taki sam jak ten od holly z taką różnicą ,że u niej masło.
Piernik Staropolski
No ,no ,no ,ale nam dogadzasz. Najpierw kawa i chleb a teraz szarlotka. Toż to full wypas, mniammm
Ale żeście napisały.
Fajnie się czytało.
My od rana w drodze, koło 12 godzin z przerwami. Ale dojechaliśmy, pojedliśmy, jutro już do celu, ze zwiedzaniem po drodze.
Amerykańskie pieniądze, fort Knox.
Oczywiście pooglądać można z daleka, dostępny visitors center i muzeum Pattona.
A wieczorem wieczorek zapoznawczo rozpoznawczy, z zazwyczaj pysznym jedzeniem.
Dziś byliśmy w lokalnej stekowni. 6 minut od hotelu na piechotę. Nie rozjechali nas, przejść 6 pasów ruchu bez przejścia dla pieszych. Wyzwanie. Na powrocie było prościej, bo paloma złagodziła obawy, hehehe.
Steki rewelacyjne. Choć medium rar a nie medium. Pierwszy kęs zaskoczeniem. I chęcią reklamacji. Ale potem...pycha
Na stałe na pewno nie, ale przez przypadek może być...
Jutro też wczesna pobudka i w drogę.
Kilka zdjęć samochodowych, pięknej złotej jesieni w górach
Ale Wam fajnie, pozazdrościć. Widoki piękne, a z tym przejściem ,to faktycznie wyzwanie, dobrze ,że choć stres zajedliście czymś pysznym. Pozdrowienia
Witam niedzielnie
Dziś nie gotuję ,a od rana się szykuję. O 13:00 mamy obiad w restauracji z racji moich okrągłych urodzin. Trochę posiedzimy, trochę potańczymy i do domu.
Tymczasem życzę miłej i smacznej niedzieli
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
Baw się dobrze, wytańcz za wszystkie czasy.
My dziś też ruszamy za niedługo.
Od wczoraj nie gotuję przez tydzień, hehehe.
Będzie co gubić po powrocie.
Od tygodnia sprawdzałam pogodę na obu końcach naszej podróży- przyjemne lato.
Ale nie pomyślałam o przejeździe.
My w krótkich rękawach, a w górach 12 stopni. Jak już przejechaliśmy Appallachy, ciut się ociepliło, ale i tak chłodniej niż zakładałam.
Wczoraj w West Virginii kupiłam miód z tulipanów, mojego ulubionego sumaca nie było oraz syrop klonowy z lokalnej farmy klonowej. To znaliśmy z zeszłorocznego wyjazdu, był w planie postój w tym miejscu.
Tam też mieliśmy meeting jeepowy. Tak to wyglądało
Witam niedzielowo
No no, sporo się tu dzieje. Fajnie
Goplana, niech Cię nogi w tańcu niosą i świętuj smacznie , w doskonałym nastroju.
Ekkore, jak to fajnie, że masz czas podzielić się pierwszymi wrażeniami. Piękna jesień na zdjęciach. Super, że towarzyszy Wam słoneczna aura. Wtedy można w pełni cieszyć się naturą i zawsze na większym luzie.
U nas dzień na spokojnie. Cieszymy się, że jesteśmy razem i co chwilę robimy coś, na co zawsze brakuje czasu więc godziny nam umykają.
Udanej niedzieli
Witam poniedziałkowo
Dziś mam dzień urlopu, ale wstałam wcześnie żeby zrobić wszystko na spokojnie. Póki co kawa. Pomyślę co muszę kupić i po śniadaniu skoczymy do sklepu. Chcę dokupić kwiaty na cmentarz, bo w sobotę już nie było w czym wybrać .
Patrzę za okno i widzę, że prawie nic nie widzę Ale mgła!
Goplana, jak się udało świętowanie? Potańczyłaś sobie? Co dobrego jedliście?
Zostawiam kawę i zmykam.
Dobrego dnia
Ale intensywny dzień był wczoraj.
Od wczesnego rana do północy po zmianie czasu na centralny, czyli o godzinę później do mojego.
