Przełom października i listopada to czas, kiedy przed domostwami oraz w oknach mieszkań pojawiają się dyniowe lampiony. Najczęściej są to zwykłe zębate buzie, ale można też spotkać prawdziwe majstersztyki w postaci misternie wyciętych skomplikowanych postaci zwierząt lub zarysów budynków o ciekawych kształtach. Historia Jack's-o-latern sięga setki lat w głąb do irlandzkiej historii.
Swą nazwę lampion zawdzięcza legendom o Jacku, który oszukał diabła, za wszelką cenę usiłując uniknąć wywiązania się ze złożonej mu wcześniej obietnicy oddania duszy. Najpopularniejsza z wersji opowiada o Jacku jako o porywczym i chciwym pijaku, który skusił się na propozycję diabła i za butelkę piwa zrzekł się swojej duszy. Czart szybko zgłosił się po swą należność, ale Jack nie miał zamiaru poddać się tak szybko. Spytał diabła o możliwość wychylenia jeszcze jednej butelki piwa, zanim odejdzie z tego świata. A ponieważ nie miał czym zapłacić, poprosił diabła, aby ten zamienił się na chwilę w monetę, dzięki której Jack ureguluje należność u karczmarza. Diabeł nie mógł doczekać się przejęcia duszy Jack'a, ale gdy zmienił się w monetę, pijak zamiast zapłacić za piwo, schował pieniążek do kieszeni wraz z krzyżykiem. Diabeł był wściekły i bezsilny. Nie mógł wydostać się z kieszeni ani wrócić do swojej postaci. Został uwolniony dopiero po złożeniu obietnicy, że kolejny rok pozwoli chodzić Jackowi po ludzkim padole.
Kilka lat później diabeł znów postanowił upomnieć się o swoje. Jack i tym razem okazał się sprytniejszy. Poprosił diabła, aby wspiął się na drzewo i zerwał dla niego jabłko. Gdy stało się, jak planował, wyciął na pniu drzewa krzyż, po raz kolejny skutecznie przechytrzając swego piekielnego komornika. Pewny siebie wynegocjował odwołanie zawartej z diabłem transakcji, los jednak spłatał mu figla i 31 października, Jack zmarł. Ponieważ za życia nie był dobrym człowiekiem, wygoniono go z nieba. Nie przyjęto go też w piekle, do którego udał się w następnej kolejności, wszak diabeł, siedząc uwięziony przez Jacka na jabłonce, w zamian za wolność przysiągł nigdy nie zabierać jego duszy. Dał mu jednak na drogę płonący węgielek, który Jack umieścił w rzepie, noszonej zawsze w kieszeni jako rodzaj ulubionej przekąski. Jack wydrążył rzepę i z tak przygotowanym lampionem udał się na wędrówkę w poszukiwaniu swojego miejsca po śmierci. Podobno tuła się tak do dziś ze swym świetlistym drogowskazem.