Trochę wymyślona, trochę wykombinowana, na cieście od mojej domowej szarlotki, zapisana "ku pamięci" a będzie mi miło, jeśli ktoś skorzysta, bo naprawdę bardzo smaczna. Zaletą jest, że ciasto można naszykować dzień wcześniej, budyń w zasadzie też - no i wtedy wszystko idzie piorunem. Ciasto jest dość słodkie, ale takie ma być bo to nie kartofle do drugiego dania tylko deser!
Jeśli ktoś ma swój sprawdzony przepis na kruche ciasto, może go użyć zamiast mojego. :)
1. Do mąki z cukrem, solą i z proszkiem dodajemy posiekaną zimną margarynę. Mieszamy mikserem, albo łapkami rozdrabniamy na kruszonkę. Dodajemy żółtka i szybciutko zagniatamy ciasto.
2. Formę smarujemy olejem i wycieramy nadmiar papierowym ręcznikiem. Ciasto kroimy na plastry, układamy na blaszce i wylepiamy palcami, podnosząc brzegi. Nakłuwamy je gęsto widelcem. Jeśli ktoś umie i lubi wałkować ciasto kruche, to proszę bardzo.
3. Formę z ciastem chowamy do lodówki na pół godzinki, godzinę albo całą dobę. Zależy jak kto sobie zaplanował pracę.
4. Gotujemy budyń na 600 ml mleka, do ugotowanego dodajemy łyżkę masła, mieszamy, studzimy. Jeśli komuś zrobił się "kożuszek" to żaden problem, po rozmieszaniu i upieczeniu będzie OK. Nie ma co się stresować.
5. Śliwki pestkujemy starając się otrzymać jako-tako równe połówki.
6. Nagrzewamy piekarnik do 190 stopni (góra-dół), wstawiamy tartę na drugą półkę od dołu, pieczemy 15 minut. Po wyjęciu ciasta przestawiamy temp. na 170 stopni.
7. Na podpieczonym i troszkę przestudzonym spodzie rozsmarowujemy budyń, układamy gęsto śliwki skórką do dołu, posypujemy je mąką ziemniaczaną.
7.
Kiedy już wszystko inne mamy gotowe ubijamy białka ze szczyptą soli na sztywno. Zaczynamy dodawać do nich cukier, pomału, po łyżce i cały czas miksujemy. Na koniec dosypujemy mąkę ziemniaczaną i dokładnie mieszamy mikserem.
8. Wykładamy i rozsmarowujemy pianę na ułożonych śliwkach.
9. Nie zwlekając wkładamy do piekarnika na tę samą półkę i pieczemy w 170 stopniach przez 30 minut, potem temp. zmniejszamy do 60 stopni, włączamy termoobieg i suszymy tartę jeszcze 15 minut. Wyłączamy i dajemy jej 10 minutek "dojść do siebie". Możemy ewentualnie uchylić drzwiczki.
10. Proponuję kroić ciasto po całkowitym ostudzeniu inaczej budyń nam popłynie i będziemy zmuszeni zlizywać go z palców. I nie wiadomo, czym to się skończy!
Smacznego!
Przepis jest troszkę przydługi ale starałam się dokładnie opisać, aby skorzystać też mogli ci, którzy nie są biegli w sztuce pieczenia.
Dodam, że zainspirowała mnie tara z porzeczkami i bezą z Kwestii smaku.