Pojechaliśmy do fort Knox. Wiele zobaczyć nie można, ale chodzenie po terenie, gdzie amerykańskie rezerwy w złocie się znajdują przyprawia o dreszczyk.
Potem miało być muzeum Pattona, ale nie mieli informacji w necie (albo nie znaleźliśmy jej), że w niedzielę i poniedziałek zamknięte. Wrócimy na powrocie.
To pojechaliśmy na fort ziemny, piękny jesienny spacer z widokiem na rzekę.
Pod fortem Knox wysiadamy, poranek chłodny, ja po kurtkę polarową a jej nie ma. No nic, nie zabrałam pewnie z domu.
Mówię do męża, że nie wiem jak, ale kurtka chyba została w domu.
A on się pyta czy zabrałam z hotelu.
Kompletnie nie pamiętałam, że ja ją zabrałam z samochodu, dopiero wtedy mnie oświeciło. Nic, telefon, odbierzmy na powrocie, będzie czekała. Taka skleroza...
Potem podróż przez kilka stanów, aż dojechaliśmy.
Mamy pokój na 18 piętrze, z widokiem na Mississippi oraz największą atrakcję miasta, łuk. W środku którego, na szczycie są okienka widokowe. Wjeżdża się windą do połowy łuku, wysiada, wygląda i zjeżdża z drugiej strony.
Plan na czwartek jest.
I wieczorne spotkanie. Bardzo miłe.
Jedzenie z podgrzewacza, jak dla mnie już chłodne, ale bardzo dobre.
Z tego co wzięłam to była moja ulubiona pieczeń wołowa, do tego doprawione na ostro ziemniaczki, szparagi z grilla. Potem różne sery, mortadela włoska.
Wzięłam też do spróbowania kulki faszerowane pieczarkami.
Na deser były mini ciasteczka i pralinki, spróbowałam kilka gryzow od męża, przepięknie wyglądające, składające się głównie z cukru.
Ja poznałam męża znajomych, Polaków z Kanady i jak dla mnie to do końca był polski wieczór. Jak nas wywali z sali balowej - dosłownie. Pani przyszlai zdjęła obrus spod talerzy (Ela ciągle jadła, oni przyszli później), to przenieśliśmy się do ich pokoju.
Jak zwykle okazało się, że Świąt jest mały.
Otóż w Polsce wszyscy byliśmy z Bydgoszczy. Oraz jego siostra mieszkała w bloku po drugiej stronie ulicy.
Za dzieciaka może gdzieś kiedyś się spotkaliśmy (oni starsi od nas 7 lat).
Dzisiaj zaczynam dzień zwiedzania, zobaczymy jak będzie.
Najtrudniej wytrwać do śniadania, babskie jest dopiero o 8.
To jeszcze dwie godziny... jak się najem w pokoju to nie zmieszczę tego co będzie.
Idę robić kawę, żeby przetrwać.
Zostawiam dla Was kilka zdjęć. Takie mini mini z całego dnia.
Dodało mi jedeno 2 razy. Raz wychodziło, że się wysypało, ale po wysłaniu widzę, że jest.
A czas lokalny jest o godzinę wcześniej a nie później.
To u mnie jest o godzinę później. Czyli spać poszliśmy o 1 w nocy czasu mojego.
A dzisiaj pobudka (bez budzika)- na zegarku 6.30. Ale fajnie, tylko 1.5 godziny do śniadania. Telefon, a tam dopiero 5.30.
Ależ piękna pogoda Wam się trafiła. Jesienne fotki z oryginalnymi widokami są super. Ciekawa jestem tego zdjęcia z 18 piętra.
A co to za kobiece śniadanie o godz. 8-ej?
Masz rację świat jest mały. Fajnie, że mogliście spędzić razem taki miły wieczór. Pewnie w większości oparty na miłych wspomnieniach
Wszystkie zdjęcia łuku są z pokojowego okna, mieszkamy w pokoju nr 1 dla piętra.
Taki widok ma bardzo mało pokoi, z naszej strony korytarza tylko dwa, reszta pod kątem. I nasza jadalnia ma chyba widok.
Jeszcze zdjęcia z drugiego okna.
