(ocalały fragment znaleziony przypadkiem w książce „Kuchnia Polska”.)
Jajecznica
(czyli o zbawiennych zaletach tej prostej potrawy w leczeniu nostalgii)
Gdy młody panicz odetchnął po długiej podróży, Gdzie jechał (wprawdzie kolaską), ale w pyłu chmurze Zapragnął smak dzieciństwa poczuć-choć raz jeszcze! I zjeść w dworku coś czego- nie jada się w mieście. A jedząc wspomnieć czule dzieciństwa Arkadię, I nostalgię uleczyć co jak raz dopadnie, Jak harpia serce szarpie, za nic nie przestaje I ni rozum, ni serce z nią rady nie daje! Sam wziął się do czytania - zapaliwszy świcę, Zaś kucharce zażyczył - zróbże jajecznicę! Z jajek ośmiu, ze solą, aby nie za miękkie Były żółtka - bo takie jadałem w dziecięctwie! Natenczas kuchcik co był do wszelkiej pomocy Tam w sianku ciepłe jeszcze; ogrzane kokoszą Jajka aż się do potraw same śmieją, proszą! Nazbierał osiem, tak jak zleciła kucharka (Chociaż kury gdakały, gdy podbierał jajka). W kuchni już się zaś węgle żarzą w palenisku A miedziana patelnia złotym okiem błyska. Na patelni - kęs masła pod gorąca tchnieniem Złoci się, obraca, pływa i topnieje Nie czekając kucharka jajka po kolei Stuknąwszy o kant stołu na połowy dzieli, Zręcznie w palcach obraca, by nie zronić kropli Potem na tłuszcz stopiony co ma ze sto stopni Wrzuca - a żółtko z białkiem jak rzeki kaskady Spadają w tafle masła łącząc się bez zwady I jak były przed chwilką w skorupkach złączone, Tak już znów wymieszane i żarem zmącone Skwierczą, pryszczą, szczebioczą, ścinają się szybko A kucharka je łyżką rozbija tak gibko By nie przywarły zbyt mocno do brzegów metalu (A metal ów pochodził z dalekiego kraju). I zapach błogi płynie, przez kuchnię, za okna, Snadź do kuchni przywabi kogo w polu spotka! A tymczasem sól jeszcze jak szronu sreberka Sypie kucharka w jajka i spod oka zerka Czy całość nie za twarda, czy się dobrze rusza? Chciałaby zadowolić gusta Tadeusza! W jednej chwili gdy czuje, że już dość smażenia Podrywa w lot patelnię, palenisko zmienia, Na letnią, aby tylko podgrzewać pomału... A tymczasem sam panicz niby dla kawału Próbuje uszczknąć kęsik, póki nie gotowy: - O mój Tadeuszu! Niech pan rękę schowa! Woła doń kucharka; - Mówię przeca szczerze: Jajecznicę wyłożę zaraz na talerze! Więc Tadeusz speszony, chrząka, milknie, siada By za moment gotową potrawę zajadać! (...) Żółta jak złoto Orientu, miękka jak aksamit Otworzyła w paniczu w szerz pamięci bramy; Czas miniony, co w smaku, zapachu tak drzemie Że gdy zbudzić go zdołasz, krzykniesz: Niebo w gębie!... Z każdym kęsem wciąż nowe dostrzegał obrazy Siebie jako pacholę z tym wyrazem twarzy Co tylko może zrodzić najlepsza potrawa Podana mu przez matkę, a więc jasna sprawa; Jadł dopóki nie złożył widelca (swej broni). A kęs błogi, ostatni nostalgię - odgonił. Marengo |
nadia (2007-12-20 17:15)
Piekne...Jak czytalam wszystko mialam przed oczami, jakbym tam byla miedzy nimi....