No pięknie! Wyobrażam sobie jak tam musi być ładnie oświetlone w nocy wtedy jeszcze inaczej się to prezentuje.
Mnie najbardziej podoba się widok o wschodzie słońca. Gdy niebo się różowi. I zaraz potem, gdy słońce już wstanie i jest pośrodku łuku. To jest kilka sekund, bardzo szybko przechodzi do boku. Nie udało mi się jeszcze zrobić zdjęcia.
Wczoraj za długo mi zeszło z przygotowaniami, a dzisiaj muszę naładować telefon, rozładował się do zera, ciągle na kablu.
Mnie zostało 20 minut do wyjścia.
Witam wtorkowo
Wczorajszy dzień urlopu został uczciwie spożytkowany. Porobiliśmy wszystko, co potrzeba czyli wszystkie groby naszych bliskich zostały posprzątane (ponownie), kwiaty zaniesione, znicze zapalone. jak pogoda pozwoli (a jest taka szansa), to o0czywiście pójdziemy ze zniczami (a raczej wkładami do nich) jeszcze 1-go albo 2-go.
A! Właśnie! Koniec miesiąca się zbliża. Czy już jest jakiś plan kto przejmie klucze do listopadowej Kawiarenki?
Zaparzyłam w dzbanku herbatę z pomarańczą, cytryną, goździkami, hibiskusem, imbirem i sokiem z czarnej porzeczki. No normalnie "wypas"
Częstujcie się
Cześć Smakosiu Wygląda na to ,że teraz moja kolej..Tak nas się uszczupliło ,że aż mi się chce Może jednak dobre duszyczki się odezwą na forum ,byłoby fajnie
Cieszę się, że nie kapitulujesz i cierpliwie, w oczekiwaniu na "lepsze czasy" wystartujesz z listopadem Póki co trzeba jeszcze próbować, ale być może przyjdzie taki moment ...czas pokaże, co dalej będzie.
A póki co mocne uściski
Teraz tylko na szybko.
Wspaniały dzień był, bardzo intensywny. Pospałam że hoho, ale teraz nie mam czasu na nic. Zaraz śniadanie. Nic to pójdę z mokrymi włosami.
Po południu napiszę więcej, za dwa dni.
No to drugi dzień zwiedzania za mną.
Jutro poranek na luzie, bez pośpiechu. Po lunchu pójdziemy obejrzeć najbliższą okolicę, wieczorem ogród botaniczny.
I pojutrze może wrócimy na teren targów z 1904 roku, bo tam jest multum do zobaczenia.
Ale po kolei. Najpierw wczoraj.
Wycieczka bardzo fajna, babki super, choć wiek to 60 plus, a nawet i 70 plus.
Więcej oglądania z autobusu, niż na nogach, ale gdyby nie to nie zobaczyłabym tego, bo nie byłoby kiedy pojechać.
Byliśmy w przepięknej bazylice - katedrze katolickiej.
Potem lunch we włoskiej restauracji, lody w najsławniejszym miejscu w St Louis. W weekendy czeka się w kolejce ponad godzinę. Były rzeczywiście dobre. Na zdjęciu z ludźmi, taki domek bez miejsc do siedzenia.
Po południu browar, największy producent piwa w Stanach.
Wieczorem zwiedzanie techniczne. Jechaliśmy godzinę, 2 na miejscu i godzinny powrót. Byłam pod wrażeniem działania firmy. Dobrze, że to nie bezpośrednia konkurencja męża, bo mieliby dużą szansę wykosić ich z rynku.
A potem była impreza z nielimitowanym alkoholem (co nie było aż tak dużo, bo całość trwała 2 godziny ) oraz przepysznym jedzeniem. Zdjęć nie mam, zostawiłam telefon w hotelu. Zresztą nikt nie robił w trakcie zwiedzania.
I dzisiejszy dzień.
Najpierw byliśmy w parku, teren dawnych targów światowych z 1904 roku (i olimpiada też się wtedy odbyła w St Louis).
Z oryginalnych budynków ocalało tylko obecne muzeum sztuki, ptaszarnia w dzisiejszym zoo. Reszta po zakończeniu targów została zniszczona - raz że była kiepskiej jakości, ale na pokaz, dwa koszty utrzymania. Budynek muzeum sztuki jest murowany.
Myśmy objechali park autobusem.
Wszystkie muzea i jedno z największych zoo w Stanach są za darmo przy indywidualnym zwiedzaniu.
Byliśmy w Muzeum Historycznym, mieliśmy przewodnika. Zwiedziliśmy tylko część związaną z targami, wielka makieta pokazująca cały teren i budynki targów.
Zajęło to ponad godzinę, mnóstwo ciekawych informacji.
Dalej był lunch, bardzo dobry.
A potem byliśmy na niby shoppingu.
Nogami z restauracji, kilka minut.
Miał być sławny farmers market i sklepy.
Sklep sztuk jeden to nic ciekawego, śmietnik dekoracyjny, tandeta za naprawdę duże pieniądze.
A targowisko to szopa jednego sprzedawcy, z warzywami, jakimiś przetworami, porozkladanymi to samo w kilku miejscach. Najpierw myślałam, że to osobne stragany. Dopiero później zobaczyłam, że ludzie mają koszyki i płacą przy wyjściu.
Jak dla mnie nic ciekawego, zwykłe targowisko ma lepszą ofertę do pooglądania.
Generalnie wszystkie byłyśmy niezadowolenie z tego punktu wycieczki, jako elementu, za który trzeba było zapłacić.
Bo czas spędzony razem, śmiechy, żarty z sytuacji były naprawdę przyjemną godziną.
Dziękujemy za fotki. Fajnie się ogląda. Sporo macie tego zwiedzania.
Zwiedzania w moim stylu to mało.
Więcej autobusu, czasu z ludźmi, jedzenia.
Myślę, że dostosowane do wieku uczestniczek, część to już czas jeżdżenia windą i omijania schodów.
Super czas śmiechu, żartów, opowiadania o sobie, dzieciach, mężach, sporo anegdot o panach. Salwy śmiechu itp.
Śniadania okropne w hotelu, mogłabym wygospodarować coś z tego co mam na powrót. Idę żeby pogadać.
Witam środowo
Ale mi dzisiaj leci czas. Rano mżawka więc trochę słaba pogoda na poranny spacer. Po pracy muszę skoczyć do centrum handlowego. Jej, jak ja dawno tam nie byłam. Nie przepadam za zakupami więc mnie nie ciągnie, ale wymyśliłam sobie wymianę plastikowego dzbanka filtrującego wodę na szklany. Chcę zobaczyć jak wygląda (czy ciężki itd.)
Ech, jak brakuje słońca. Ciągle taka mgła albo mżawka. Wiem, wiem...zawsze może być gorzej, może zacząć padać, ale tak mi się marzy spacer w słońcu. Fajnie by było pójść odwiedzić 1-go groby bliskich i przy okazji nacieszyć się kolorami jesieni skąpanej w słonecznych promieniach.
Jeszcze tylko jutro poranne wstawanie i znowu będzie trochę luzów.
Dobrego dnia
I już środa.
Dzisiaj wolne, leniwe przedpołudnie.
Po południu spróbujemy wjechać na łuk, obejść najbliższą okolicę, żeby mieć czas jechać do parku po targach światowych w czwartek. Ale to nie jest pewne, bo może padać. Oby rano, tak po lunchu żeby było po.
A nawet jak, to pominiemy zoo (i tak nie wiadomo jak by było z czasem), a zwiedzimy muzea.
Nic nie jest na przymus, zrobimy co damy radę.
I w piątek w drogę do domu.
Muzeum Pattona oraz odebrać moją kurtkę.
Nocleg mamy w miejscowości, gdzie jedliśmy lunch w tą stronę - całkowicie bez związku i planu, tak wyszło samo.
Witam czwartkowo
Jako, że to ostatni dzień miesiąca, to bardzo dziękuję Ekkore za tę kasztanową, rudą i październikową Kawiarenkę. Mimo, że jest nas garstka, to było przytulnie, serdecznie i pachnąco od "pysznych" fotek. Nie zabrakło jesiennych barw - jednym słowem SUPER.
Sześć stopni na termometrze, chłodek na całego. Dziś fajnie się wstawało, bo z myślą o tym, że jutro można będzie dłużej pospać. Niestety zapowiadają jakiś silny wiatr na 1 listopada. Słabo się wtedy spaceruje po cmentarzu, bo tam dużo starych drzew, to i gałęzie nad głowami szaleją niebezpiecznie. Ale może tylko tak straszą i nie będzie aż tak źle...?
Dziś muszę zrobić zakupy. Połówek wyjeżdża w niedzielę więc pewnie dojdą jeszcze takie "do walizki". Hm...muszę pomyśleć o jakimś mięsnym obiedzie, najlepiej na dwa dni.
Życzę miłego dnia
Kiedy ten miesiąc przeleciał. Ot tak.
Dziękuję Wam za bywanie, za siedzenie przy kominku i podziwianie rudości.
Dzisiaj deszcz, zapowiadany. Ma się skończyć do 10. Oby.
Wczoraj dzień na nogach, połaziliśmy sporo.
Byliśmy na górze łuku podziwiać widoki.
Przepiękne.
Wiecie, że to park narodowy, byłam zaskoczona. Poza tym muzeum i film z czasów jak budowali. Założyli, że uszkodzi się 30 osób, nikomu nic się nie stało.
Do tej pory nie rozumiem w jaki sposób kapsuła wagonika na 5 osób obraca się, żeby pasazerowowie siedzieli w tej samej pozycji przez całą drogę.
Nie czuje się tych obrotów, tylko szarpnięcia. No i dźwięki jak w autobusie przegubowym ma skręcie, nie jest to straszne.
Potem Byliśmy w starej, pierwszej oryginalnej katedrze, z czasów francuskich.
Poszliśmy do przodu, godzinę, aby zdążyć wrócić.
Wieczór był rozczarowaniem. Nie mieliśmy zwiedzania ogrodu botanicznego, wszystkie pawilony zamknięte, ciemno. Pokaz magika taki sobie, naciągany na siłę (a może ja nie lubię tylko), żadnych sztuczek tylko czytanie myśli (które zebrali wcześniej w lobby).
Ale poza tym super czas, dużo znajomych żon, śmiechy, rozmowy.
Przy stole siedziałam obok Polki, to sobie pogadałyśmy.
Kilka zdjęć dla Was. Takie większe kilka, ciężko było wybrać.
Pora się zbierać na ostatnie okropne śniadanie. Jutro nie będzie, ruszamy jeszcze po ciemku.
Super! Zdjęcia 6 i 7 są najładniejsze.
Fajne kadry. A widok z samej góry robi wrażenie
Mieliśmy szczęście z pogodą, piękne widoki.
Gdyby zostało do dzisiaj to zapłakane szaro bure niebo.
Mamy czas gdzieś do 12, bo wtedy jest zakończenie posiedzenia.
Wow ,ale wspaniałe ujęcia ,a co dopiero widzieć na żywo.
Ekkore ,dziękuję za październikową kawiarenkę. Było jak zawsze ciepło i przytulnie, do tego smacznie. Żałuję tylko, że zostałyśmy trzy. Może się to zmieni, może nie... W każdym bądź razie do zobaczenia w listopadzie
Jak wspomniałam ruszamy bardzo rano, długa droga do przejechania, pewnie nie będzie kiedy pisać.
Pojechaliśmy do Muzeum sztuki, tylko. Bo tylko tam była restauracja otwarta (ta do której chcieliśmy iść była zamknięta bez żadnej informacji o tym).
To nie opłacało się wychodzić.
4 godziny oglądania, końcówka to już bez poświęcania uwagi.
Trzy piętra.
Poza sztuką nowoczesną, wszystko zachwycające.
Monet, Manet, Picasso, Van Gogh, Canaletto, Tycjan to pamiętam z w tej chwili.
Całe piętro europejskiego malarstwa.
Plus sztuka chińska, hinduska, indianska, egipska, afrykańska, rzeźby, naczynia, meble.
Na zoo nie było siły już.
Kilka obrazków dla Was.
Zegarek na jednym ze zdjęć jest z Polski, z Chełma.